Nie był w stanie otworzyć oczu, nawet jeśli na prawdę tego chciał, to było po prostu niemożliwe do wykonania. Zajęło mu kilka dobrych, długich minut zanim nie wrócił do w pełni świadomości. A gdy wraz z ocknięciem się poczuł ogromny ból w ciele, jęknął cicho.
— Halo? Proszę Pana, słyszy mnie Pan? — usłyszał niewyraźny głos, tak jakby znajdował się kilka metrów pod wodą. Mniej więcej tak, jak gdy w dzieciństwie wpadł latem do jeziora, a jego starszy brat krzyczał do niego z brzegu. Był wtedy przerażony, nie dlatego, że sam mógł stracić życie, ale dlatego, iż nie mógł zostawić swojego brata.
I wtedy też pomyślał o Jeonginie.
Powoli jak i bardzo ciężko otworzył powieki, z początku nie mogąc się ruszyć choćby o milimetr. Nad sobą zobaczył mężczyznę, pewnie gdyby był całkowicie świadomy od razu opisałby w głowie każdy charakterystyczny element w jego twarzy. Jednak obraz rozmazywał mu się, nie potrafił wyczytać nawet emocji, które płynęły z obcego.
— Jeongin... — szepnął, gdy mężczyzna podniósł go i przeniósł na niezbyt wygodne nosze.
Wtedy też zdołał przekręcić głowę i spojrzeć w bok. Trzy karetki, zbiorowisko ratowników, jak i jeszcze większy tłum przechodniów. Jezdnia poplamiona krwią, roztrzaskana maska samochodu Hwanga.
Dopiero w tym momencie zaczął przypominać sobie całą sytuację. Dopiero w momencie, gdy zauważył doskonale znaną mu sylwetkę między kilkoma ratownikami. Przypinali do niego jakieś kable, reanimowali go.
Serce Hwanga rwało się ku ukochanemu, musiał wiedzieć czy wszystko jest z nim dobrze. A im bardziej odzyskiwał świadomość, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że to jego wina. Czy to właśnie ten moment? Ten, gdy los jednak potwierdził, że nigdy się nie myli?
Łzy mimowolnie spłynęły po jego policzku oraz nosie. Zamknął oczy nie mogąc patrzeć na to wszystko, a modląc się jedynie, by to wszystko okazało się jakimś głupim snem, koszmarem.
Ostatni raz zerknął na walczących o życie Yanga ludzi, zanim nie wnieśli Hyunjina do karetki. Ratownik zadawał mu różne pytania, jednak ten odpowiadał na nie krótko bądź nawet wcale. Już chciał się obudzić, przecież niemożliwym było, by w taki właśnie sposób miało się to wszystko zakończyć.
Ostatkami sił uniósł ręce i nie hamując łez, złożył je do modlitwy. Nie robił tego od bardzo dawna, nie czuł takiej potrzeby. Musiał uwierzyć w to, że jego Jeonginowi nic nie będzie, przecież nie mogło być.
— Boże... Proszę, zabierz mnie... Zostaw Jeongina, błagam... — zaszlochał, a ratownik jedynie wpatrywał się w chłopaka ze współczuciem.
CZYTASZ
✔deadly love // hyunin
FanfictionKiedy każdy człowiek na świecie ma na nadgarstkach dwa imiona - na jednym imię osoby, którą pokocha, natomiast na drugim osobę, którą zabije. Hyunjin na obu ma Jeongina.