25

103 8 5
                                    

Leżał w szpitalnym łóżku, przy którym nie siedział nikt. Ani lekarz, ani jego ukochany. Odkąd tylko przyjechał na miejsce nikt z personelu nie chciał mu powiedziec, co dzieje się z jego Jeonginem. Wystarczyło mu mieć nadzieję, że leży teraz w jednej z sal i powraca do zdrowia.

Umierał ze zmartwienia, jakaś część niego nie traciła jednak wiary, że wszystko jest w porządku. Z jakiegoś powodu akurat w tym momencie przypomniał sobie dzień ich spotkania. Jak mógł się nie domyśleć, że stoi przed nim jego bratnia dusza?

Nie tylko bił się w czoło z tego powodu, że w końcu mógł zorientować się, iż IN jest skrótem od jego imienia, ale i dlatego, że już w tamtym momencie oczarował go do takiego stopnia, że to było aż nieprawdopodobne. Już wtedy powinien się domyśleć, że jest on osobą o imieniu z niego nadgarstków.

Uśmiech tego nastolatka już wtedy powalił go na łopatki, jego lisie oczy czy cudowne dołeczki. Idealna wręcz sylwetka, przyjemne, duże dłonie, lekko kręcone włosy. Każdy element jego ciała, twarzy czy też charakteru był czymś pięknym, bardzo wyjątkowym. Nawet drobne gesty takie jak miętoszenie ucha w sytuacjach stresowych czy też trzymanie gorących policzków w dłoniach, gdy tylko Hyunjin mówił mu komplement. Wszystko to było idealne w Jeonginie. Jego perlisty śmiech, radość i ekscytacja za każdym razem, gdy Hyunjin przychodził po niego w momencie skończenia pracy, nawet ostatnie kłótnie. To wszystko wzmacniało ich związek.

- Hyunjin? - usłyszał nagle, na co wybudził się z tego rozmarzenia i przeniósł od razu spojrzenie na drzwi. Widząc w nich przyjaciela odetchnął cicho i podniósł się ciężko do siadu.

- Dobrze cię widzieć, Minho... - szepnął obserwując chłopaka podchodzącego do jego łóżka. Uśmiechnął się mimowolnie smutno.
- Kto ci powiedział, że tu jestem? Jeongin dzwonił do ciebie? - zapytał z na prawdę gigantyczną nadzieją w głosie.

Na moment zapadła cisza, aż w końcu Lee westchnął ciężko i podrapał się nerwowo po karku.

- Tyle trąbili o tym wypadku, od razu rozpoznałem twój samochód Hyunjin. - odpowiedział szczerze. - A co do Jeongina...

- Dalej się nie obudził, prawda? - przerwał mu, lecz nie wiedział czy w ogóle chciał znać odpowiedź na to pytanie. Miał nadzieję, że smutny wzrok Minho, błądzący po sali, oznaczał to, iż Jeongin po prostu dalej był nieprzytomny.

- Tak mi przykro... - wyszeptał i spojrzał niepewnie w oczy Hwanga. Wręcz od razu zauważył jak źrenice znacznie się zwężają, a twarz nabiera bladego koloru. Nie miał pojęcia co miał zrobić, a ostatecznie po prostu zebrał się w sobie i przytulił go do siebie.
- To nie twoja wina, Hyunjin. To ten idiota uderzył w was, to nie ty go zabiłeś, okazało się, że los się nie sprawdził, rozumiesz? To nie ty go zabiłeś.... - mówił cały czas cicho, jednak Hyunjin już dawno przestał słuchać. Przestał słyszeć cokolwiek innego, niż własne bicie serca.

Siedział w jego ramionach nawet nie potrafiąc się poruszyć w jakikolwiek sposób. Zrobił się blady jak ściana.

Nie mógł uwierzyć... Czyli jednak zawiódł. Zawiódł jako chłopak, jako przyjaciel, jako osoba, która złożyła obietnice partnerowi, iż nie pozwoli, by stała się mu jakakolwiek krzywda. Miał gdzieś słowa Minho, że to nie była jego wina. On wiedział zupełnie co innego.

Właśnie tak oto jego życie w jednym momencie straciło całkowicie sens. W końcu stracił ten cudowny uśmiech, to ciepło, to poczucie bezpieczeństwa. A zastąpiła to wszystko jedna wielka pustka i zimno.

Ja wiem, że mnie powiesicie za jaja TT Ale no przykro mi, moja książka, moje zasady bahdhahah

Jeszcze dwa rozdziały do końca, więc mam nadzieję, że nie opuścicie mnie po tym rozdziale :(((

Kocham was ludziska i proszę się na mnie nie obrażać!!!!

✔deadly love // hyuninOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz