Rozdział 12. Uzbrojeni, choć niedoświadczeni.

32 14 24
                                    


Wąska, ograniczająca pewniejsze ruchy przestrzeń, otaczała Norę. Z całych sił starała się skupić na swoim celu. Wysoko w górze, ponad ciemnością szczeliny, w której tkwiła, widziała rażące oczy światło. To ono było jej celem. Nie wiedziała, skąd pochodziło to przeczucie, ale była pewna, że nie jest tam dla niej bezpiecznie. Jednak pokusa była zbyt silna. Z jeszcze większą determinacją wbiła pazury w skalną powierzchnię. Wspinała się dalej, a jej ogon ocierał się o wszystkie nierówności, starając się zachować balans. Przy każdym najmniejszym ruchu strącała kolejne kamienie, które z cichym świstem spadały i milkły na wieki.

      W końcu jej wysiłek się opłacił. Mrużąc ślepia przed zwodniczą jasnością, wyciągnęła swoją długą szyję i wychyliła się znad przepaści. Pomimo słabej widoczności, dostrzegła schylającą się ku niej postać. Głowa znacznie przerastająca jej własną oraz niewiele mniejsze od jej ciała zęby. Drapieżnik, a ona wpadła mu wprost pod paszczę. Nie zdążyła nawet pisnąć, gdy pochłonęła ją nicość.

      Nora gwałtownie wstała. Jej ciężki oddech przeplatał się z nierównym rytmem serca. Złapała się w pośpiechu za głowę, sprawdzając, czy aby na pewno jest na swoim miejscu. Była. To ją nieco uspokoiło. Opadła ciężko z powrotem na łóżko, choć ono było nie mniej mokre od potu niż ona. Usłyszała jak Oksana, przekręca się na drugi bok w swojej części pokoju. Na szczęście dalej spała, więc Nora nie musiała wysłuchiwać jej obelg za budzenie tak wcześnie.

      Sen. To był tylko sen. Tamto ciało nie należało do niej. Nie miała pazurów ani ogona, a wschodzące słońce nie było zwiastunem śmierci. To był tylko kolejny dziwny sen. Nie ważne jak realny. Powtarzała te słowa w myślach niczym mantrę, noc w noc. Na niewiele się to jednak zdawało. Sny dalej wracały, coraz dziwniejsze i jeszcze bardziej realne. Już nie tylko śniła o małych jaszczurkach, tym razem wcieliła się w prawdziwego potwora. Było też coś jeszcze. Dźwięk. Jakiś dziwny odgłos dudnił jej w uszach, ale nie była w stanie stwierdzić, czym jest ani skąd pochodzi. Jednak miała przeczucie, że ją wzywał. Zaczynało ją to już przerażać. Czy rzeczywiście zmienia się w zmorę? Może to wszystko, to jest zwiastuny nieuniknionego? Nie wiedziała. Zakryła twarz kocem, starając się znowu zasnąć.


***


Ciężka skrzynia opadła na ziemię podtrzymywana przez aż ośmioro rekrutów. Stękali z wysiłku, gdy wnosili ją na arenę, a nogi uginały się pod nimi, potwierdzając niemały ciężar tajemniczej zawartości drewnianego pudła. Pozostali do tej pory ich asekurowali lub schodzili z drogi. Teraz natomiast z tłoczyli się dookoła.

      – Zrobić miejsce! – rozkazał Cyryl, torując sobie drogę. Z łomem w rękach podszedł do skrzyni. Nie szczędząc czasu, podważył wieko, które z hukiem upadło obok.

      – Rekruci, ustawić się. Na każdego przyjdzie kolej – odezwał się dyrektor. Podszedł do profesora i razem zaczęli przeglądać zawartość przerośniętego pudła.

      Nora razem z resztą stanęła w szeregu, gdy coś nagle szturchnęło ją w bok. To była Oksana. Dziewczyna ciężko dyszała, podpierając się o własne kolana. Zdążyła niemal w ostatniej chwili. To było do niej niepodobne, by zjawiać się tak późno.

      – Co ty tu robisz tak wcześnie? Wampiry nie powinny już spać? – szepnęła do niej Nora, prostując się na baczność.

      – Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to nie mogłam wstać dziś z łóżka – odparła beznamiętnie.

Otchłań PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz