Rozdział 35
Iris
5 dni.
-Na serio? Gdzie my teraz wytrzaśniemy dwie wiedźmy?!- oburzył się Harry. Kolejną pieczęcią miało być rytualne spalenie dwóch czarownic na stosie, a czas na wykonanie tego zadania to północ. Czternaście godzin od teraz.
- Mój ojciec był łowcą i z jego doświadczenia wiem, że to wcale nie takie łatwe. Na to potrzeba tygodni, czasami miesięcy- dołączył się do dyskusji Logan. Brun'a jednak to nie przekonywało.
- Dostałem polecenie od ojca, a wy macie je wykonać, inaczej spotka was kara- powiedział „wyluzowany". Prychnęłam.
- Może sam ruszysz dupę co? Gówno wiesz o tej robocie to nie traktuj tego jak coś prostego- wybuchłam. Najpierw zmierzył mnie morderczym spojrzeniem. Cały czas patrzyłam mu w oczy, pokazując , że nie boję się go. Po chwili jednak na jego twarzy wyrósł chytry uśmiech.
- No tak, czemu na to nie wpadłem? Przecież nasz kwiatuszek pochodzi z rodziny łowców, którzy nadal pozostają przy życiu. Co za problem do nich zadzwonić? – wprowadził nasz wszystkich w zdezorientowanie. Uniósł brew- No co? Macie wykonać zadanie, możecie pójść na łatwiznę.
- Przecież to łowcy- powiedział Harry.
- I jej bracia- dopowiedział Noah.
- Którzy nienawidzą naszego ojca i jego sprzymierzeńców, czyli między innymi ciebie- dodał Logan. Bruno machnął ręką.
- Zostało tak mało czasu, a jeszcze dwie pieczęcie. Chodź, blondi. Telefon mam w biurze- wyciągnął w moim kierunku dłoń. Z wahaniem podałam mu swoją i powstałam. Objął mnie co wywołało u mnie mdłości. Brzydziłam się tym psychopatą! Muszę przyznać, że zaczynałam tęsknić za Adam'em. Był bardziej znośny od tego dupka!
Bruno zaprowadził mnie do swojego gabinetu. Z jednej z szuflad komody wyciągnął telefon i to nie byle jaki. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, kiedy w tym wariatkowie Bruno trzymał i'phona. To tak jakby w sklepie mięsnym szukać sera. Podał mi komórkę.
- Unikaj jak najbardziej odpowiedzi. Powiedz, że jeśli nie dowiesz się gdzie możemy znaleźć wiedźmy albo zastawią na nas pułapkę, każdy z obecnych tutaj mężczyzn cię zgwałci, a na koniec poderżniemy cię gardło- nie owijał w bawełnę. Jego groźba trochę mnie zdenerwowała mimo, że dwa dni temu oznajmił, że muszą mnie chronić, bo jestem potrzebna do czegoś ważnego. Wpisałam numer do Dean'a. W duchu modliłam się, żeby odebrał.
- Cześć, tu Dean Teample. Nie mogę odebrać telefonu. Zostaw wiadomość- pip. Westchnęłam i wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Sytuacja powtórzyła się podczas telefonu do Sam'a.
- Nie odbierają- oznajmiłam chłopakowi. Zaśmiał się.
- Pół życia bawisz się w łowcę i chcesz powiedzieć, że jedyne osoby, które mogą ci pomóc to twoi bracia?- od razu przypomniał mi się Jimmy. Wpisałam jego numer i przyłożyłam aparat do ucha. Po drugim sygnale usłyszałam jego głos.
- Halo?- w środku zrobiło mi się cieplej.
- Jim, to ja Iris- panowała cisza, przez co podejrzewałam, że się rozłączył. – Jim, jesteś tam jeszcze?
- To niemożliwe- odezwał się w końcu- Nie możesz być Iris.
- Przysięgam ci, Jimmy, że to naprawdę ja. Dzwonie, bo potrzebuję twojej pomocy. Muszę jak najszybciej dostać informacje gdzie znajdę dwie wiedźmy, inaczej zrobią mi krzywdę. Proszę pomóż mi- mówiłam płaczliwym tonem, żeby wywrzeć na nim poczucie winy. Wiem, że to okrutne i źle się z tym czułam, ale sytuacja tego wymagała.
CZYTASZ
Demon Children
FanfictionHistoria opowiada o nastoletniej Iris, jej braciach oraz postaciach, którzy mają do stoczenia najtrudniejszą walkę- z przeznaczeniem. Za złe decyzje mogą zapłacić wysoką cenę. Stawka toczy się nie tylko o ich losy, lecz o losy całego świata. Co zrob...