Rozdział 19

347 26 1
                                        

Claire

Otworzyłam oczy równo z budzikiem, który przypomniał mi, że dziś jest ten dzień. Dziś miałam spełnić małe marzenie dzieciaków, które były dla mnie jak rodzina. Miałam zrobić coś dobrego dla innych.

Ociągałam się ze wstaniem z łóżka, ale po trzykrotnym usłyszeniu swojego imienia z ust taty, który chyba wstał dzisiaj lewą nogą, co nie zdarzało się często, byłam zmuszona się podnieść. Odciągnęłam kołdrę ze swojego ciała i wciągnęłam stopy w puchate kapcie z uszami królika. Z zaspanym jeszcze spojrzeniem, ruszyłam schodami na parter.

— Dziecko — westchnął mój ojciec, wkładając do ust łyżeczkę wypełnioną po brzegi płatkami owsianymi. — Ile można spać? Marnujesz piękny dzień — dodał, rozglądając się, jakby sufit przesiąknął błękitnym niebem, które dziś zawitało nad Panama City.

Wzięłam głęboki wdech i powstrzymałam się od marudzenia, dlaczego nienawidzę wcześnie wstawać. Sprawa zawsze wyglądała tak samo. Ja narzekałam na to, kto wymyślił studia i wczesne pobudki, a mój tata wygłaszał monolog, który miał mnie przekonać, że wstawanie wczesnym rankiem, pobudza nasz organizm do życia.

Niestety nie wierzyłam w jego bajeczki, bo im wcześniej wstawałam, tym bardziej zaspana byłam.

— Jakie plany na dziś? — zapytał, podsuwając mi pod nos miskę z płatkami.

— Koncert Xavier'a u dzieciaków — odparłam, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.

Lubiłam te dzieciaki i gdybym tylko mogła, zdobyłabym dla nich gwiazdkę z nieba. Niestety nie posiadałam jeszcze takich umiejętności ale robiłam co mogłam, aby pokazać im zalążek szczęścia i życia, które miało być dla nich dobre. Może i napawałam ich fałszywą nadzieją, że jutro będzie lepiej, ale w życiu nie pozostało nic więcej niż wiara.

Mogliśmy być pesymistami, albo optymistami, którzy chcą wmówić sobie, że życie wcale nie jest takie złe. Ja osobiście wolałam uczyć ich optymizmu, bo byli jeszcze maluchami, którzy nie muszą poznawać smaku porażki, albo tego jak trudna jest dorosłość. Przed nimi było całe życie i stawałam na głowie, aby pokazać im, że spotka ich niebywałe szczęście. Bo zdecydowanie przeszli już za dużo cierpienia i miałam ogromną nadzieję, że los będzie dla nich litościwy. Nie zasługują na więcej zła.

Tak jak każdy. Każdy z nas nie zasługuje na cierpienie, które przeżywa w swoich czterech ścianach.

— A ty? Masz jakieś plany? — spytałam, kątem oka obserwując mojego tatę.

— Przeżyć tak ogólnie.

— Boże. Od kiedy w tobie tyle pesymizmu? Halo gdzie jest mój tryskający energią tatuś? — zapukałam w jego czoło, na co wybuchnął gromkim śmiechem.

— Jesteś jak ja za młodu...

— Tatoooo. Nie chcę słuchać twoich ckliwych historyjek o dwunastej w piątek — jęknęłam, odrzucając głowę w tył.

Mężczyzna zaśmiał się, wracając do jedzenia swoich płatków. Po chwili jednak spojrzał na mnie oczami, w których kryły się łzy. Nie były to łzy bólu, smutku czy żalu. To były szczęśliwe łzy. Zmarszczyłam brwi.

— Odżyłaś przy nim, wiesz?

Poczułam jak rumieńce wkradają się na moje policzki, a serce zaczyna wybijać szybszy rytm. Oczywiście, że odżyłam. W końcu ktoś, kto pełnił olbrzymią rolę w moim życiu, postanowił wrócić i dać mi na nowo szczęście. Na nowo pokazał mi świat pełen barw, a nie tylko czarno biały film.

W końcu zaczęłam czuć coś więcej poza ściskającym klatkę piersiową bólem. Xavier na nowo pokazał mi, że na szczęście zawsze przychodzi odpowiednia chwila. Udowodnił, że po każdej burzy wychodzi słońce.

Ethereal DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz