Rozdział 1. Dziwne sny.

66 18 40
                                    

Niknące już wieczorne promienie wpadały przez okno, wzdłuż którego wylegiwał się mały nieproszony gość. Brązowo zielona jaszczurka prężyła swoje smukłe ciało, a ogon zwisał luźno, niczym się nie przejmując. Jej czarne oczy bez krzty strachu, przeszywały duszę człowieka, a nieodgadnione spojrzenie jakby hipnotyzowało. Obserwując ją dłuższą chwilę, można było stwierdzić, że nie siedzi tam bez przyczyny. Czekała na coś. Jeśli starczy komuś cierpliwości może zdoła...

      – Nora, ten twój kurzy móżdżek, chyba naprawdę nie pojmuję prostych poleceń! Powiedziałam, mieszaj! – Z rozmyślań wyrwał ją znajomy krzyk pełen jadu oraz szczerej niechęci.

      Potrząsnęła głową, by z powrotem odzyskać pełną świadomość. Dostrzegła wtedy, że łyżka, którą trzymała od pewnego czasu, nawet nie musnęła tego, co zawzięcie gotowało się w garnku. Potrawa, czymkolwiek wcześniej była, stała się tylko przypaloną masą przywartą już na stałe do dna.

      – Ups... – odparła. Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, kiedy dziewczyna odepchnęła ją od ognia, wyrywając z ręki narzędzie zbrodni.

      – Zrób mi tę przysługę i wróć do tych swoich bazgrołów. Bo jak tak dalej pójdzie, zatrujesz wszystkich na śmierć. – Po tych słowach zarzuciła za plecy warkocz czarnych włosów i skupiła się już tylko na próbie ocalenia karkołomnej klęski kulinarnej. Jednak szybko się poddała. Przeklinając pod nosem, wsadziła garnek pod bieżącą wodę. Para natychmiast wzniosła się w powietrze z sykiem nagrzanego naczynia.

      Woń spalonego jedzenia już na dobre zagościła w tej kuchni. Jeśli Nora dobrze liczyła, to była jej trzydziesta próba. Każda poprzednia skończyła się równie wielkim niepowodzeniem. Już doszczętnie straciła wszelką nadzieję, by kiedykolwiek dałaby radę ugotować coś w miarę jadalnego.

      Nie kryjąc swojego zrezygnowania, zdjęła fartuch, po czym rzuciła nim na najbliższe krzesło. Złapała za to swoją skórzaną sakwę i zaczepiła ją z pasek spódnicy. Straciła najmniejszą ochotę, by zostać tu choćby chwilę dłużej, więc wyszła. Zostawiając swoją towarzyszkę po łokcie w pracy, żałowała, że w ogóle przeszło jej przez myśl, by dalej próbować.

      Z cichego kuchennego zakątka przeniosła się do znacznie żywszej części przybytku. Wesołe rozmowy i śmiechy zmieszały się ze sobą, tworząc w ten sposób niemały harmider. O tej porze dnia gromadziła się tu cała wataha mężczyzn, chcących znaleźć wytchnienie w ukochanym trunku po męczących godzinach pracy, przy okazji mając nadzieje na nie spalony posiłek. Tym razem jednak się zawiodą.

      Zwinnym ruchem omijała każdą napotkaną na drodze przeszkodę, uchylając się przed coraz to kolejnymi toastami oraz przeskakiwała nawarstwiające się kałuże rozlanego alkoholu. Nim się obejrzała, zamknęły się za nią drzwi wyjściowe. Odetchnęła głęboko i opadła bezradnie na stojącą obok ławę, a przed nią rozciągał się widok na prawie całą wioskę. Nie było ona duża, ale na tyle zaradna, by prosperować powoli i w spokoju.

      Dzień w Dolinie Zagajnika powoli dobiegał końca, przechodzący obok mieszkańcy spieszyli się do swoich domów. Nie dziwiła im się. Dni robiły się coraz bardziej upalne, powodując, że przeciętny człowiek gotował się we własnej skórze. Każdy choćby najmniejszy cień stawał się dla strudzonego nieszczęśnika istną manną z nieba. Ledwie zdążyła zażyć chwili spokoju, gdy nagle, ni z tego, ni z owego, ktoś stanął naprzeciw niej, zasłaniając cały widok.

      – Hej siostrzyczko, czyżbyś kolejny raz była bliska podpalenia kuchni? – zapytał młody mężczyzna. Upewniając się, czy na pewno go słyszy, pomachał dłonią tuż przed jej twarzą. Natychmiast odepchnęła jego rękę, nie mając dziś nastroju do żartów.

Otchłań PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz