Rozdział 11

71 11 2
                                    


Luke

Obudziłem się w szpitalu. Przy moim łóżku siedział Julian. A raczej spał. Sam'a nigdzie nie było, a Dean stał przy oknie. Mam nadzieje, że lekarz nie zdążył mnie przebadać i nie powiedział chłopakom co mi dolega. Domyślałem się co mi jest. Od dawna miałem objawy. Moja matka była na to chora i jestem pewny, że to odziedziczyłem. Matka poprosiła mnie na łożu śmierci, żebym się przebadał. Nie zrobiłem tego. Zbyt mocno się bałem. Ale w końcu to mnie dopadło.

- Obudziłeś się- stwierdził Dean- Następnym razem nie ma dyskusji i od razu jedziemy do szpitala. Napędziłeś nam niezłego stracha, matole. Masz na to jakieś usprawiedliwienie?- uśmiechnął się lekko.

- Uwielbiam cię wkurzać, Dean'ie Teample. – ja też mimowolnie się uśmiechnąłem. – Gdzie Sam?

- Próbuje dopiąć wszystko na ostatni guzik- uniosłem brew.- Chodzi o dzisiejszą akcje.

- Jaką akcje?- zapytałem ze zdziwieniem.

- Dzisiaj odbijamy Iris i Noah'a. Nie damy radę we dwójkę, więc Sam organizuje łowców.

- Trójkę- mruknął Julian, który właśnie się obudził.

- Przecież jesteś chory- oznajmił Dean.

- Nie jestem chory. Spałem żeby się czegoś dowiedzieć. I tak się składa, że wiem gdzie dokładnie będzie nasze rodzeństwo. – poczułem lekki smutek. Szkoda, że nie będę miał okazji im pomóc. Marzę tylko o tym, żeby opuścić ten przeklęty szpital.

- To leć o ty powiedzieć Sam'owi- bez żadnych protestów Julian wstał i opuścił pomieszczenie.

- Cieszysz się, że ją zobaczysz, co?- zagadnąłem. Skinął głową.

- Stanowczo za długo jej tu nie było. – rozległo się pukanie. Do Sali wszedł lekarz.

- Witam panów. Mam już wyniki.

- Dean, mógłbyś wyjść?- zapytałem z nadzieją. Chciał mi coś odpowiedzieć, ale lekarz mu przerwał.

- Przykro mi, panie Smith. Ma pan 19 lat, co oznacza, że nie jest pan pełnoletni. Musi być z panem osoba dorosła, a w tym przypadku jest to pana...- na jego twarzy wymalowało się zakłopotanie.

- Brat- powiedziałem.

- Brat? To wtedy jego też może bym przebadał...

- Przyrodni brat. Od strony ojca. Na pewno nic mu nie jestem- odpowiedziałem twardo.

- No dobrze... Objawy oraz chorowitość pana rodziny dużo nam dały, ale na wszelki wypadek zrobiliśmy badania. Przykro mi, panie Smith. Ma pan AIDS.- zamknąłem oczy. A jednak ten koszmar jest prawdziwy. – Możemy przejść do natychmiastowego leczenia. To trochę złagodzi chorobę i potrzyma pana przy życiu...

- Nie chcę leczenia.

- Ale proszę pana...

- Powiedziałem , że nie chcę leczenia!~- krzyknąłem. Lekarz westchnął.

- Przykro mi, ale to pana brat będzie musiał zadecydować o tym czy będzie się pan leczył czy nie. Zostawię panów samych i wrócę wieczorem. Do zobaczenia- i wyszedł. Spojrzałem na Dean'a. Wlepił we mnie nienawistne spojrzenie.

- Ty oszuście... Ty parszywy sukinsynu! Nie dość, że jesteś gejem to w dodatku mogłeś nas zarazić AIDS! – ryknął na mnie.

- Nie jestem gejem!- zacząłem się bronić- Mój dziadek nabawił się HIV podczas jednej z szalonych nocy, potem zaraził moją babcię, która zaraziła moją mamę, a potem to przeszło na mnie! Dopiero dzisiaj się dowiedziałem! – ruszył w kierunku drzwi. – A ty dokąd?

Demon ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz