Sophia
Od godziny biegam w te i z powrotem, mamy takie urwanie głowy. Że już wszyscy nie nadążamy. Pierwszy raz od kiedy tu pracuje widzę tak dużo ludzi. Właśnie odkładałam zamówienie na kolejny stolik gdy nagle poczułam, że ktoś do mnie wypisuje bo telefon w tylnej kieszeni moich spodni cały czas wibruje, nawet nie mam czasu sprawdzić kto to. Wróciłam za ladę aby teraz Zack wykazał się swoją sprawnością. Z racji tego, że dzisiaj nasza trójka pracuje od rana, kończyny o piętnastej. Czyli zostały równo dwie godziny czterdzieści minut i dziesięć sekund do końca tej katorgi.
Gdy podniosłam spojrzenie znad zegarka, za ladą stała Chloe, tak ta świetna, idealna Chloe od której mam brać przykład. Szczerze mówiąc to nie wyglądała zbyt pociągająco, chociaż gdyby tak usunąć trochę botoksu z jej wielkich ust i piersi, może byłoby lepiej. Miała na sobie obcisłą czarną sukienkę a długie blond włosy zaczesane w wysoką kitkę.
Mimo, że nienawidziłam jej z całego serca kultura obowiązywała więc przywitałam ją tak jak poprzednich klientów.
- Witam, co podać?- na mojej twarzy znajdował się sztuczny uśmiech a w głowie błagałam tylko żeby mnie nie poznała.
- Czarną kawę byle szybko śpieszy mi się.- Jak zwykle bezczelna. Zmierzałam w stronę ekspresu i w myślach zadałam sobie pytanie co moja matka w niej widzi?- lekko prychnęłam. Ale niestety ta idiotka musiała to usłyszeć.
- Czy coś ci nie pasuje?- nie wytrzymałam i z uśmiechem odwróciłam się w jej stronę
- Nie wydaje mi się abyśmy przeszły na ty- moja szczęka na pewno była widocznie zaciśnięta.
- No nie, czyż to Sophie pokraka Collins? Nie wierze. Jak u mamusi? Pamięta mnie?- zapytała z taką sztucznością ze aż mnie skręciło.
- Ooo jak mi przykro niestety sobie nie porozmawiamy jestem w pracy.
- To coś nazywasz pracą?pff żałosne.- przełknęłam ślinę i popatrzyłam na nią z mordem w oczach,
- Żałosna to jesteś ty. Przychodzisz tutaj i masz czelność mówić mi że moja praca jest żałosna? Kobieto to nie ja wyszłam za mąż dla pieniędzy i nie śpię z kim tylko popadnie. Naprawdę nie wiem co moja matka w tobie widzi.- zaśmiałam się głośno- zresztą wiesz co? Przez całe życie mnie poniżałaś, a to teraz to ty jesteś bezrobotna, na utrzymaniu męża, któremu zrobiłaś dziecko albo może nie jemu? Nie wnikam w to. Twoje fałszywe koleżaneczki chyba też miały cię dosyć prawda? Nie chodzą już za tobą jak wierne pieski? Ojej jak mi przykro. Proszę bardzo twoja kawa i życzę ci żebyś w końcu zmądrzała. I do tego szczerze współczuje twojemu dziecku, że musi mieć taką matkę.- Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie zauważyłam, że przez cały czas stał za mą Joe.
- A teraz łaskawie zapłać i zejdź mi z oczu.
Zdenerwowana Chloe nie powiedziała nic, najwyraźniej ją zatkało. Rzuciła pieniądze na ladę i szybko ruszyła do wyjścia.
Odwróciłam się w stronę Joe'go. Na jego twarzy było widać dumę oraz nutkę zaskoczenia w sumie sama się zdziwiłam, swoim wybuchem ale nie żałuje go ani trochę.
- Coś czuje, że dzisiaj przyda ci się porządna impreza- powiedział to ciesząc się jak głupi
- Tak, idziemy na imprezę. A teraz mnie zmień i dożyjmy jakoś do końca pracy.
- Tak jest szefowo!!- krzyknął tak głośno, że w naszą stronę odwróciło się kilka osób, którym przesłałam przepraszające spojrzenie.
W końcu! Wytrwaliśmy do końca, gdy do lokalu przyszły dziewczyny nas zmienić ja, Joe i Zack ruszyliśmy do wyjścia w podskokach. Podeszłam razem z Joe do swojego auta ustalając godzinę na którą mam być gotowa. Widziałam Zacka, który pomachał w naszą stronę a ja długo nie myśląc zawołałam go do nas podszedł.
CZYTASZ
Aż do końca( ZAKOŃCZONE )
Novela JuvenilJedno spotkanie. Jedna impreza. Tyle wystarczy, aby życie kompletnie się zmieniło. Czy Sohpia zakocha się w swoim stalkerze? Czy raczej uzna tę znajomość za bezsensowną? ON totalne przeciwieństwo JEJ. Ale jednak coś go do niej ciągnęło, może właśni...