Rozdział 30. Kruche zaufanie pęka jak szkło.

22 8 14
                                    


Ponownie zagłębiła się w odmętach snu, by nieświadomie otworzyć oczy po drugiej stronie nieznanego horyzontu. Szła przed siebie, a jej stopy dudniły o podłoże. Panował mrok, jednak nie była to dla niej żadna przeszkoda. Doskonale widziała bujną roślinność, która ją otaczała oraz wiele więcej.

       Nagle przystanęła. Jakiś nowy dźwięk wzbudził w niej ciekawość. Stała w bezruchu, węsząc i nasłuchując, jak pomału zbliża się jego źródło.

       – Szybko, bo nas zauważy – powiedział pierwszy głos. Starał się mówić szeptem, lecz panika mu to utrudniała.

       – Gdybyś tak głośno nie oddychał, to nie musielibyśmy ciągle uciekać! – syknął drugi.

       – Naprawdę, będziesz mi to w tej chwili wypominać?!

       Dostrzegła ich. Dwie ludzkie sylwetki pośród mroku. Nie zdawali sobie sprawy, że są obserwowani. Obnażyła kły, czując nieodpartą chęć zanurzenia ich w tych smakowicie wyglądających ciałach. Wewnętrzny głos zakazywał jej, że to właśnie powinna zrobić. Nie zamierzała się z nim spierać. Była mu posłuszna. Powoli, lecz pewnie zaczęła zmierzać w ich stronę.

       – Obudź się! – Nora, czując, jak ktoś gwałtownie nią trzęsie, wykonała polecenie.

       Otworzyła oczy i jak oparzona oderwała głowę od poduszki. Zobaczyła zmartwioną twarz Kalidy. Szarooka stała przy jej łóżku w pełni ubrana.

       – Co się dzieje? – zapytała, przecierając zaspane powieki. Resztki snu dalej majaczyły gdzieś z tyłu głowy.

       – Jeszcze nie wrócili, a zaraz będzie świtać.

       – Jak to nie wrócili?! Co oni robią tyle czasu? – Usiadła i po omacku zaczęła wkładać buty.

       – Musimy ich znaleźć – oznajmiła tylko Kalida, nie odpowiadając na jej pytania. Widząc, z jaką powagą przyjaciółka to traktuje, Nora przeczuwała najgorsze.

       Cichaczem wykradły się z pokoju i w mroku, przemierzyły opustoszały korytarz. Do złudzenia przypominał ten z ośrodka. Główną różnicą były jednak masywne schody prowadzące na zewnątrz. Klapa była otwarta, więc ostrożnie wyjrzały.

       Ciemne niebo powoli się rozjaśniało, a bliźniacze gwiazdy, które jako ostatnie nikły z nocą, zapowiadały nadejście dnia. Co dziwne, nie dostrzegły żadnego gwardzisty. Nie zaprzątając sobie tym głowy zbyt długo, weszły do wieży.

       – Jak ich znajdziemy? To miejsce jest ogromne – szepnęła do Kalidy, gdy zamknęły się za nimi drzwi.

       – Znajdziemy, choć – odparła tamta tylko i w pośpiechu zaciągnęła ją na kręte schody.

       Skradały się coraz wyżej, a wszystkie piętra wyglądały dokładnie tak samo. Rzędy drzwi otaczające schody. Wszystkie były zamknięte, a znikąd nie docierało żadne światło, więc wspinały się dalej.

       Nagle rozległ się odgłos zamykanych drzwi. Chwile później z dołu zabłysło blade światło. Ktoś zaczął wchodzić po schodach. Nora spojrzała z przerażeniem na Kalide. Pośpieszyły na kolejne piętro. Tym razem po raz pierwszy natknęły się na otwarty pokój. Nie widząc innej drogi ucieczki, weszły tam.

       Drzwi otwierały się do środka, więc wcisnęły się za nie i wstrzymały oddech. Odgłos kroków nasilił się, a snop światła wtargnął do pomieszczenia. Tajemniczy przybysz jakby robiąc im na złość, wszedł właśnie do tego pokoju.

Otchłań PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz