Rozdział 3
Iris
- Gdzie idziemy tatusiu? – zapytałam jako dziesięciolatka.
- To niespodzianka- z uśmiechem kroczył przez wielki parking ciągnąc mnie za sobą. Już po chwili znaleźliśmy się przed wielkim budynkiem. Moje oczy były rozmiarów piłeczek do ping ponga ,a usta były szeroko otwarte.
- Przecież to Unicornland*! – krzyknęłam podekscytowana.
- Wszystkiego najlepszego, kwiatuszku- pocałował mnie w czubek głowy.
- Obudź się!- ktoś krzyknął. Poczułam strumień zimnej wody na mojej twarzy. Prędko przeniosłam się do pozycji siedzącej.- Dobrze się spało?- zapytał z kpiną Zayn.
- Pieprzony skurwysyn...- mruknęłam pod nosem.
- A-a-a- pokręcił mi pi palcem przed nosem. – Więcej szacunku, koleżanko. A jak nie to inaczej sobie pogadamy- prychnęłam.
- Wtedy w barze nie mogłeś sobie ze mną poradzić. Czemu teraz ma być inaczej?- uśmiechnęłam się. W jego oczach pojawił się gniew.
- Nie bądź taka cwana. Następnym razem już nie będę taki delikatny...
- Zayn! Możesz się pospieszyć? Harry się wkurzy jak nie przyjdziemy przed dziewiątą...- usłyszałam głos... jak mu tam? Louis'a? Chyba tak.
- Już idziemy!- odkrzyknął mulat- Rusz się- szarpnął mnie za ramię. Zeszliśmy na dół gdzie czekał na nas tamten chłopak.- A gdzie te matoły?
- Poszli już. Chyba się nas boją- zaśmiał się szatyn, a brunet dołączył do niego. Musieli mówić o Noah'u i Malcolm'ie. Nie wiem czemu są tacy wredni. Tamci dwaj wydawali się być w porządku. A no w sumie... Dean pewnie też by się z nich nabijał. „Bo mężczyzna powinien być twardy". Chwycili mnie za nadgarstki i ruszyli przed siebie.
- Może trochę delikatniej, co?
- A może zamkniesz swoją jadaczkę, co?- przedrzeźnił mnie Zayn. Oj chyba nie przypadliśmy sobie do gustu. Gdzie jest Dean? Gdzie jest Sam? Już dawno powinni mnie znaleźć i ubić tych gnojków. Muszę stąd uciec, ale najpierw muszę pogadać z kimkolwiek i dowiedzieć się gdzie jestem.
- O co chodzi z tą wieczerzą?- zapytałam Louis'a.
- Zaraz się przekonasz- mruknął, a ja wywróciłam oczami. Też nie należy do milutkich. – Mogę cię zapewnić, że po wieczerzy twoje życie stanie się o wiele lepsze. – przez resztę drogi panowała cisza. Rozglądałam się po mieście. Wzdłuż jednej ulicy ciągnęły się domki mieszkalne. W pozostałej części mieściły się kościół, ratusz, coś co wygląda jak szkoła oraz potężny magazyn. Na środku miasta, koło ratusza mieściła się też wielka ściana, która była wysoka na jakieś 20 metrów. Znajdowało się na niej pełno napisów. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to lista. Sześćdziesiąt pięć nazwisk a obok nich daty. Oznaczały one zapewne kiedy dana osoba przybyła do obozu. Na pierwszej pozycji był Harry. Pojawił się tu w listopadzie. Następna osoba pojawiła się dopiero na początku bieżącego roku. Przez chwile zrobiło mi się go żal. To była sorga zima, a on spędził ją samotnie. A zresztą co ja będę się nim zamartwiać! To przez niego tutaj jestem. Uniosłam wzrok żeby popatrzeć na niebo. Było idealnie widać gwiazdy oraz księżyc. Westchnęłam. Kiedy podczas podróży z moimi braćmi zatrzymywaliśmy się w motelach, a oni kładli się spać, ja wychodziłam i siadłam na zewnątrz, żeby podpatrywać gwiazdy. Potrafiłam tak siedzieć do wschodu słońca. Czasami zdarzyło mi się prowadzić dialog z rodzicami monolog do rodziców. Jeden jedyny raz przyłapał mnie na tym Sam. Nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko i wrócił do pokoju. Ze wspominek wyrwał mnie męski głos.
CZYTASZ
Demon Children
FanfictionHistoria opowiada o nastoletniej Iris, jej braciach oraz postaciach, którzy mają do stoczenia najtrudniejszą walkę- z przeznaczeniem. Za złe decyzje mogą zapłacić wysoką cenę. Stawka toczy się nie tylko o ich losy, lecz o losy całego świata. Co zrob...