Rozdział 13

158 10 0
                                    

Na tym zakończyła się lekcja u Alastora. Po wyjściu z klasy słyszałam wiele szeptów. Jedne mówiące ,, co on wyprawiał, te zaklęcie są zakazane", a drugie ,, zaczynam lubić tego profesora". Te pierwsze komentarze należały zwiększości do gryfonów, a te drugie do ślizgonów. Ja osobiście należałam do tej drugiej grupy i to nie tylko dlatego, że na ogół byłam ślizgonką, ale dlatego, że naprawdę tak myślałam. A nawet jeśli była bym w (nie pozwól Merlinie) Gryffindorze, nadal sądziła bym to samo.

-Już zaczynam go lubić, niezłego strachu napędził gryfonom. - zaśmiałam się do przyjaciół

-Jest trochę dziwny, ale z czasem na pewno da się przyzwyczaić -dodał Blaise.

Ruszyliśmy w stronę sali od eliksirów. Gdy doszliśmy do klasy, zostało nam jeszcze 10 minut przerwy. A z racji, że nie chciało nam się nigdzie iść. Weszliśmy poprostu do sali i zajęliśmy swoje miejsca. Dzięki temu, że chłopaki siedzieli za nami. Mogłyśmy swobodnie się obrócić do nich i wspólnie rozmawiać.

Za chwilę miała zacząć się lekcja, więc do klasy zaczęli wchodzić puchoni, gdyż to z nimi mieliśmy dziś eliksiry.

Usłyszałam zegar wybijający równą godzinę i zaczęłam się obracać, aby siedzieć przodem do biurka profesora. Jednak nim zdarzyłam się wogule ruszyć, drzwi sali otworzyły się z trzaskiem i wszedł przez nie nietoperz. Książę pół krwi- profesor Severus Snape we własnej osobie. Idąc do biurka jego peleryna była podwiewana przez wiatr, tworzony przez niego samego, jak u Batmana.

- Proszę podejść tu do mnie, wszyscy. - powiedział swym bez uczuciowym tonem, tym samym rozpoczynając lekcje.

- Czy ktoś wie, co znajduje się w tym kociołku? - Spytał, wskazując kociołek stojący na biurku. Gdy byliśmy już ustawieni w półkolu przed biurkiem. Jako pierwsza rękę podniosła Pansy. A chwilę po niej, zrobiło to też kilka puchonek.

- Panno Parkinson.

- To amortencja. Miłosny eliksir, który powoduje silne zauroczenie lub obsesję osoby pijącej go. - Oświadczyła moja przyjaciółka

- Doskonale. 15 punktów dla Slytherin'u. - rzekł nauczyciel, a wśród ślizgonów słychać było ciche pomruki zadowolenia.

- A więc teraz każdy z was podejdzie do kociołka i powącha eliksir. A następnie go przyrządzi. - oznajmił Batman

Pierwszą osobą, która miała powąchać eliksir byłam ja.

- Panie profesorze, a jeśli ktoś nic nie czuje? - spytałam, gdyż ja na prawdę nic nie czułam. Eliksir nie miał, według mnie żadnego zapachu.

- Cóż... to oznacza, że albo ta osoba nie kocha nikogo, ani niczego, albo poprostu tego nie potrafii. - wytłumaczył, a ja wróciłam na swoje miejsce w sporym zamyśleniu.

Hm. Nigdy nie myślałam że nikogo, ani niczego nie kocham. Znaczy, zawsze miałam problem z odczuwaniem emocji i ich wyrażaniem. Wielokrotnie śmiałam się i uśmiechałam, ale czasem było to wymuszone, poprostu sztuczne. Nigdy nie płakałam, bo nie potrafiłam, nie miałam nawet nigdy przedtem do tego powodów. Jednak nie pomyślałabym nigdy, że nie potrafię kochać.

Moje rozmyślanie przerwała Pansy.

- Chcesz o tym porozmawiać, czy coś? Bo jesteś stanie rozkojarzona. - Spytała.

- Nie, nie trzeba. Wszystko w porządku. - kłamstwem uspokajałam dziewczynę.

- to okej. Ale gdyby jednak nie było w porządku zawsze możesz mi powiedzieć.

- Wiem. Dziękuję. - rzekłam i otworzyłam księgę do eliksirów na stronie z przepisem.

Moja książka różniła się od reszty. Każdy przepis był pozmieniany. Były to zmiany wprowadzone przezemnie. Nazywałam to ulepszeniami, gdyż po drobnych poprawkach eliksiry były idealne w porównaniu do nie zmienionej wersji. Pod koniec wakacji zaczęłam ważyć mikstury i dopracowywać przepisy, aby były najlepsze. I oczywiście udało mi się to.

- Koniec. - Oświadczył nietoperek, w momencie gdy ostatni raz przemieszałam eliksir. A nauczyciel zaczął chodzić po klasie i sprawdzać jak wyszło ślizgonom i puchonom.

Włosy, siedzącej obok mnie Pansy, wyglądały, jakby uderzył w nie piorun. Z resztą, włosy innych dziewczyn, nie wyglądały lepiej. Blaise'owi z kociołka wypadła nawet jakaś dziwna maź. Miała ona ciemnozielony kolor i zaczęła się poruszać, na co chłopak delikatnie się zlękł. Profesor podszedł do mojej i Pansy ławki, a następnie powąchał eliksiry. A po chwili zastanowienia poszedł sprawdzać dalej.

- Najlepszy eliksir, został przygotowany przez pannę Riddle. A z racji tego, Slytherin zyskuje 20 punktów. - powiedział nietoperz stojąc już przy swoim stanowisku po zakończeniu sprawdzania, a ślizgoni zaczli bić mi brawa. A puchoni wyglądali, jakby za chwilę mieli eksplodować jedni z wściekłości lub złości, a drudzy z zazdrości.

Lekcja się zakończyła i wszystkie domy ruszyły do Wielkiej Sali na obiad. Idąc tam, mijałam grupki Bułgarów lub Francuzek rozmawiających na świeżym powietrzu.
Gdy ja I moja paczka, koło nich przechodziliśmy, każdy kierował swój wzrok właśnie na nas. W sumie to się nie dziwię, gdyż nasz śmiech, a tak konkretnie Pansy i Blaise'a, można było usłyszeć na drugim końcu zamku.

Po wejściu do WS, każdy z nas zajął swoje miejsce i powróciliśmy do rozmowy. Dumbledor przypomniał nam jeszcze o dzisiejszym wieczorze. Gdy to, po kolacji, czara ognia określi, kto weźmie udział w Turnieju Trójmagiczny. A następnie życzył nam smacznego i wyczarował posiłek.

Obiad minął szybko podobne jak dwie następne lekcje. Ten dzień minął mi strasznie szybko i to bardzo. Miałam wrażenie, że ledwie co usiadłam do książek, a ponownie był posiłek. Mianowicie kolacja. Średnio chciało mi się na nią iść, gdyż po pierwsze nie byłam głodna. A po drugie walkę między ciekawością, a lenistwem, wygrało u mnie lenistwo. Jednak z racji, że odrabiałam lekcje i uczyłam się tym razem w dormitorium, miałam pecha.

Była tam też Pansy, która kilka minut przed godziną rozpoczynającą kolację, próbowała siłą ściągnąć mnie z krzesła i zaciągnąć do WS. Nie chodziło jej tylko i wyłącznie o dowiedzenie się kto bierze udział w turnieju. Bardziej przejmowała się mną, że nie chce iść na posiłek. Szczerze mówiąc, zdarzało mi się mało jeść, albo wogule nie przychodzić na posiłek i to zazwyczaj padało na kolację. Ale innym razem potrafiłam zjeść za kilka osób. Było to dość dziwne zjawisko, ale naprawdę mi się zdarzało. Pomimo, że ja się tym jakoś nie przejmowałam. Według Pansy nie oznaczało to, że też ma być jej  wszystko jedno co jem. Zazwyczaj po wielu długich próbach udaje jej się mnie namówić. Wtedy dziewczyna jest wręcz wniebowzięta.

Kiedyś nawet, gdy Pansy powiedziała Mattheo, że nie chce iść na kolację. Kilka minut później ten przyszedł do mojego dormitorium, a następnie podniósł mnie z krzesła i przerzucił sobie przez ramię. I takim sposobem jakiś czas później znalazłam się WS. Nie byłam zadowolona z tego typu podróży, ale zostałam w ogromnym pomieszczeniu. Choć szczerze mówiąc nie nakłoniło mnie to, abym nałożyłam sobie cokolwiek na talerz. Był on zapełniony jakimiś daniami, które jak się zorientowałam nałożył mi Matt, albo Pansy. I tak zjadłam na siłę może jedną kanapkę. Choć nawet z tego ta dwójka była zadowolona.

Teraz wchodząc do WS każdy stół był już prawie zapełniony. W tym momencie przychodziły tzw. niedobitki, takie  jak ja i Pansy. Dumbledore życzył nam tylko smacznego i prosił, abyśmy po kolacji zostali jeszcze chwilę. A następnie po machnięciu ręką wyczarowywał kolacje.

Nałożyłam sobie gofra z jakimiś owocami i co jakiś czas wymieniałam zdania z Pansy lub Blaise'm.

♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

(1117 słów)
(26.03.2023)

Mroczna Córka //Estell Riddle// Mrok#1 [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz