Rozdział 10. Pod osłoną nocy.

41 15 33
                                    


Rześkie nocne powietrze otuliło płuca, a ciężki oddech odznaczał się w niemal absolutnej ciszy. Zupełnie jakby wszystkie odgłosy uciekły gdzieś daleko, zlęknione czymś, czego nie powinno tu być. Różne kształty oraz kontury majaczyły dookoła pośród grobowej ciemności. Widziane przez oczy nieokreślonego pochodzenia. Stworzenie zaczęło węszyć, wciągając do nozdrzy zimne powietrze i wtedy coś wyczuło. Zaczęło człapać w stronę jego źródła.

      Nagle i bez ostrzeżenia donośny dźwięk dzwonu rozproszył ciszę. Wyrwana ze snu Nora, podniosła się gwałtownie. Oszołomiona, nie rozumiejąc, co się dzieje, wstała z łóżka, ale niemal natychmiast zderzyła się z czymś, co zagroziło jej drogę do wyjścia. Pośród nieprzeniknionej czerni usłyszała pojedyncze, groźnie brzmiące przekleństwo, co nie pozostawiło wątpliwości. Wpadła na Oksanę, którą również obudził nagły dźwięk.

      – Wybacz! Co się dzieje? – Tym razem wstała bardziej ostrożnie by nie wyrządzić większych szkód.

      – A niby skąd mam to wiedzieć, głupia! – odparła Oksana, a chwilę później drzwi do ich pokoju otworzyły się gwałtownie. Gdy wyszły na korytarz, pierwsze co zobaczyły, to innych rekrutów równie zdezorientowanych co one. Wszyscy byli w koszulach nocnych albo w pośpiechu nałożonych ubraniach z krzywo zapiętymi guzikami.

     – Pierwszoroczni, proszę o uwagę! – Rufin stał na końcu korytarza ze świecznikiem w dłoni, który stanowił jedyne źródło światła.

      – Co się dzieje? – odezwał się ktoś z tłumu.

      – Zmora, którą mamy od niedawna pod kluczem, uciekła. Tylko proszę nie panikować! Drugi rocznik wraz z opiekunami przeszukują właśnie teren ośrodka, więc nie ma się czym martwić. My w tym czasie musimy schronić się na stołówce. Proszę za mną – oznajmił odźwierny i nie czekając na kolejne pytania, ruszył głównym korytarzem, a wraz za nim podążało ciche pobrzękiwanie kluczy.

      Przestraszeni rekruci ruszyli bez słowa sprzeciwu, pozwalając się prowadzić starcowi. W pośpiechu zaprowadził ich do ustalonego miejsca i otworzył przed nimi drzwi. Kolejno wchodzili do nieoświetlonego pomieszczenia, a panujący wokół mrok nie napawał optymizmem. Nora jako ostatnia już miała wejść, gdy odźwierny złapał ją za ramię, zatrzymując w pół kroku.

      – Wybacz panienko, ale czy mógłbym mieć do ciebie prośbę? Poszłabyś do schowka po kilka świec? Człowiek czuje się pewniej, gdy widzi, co jest wokół niego. Poza tym światło odgoni zmorę od stołówki. Poszedłbym sam, ale moje kości nie są już takie młode, nim bym wrócił, to mogłoby komuś przyjść coś niemądrego do głowy – wyjaśnił, a w jego tonie, choć starał się zachować spokój, Nora wyczuła zdenerwowanie. W końcu Rufin nie był gwardzistą, nic więc dziwnego, że mógł czuć lęk w obecnej sytuacji.

      Wyciągnął w jej stronę pęk kluczy. W pierwszym odruchu chciała odmówić, zlękniona wizją samotnej wędrówki, gdy w okolicy czai się ludożerca bestia. Jednak szybko wybiła to sobie z głowy. Gdyby to nie było ważne, nie prosiłby jej o to. Sam nie mógł iść, zostawiając wystraszoną młodzież samopas. Wysłanie jednej osoby było w tej chwili najbezpieczniejszą opcją.

      Nie bez wahania przyjęła klucze oraz świecznik, na co Rufin odetchnął z wyraźną ulgą. Następnie szybkim krokiem, niemal biegiem przeszła opustoszałym korytarzem. Ominęła drzwi do gabinetu dyrektora, po czym przystanęła. Między dwiema salami wykładowymi, znajdowały się drzwi do schowka. Ostrożnie postawiła świecznik na podłodze, by zwolnić ręce. Tańczące płomyki, które jeszcze nie tak dawno były przyczyną najgorszych cierpień, teraz pomagały jej znaleźć odpowiedzi klucz. Nie było to trudnym zadaniem. Do starego zardzewiałego zamka pasował tylko jeden nie mniej zardzewiały klucz, posiadający wyraźne ślady częstego użytkowania.

Otchłań PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz