Rozdział 37
Iris
1 dzień.
- Tak, Dean. Tak, na pewno. Będziecie w domu parafialnym? Mhm, dobrze. Będziemy koło północy. Aha, no dobra. Tak, ja też cię kocham. Ty też uważaj na siebie- rozłączyłam się. Od wczoraj nie robimy nic innego jak planujemy. Sześćdziesiąt osób z obozu na szczęście było przeciwko Gabe'owi. Pozostała szóstka gdzieś pojechała i miała wrócić po nas na ostatnią chwilę. My niby mieliśmy cały czas się przygotowywać do walki. Robiliśmy to, ale na swój sposób. Plan nie był trudny, mimo to nadal miałam pewne obawy. Tu nie chodziło o życie garstki ludzi. Tu chodziło o losy całego świata. A gdyby jeszcze tego było mało, tego dnia miał przyjść na świat mój bratanek. W normalnych okolicznościach cieszyłabym się z tego. No właśnie, w normalnych. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej w dół. Byłam taka zmęczona! Nie spałam ostatniej nocy, prawie nic nie jadłam, a mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Nie miałam zamiaru zasypiać, ale to było silniejsze ode mnie.
- Iris?- na parking pod Unicornland podjechał wujek Jim. Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam się mu na szyję. – Co ty robisz na zewnątrz? –zadał pytanie. Spojrzałam na wejście tego okropnego miejsca.
- To wszystko jedno wielkie oszustwo! I wesz ile tam było rozpuszczonych dziewczynek? Najgorsze miejsce na świecie!- zaczęłam się żalić, a on tylko śmiał się pod nosem- EJ, to nie jest zabawne!- oburzyłam się co wywołało u niego kolejną falę śmiechu.
- A tam bardzo chciałaś tam mieć urodzinki. Tyle marudziłaś, tyle gadałaś... A tu aż tak źle? – pokiwałam głową. Otworzył mi drzwi od swojego jeep'a. Władowałam się na tyle siedzenie, rzucając pluszowego jednorożca obok. Jim zajął miejsce kierowcy i odjechał.
- Jim?- spojrzał na mnie w przednim lusterku.
- Tak?
- Nie powiesz nic tatusiowi o tym, że mi się nie podobało?- uśmiechnął się ciepło.
- Oczywiście, mała. Masz moje słowo.
***
- Dean, to moja kolej!- wydarłam się na starszego brata.
- No poczekaj jeszcze chwilę...- i w tamtej chwili jednorożec został mu odebrany przez Sam'a. Średni podał mi pluszaka.
- To jej urodziny, musisz być milszy- Dean skrzyżował ręce na piersi i wydął wargi.
- Całe życie muszę być milszy. – i zaczęli się przekomarzać co zirytowało Jim'a.
- Ciszej!- chwycił pudełko leżące na stole i podał nam je- Zagrajcie w warcaby- nie chcąc mu pyskować, przechwyciliśmy grę i rozpoczęliśmy zabawę. Jako, że to był mój dzień, mogłam grać z Sam'em, żeby mieć większe szanse na wygraną. I tak się stało, wygraliśmy z Dean'em, akurat w momencie kiedy w pokoju pojawił się zmęczony tata. To wina polowania. Gdy tylko usiadł, zajęłam miejsce na jego kolanach i wtuliłam się w niego.
- I jak spędziłaś, kwiatuszku dzień?- uśmiechnęłam się sztucznie.
- Było fajnie- powiedziałam. Pocałował mnie w czoło.
-To co za rok powtarzamy?- kiedy zrzedła mi mina roześmiał się na cały pokój.
- Nie jesteś zły, że mi się nie podobało?- pokręcił głowa.
- Nie. Mam nadzieję, że to choć trochę ci to wynagrodzi – z plecaka wyciągnął szampana dla dzieci. – Sam- chłopak poleciał do barku i przyniósł 5 szklanek. Tata rozlał każdemu z nas po napoju, dodatkowo podając Jimmiemu i zostawiając sobie butelkę piwa. W telewizorze leciały jakieś głupie kreskówki, ale nikt ich nie oglądał. Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy, śmiejąc się co chwile.- Kocham cię, kwiatuszku- odparł tata. Tamtego dnia zdałam sobie sprawę, że takie urodziny były najlepsze. Jim, tata i bracia, stary motel, szampan.
CZYTASZ
Demon Children
FanfictionHistoria opowiada o nastoletniej Iris, jej braciach oraz postaciach, którzy mają do stoczenia najtrudniejszą walkę- z przeznaczeniem. Za złe decyzje mogą zapłacić wysoką cenę. Stawka toczy się nie tylko o ich losy, lecz o losy całego świata. Co zrob...