Xavier
Obserwowałem jak Claire małymi kęsami je gofra, który był pokryty bitą śmietaną. Nie miałem pojęcia gdzie ta drobna dziewczyna pakuje taką ilość śmietany, ale wyglądała cholernie uroczo, gdy kolejny raz ubrudziła nią swój zadarty nosek.
Uśmiechnąłem się pod nosem i cicho się zaśmiałem.
— Co? — zapytała dziewczyna, marszcząc w zabawny sposób brwi.
— Brudas — prychnąłem, ścierając palcem bitą śmietanę, którą brunetka miała na nosie.
— Pff — prychnęła Claire, nabierając na palec białą maź i pocierając nią moje czoło. — Simba. — Zachichotała, a ja dostałem chyba palpitacji serca.
Nie miałem pojęcia co miałem w głowie dwa lata temu, ale z pewnością popełniłem wielki błąd zostawiając wtedy Claire. Teraz docierało do mnie to, że ta dziewczyna była wszystkim co najlepsze.
Była moim spokojem. Moim słoneczkiem w ponury dzień. Moim deszczem, gdy panowała susza. Moimi oczami, gdybym nagle oślepł. Była moimi skrzydłami, abym mógł sięgać gwiazd. Była dla mnie wszystkim. Była moją definicją wszystkiego co najlepsze.
Popatrzyłem na jej idealny profil, gdy brała kolejny kęs gofra. Idealnie zadarty nos, idealnie uwydatniona szczęka i idealnie wystające kości policzkowe. Idealnie długie rzęsy i... Cała była po prostu idealna. Żałowałem, że zacząłem to zauważać tak późno.
Brunetka obróciła się w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Jej arktyczne oczy wpatrywały się w moje, a atmosfera w pokoju nagle zgęstniała. Przybliżyłem się do dziewczyny, a jej malinowe usta się rozchyliły, zachęcając mnie do dalszych działań. Kurwa, moje serce biło szybciej niż potrafił wiać wiatr. Coś niezidentyfikowanego zakręciło się w moim brzuchu.
— Przeszkadzam? — męski głos przerwał naszą chwilę, a ja miałem ochotę udusić właściciela tego gejowskiego tonu.
Chłop chyba mutacji nie przeszedł.
Spojrzałem w stronę drzwi wejściowych i już wiedziałem. Dosyć wysoki chłopak, którego włosy były w odcieniu jaskrawej zieleni stał przede mną i wpatrywał się w nas, jakby był dumny ze swojego nagłego wparowania tutaj. Sam się prosił o zdzielenie w pysk. To był Dustin. Chłopak, o którego przez moment byłem zazdrosny.
— Nie.
— Tak — powiedziałem jednocześnie z Claire, co spotkało się z jej morderczym spojrzeniem skierowanym w moją stronę.
Wzruszyłem ramionami i nie odrywając wzroku od chłopaka, wygodniej się usadowiłem. Brunetka wstała z siedzenia i poszła w stronę zapewne jej przyjaciela. Wzrok chłopaka spoczął na mnie.
— Xavier. — Syknął oschle.
— Duxtin. — Celowo udałem, że nie znam jego imienia.
— Dustin, ale byłeś blisko — odparł zielonowłosy, puszczając do mnie oczko. Prychnąłem.
Claire pociągnęła chłopaka do kuchni, a ja wyszczerzyłem słuch. Oczywiście, że nie powinienem był podsłuchiwać, ale ciekawość mnie zżerała od środka.
— Nie wiedziałem, że go tutaj zastanę — usłyszałem szept chłopaka. Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści.
— Dustin, tylko nie rób cyrku. Proszę — wyszeptała Claire. Miałem wrażenie, że za chwilę się tam rozpłacze.
— Ja cyrku? Kurwa ty siedząc tu z nim odpierdalasz cyrk.
— Nie wiedziałam, że tu będzie.
— Więc już czuję się jak u siebie — prychnął Dustin. — Nie pamiętasz co zrobił ci ten skurwiel?
CZYTASZ
Ethereal Destiny
RomansaKażdy z nas kiedyś przeszedł przez coś, co go doszczętnie zniszczyło. Jeśli nie, to najgorsze przed tobą. ;) fragment książki: - Dlaczego mnie nie pokochasz? - Bo nie jesteś nim.