Rozdział 26. Zmory przeszłości znowu dają się we znaki.

21 8 34
                                    


Obóz szkoleniowy zakończył się równie nagle, co zaczął. Ledwie dwa dni po zaliczeniu przez drużynę czwartą testu Tacjany, dyrektor przysłał posłańca z wiadomością, by zbierali się do powrotu. Rekruci nie zwlekali z tym, bo wszyscy mieli już dość siedzenia w lesie, z dala od wygód w postaci wygodnych łóżek, pryszniców z ciepłą wodą oraz gotowych posiłków na stołówce.

      Ciężko sapali, na uginających się nogach, mimo to z ulgą przekroczyli bramę ośrodka. Byli znacznie bardziej zmęczeni i brudni po tych kilku dniach na obozie niż w przeciągu całego dotychczasowego treningu w ośrodku. Wyznaczeni im na ten czas liderzy, byli niemal równie wymagający w trenowaniu ich, co profesor. Choć ciężko ich było winić, skoro zależało im na pozytywnej ocenie z jego strony.

      Tak więc pierwszy rocznik przelał w tym lesie hektolitry potu i z utęsknieniem marzyli, by go z siebie zmyć. Musieli jednak jeszcze chwilę na to poczekać, bo przed wejściem do budynku, czekał na nich dyrektor. Za rozkazem profesora, ostatkiem sił ustawili się w równym szeregu.

      – Witam moich dzielnych rekrutów. Liczę, że czas spędzony w obozie był dla was owocny w nową wiedzę i bogate doświadczenia. Pragnę oznajmić, że wszystkie młode zmory zostały schwytane oraz przetransportowane do głównej bazy na górze Pandory, więc możecie być spokojni – ogłosił pogodnym tonem.

      Po zgromadzonych przeszła fala wyraźnej ulgi. Jedynie Nora wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z przyjaciółmi. Wiedzieli, że dyrektor nie mówił im całej prawdy. Jedna zmora dalej pozostawała na wolności.


***


Ogrodzenie. Właśnie to widziała od wielu godzin. Już niejednokrotnie próbowała się po nim wspiąć czy się pod nim podkopać. Bezskutecznie. Ilekroć próbowała, ta przeszkoda sprawiała jej ból, który przeszywał całe jej ciało, od paszczy, po koniec ogona. W końcu zaprzestała dalszych prób. Czekała więc cierpliwie, kryjąc się pośród dostępnej przestrzeni, jaka jej pozostała, odgrodzona od reszty świata. Ukryta wśród ograniczonej roślinności.

       To, znowu się pojawiło. Nieduża skrzynia opadła po jej stronie ogrodzenia. Czuła, co jest w środku i to coś pobudzało jej pragnienie. Sapnęła niecierpliwie, czekając na to, co ma się stać. W końcu skrzynia samoistnie się otworzyła, a drewniana klapa upadła na ziemię. Ze środka wypadła chmara ciemnego futra.

       Gromada gryzoni popiskując, próbowały ocalić swoje życia. Jednak zmora już ruszyła na łowy. Dopadła pierwszego szczura i bez skrupułów rozszarpała go na strzępki, zjadając tak łapczywie, że nie zostało po nim nic. Dalej nienasycona, rzuciła się na kolejną ofiarę.

       – Co za różnica czy dajemy jej żywą zwierzynę, czy martwą? Przecież nie straci przez to swojego instynktu łowieckiego, prawda? – odezwał się kobiecy głos, lecz zmora była zbyt zajęta swoją ucztą, by zwrócić uwagę, że ktoś podszedł do ogrodzenia.

       – Nie w tym rzecz. Jeśli nie będzie polować, to zacznie się nudzić, a wtedy zacznie sprawiać problemy – odparł tym razem męski głos, znacznie dojrzalszy.

       – Ale jesteś pewien, że to na nią zadziała?

       – Oczywiście. Już lada dzień ujrzysz efekty tego specyfiku – zapewnił drugi głos, a jego właściciel podeszli bliżej. Dalej pozostawał nierozpoznany, kryjąc się w mroku. Obserwował jak gryzonie, jeden po drugim znikały w paszczy młodej zmory.

Otchłań PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz