^Rozdział 6^

44 6 3
                                    

Tej nocy nie mogłam zmrużyć oka, około 100 m od szpitala zaobserwowałam sklep 24/7. Na moje szczęście obok mojego pokoju za oknem był balkon na który się wyczągałam, wiem ryzykowne bo wybudziłam się dwa dni temu a skacze po balkonach. I tak właśnie skakałam po balkonach schodząc po nich. Nie pytać hais mam zawsze w staniku wraz z dowodem, nie pytać. Weszłam do sklepu kupiłam cos co w końcu mogę nazwać normalnym jedzeniem... żelki. Możecie mnie znienawidzić ale kupiłam również cygary... Oczywiście kasjerka o dowód, jakie było jej zdziwienie jak wyciągnęłam dowód ze stanika.

Wyszłam zjadłam żelki i wypaliłam ze 2 cygary, nikotyna działa na mnie usypiająco. Wciągnęłam się s powrotem do góry, nie wiem jakim cudem. Wlazłam do pokoju, na szczęście nikt się nie zczaił że mnie nie było. Gorzej jak jutro Aaron znajdzie te papierosy, no nie będzie kolorowo... Wróciły do mnie wspomnienia... Jako 15-latka, psycholog szkolna wysłała mnie do psychiatry, z moim stanem cudem ominęłam psychiatryk. Moją jedyną ucieczką od depresji były szlugi, do dziś je podpalam czasami gdy nie mogę spać, czuję się źle bądź na prawdę mi się nudzi, wyobraźcie sobie że minęło 4 lata. W jednym ze swoich atakach paniki obcięłam grzywkę, została ze mną bo okazało się że pasuje mi. Palić nie pale codziennie, wyszłam z uzależnienia i prawdopodobnie ta paczka zostanie ze mną na miesiąc jak nie dłużej.

Skitrałam paczkę do stanika i poszłam spać. Rano obudziła mnie ta nieszczęsna paczka która wbiła mi się w cycka. Poprawiłam paczkę odwróciłam się na drugi bok i przetarłam oczy siadając, zerknęłam na zegar 06:24. Co tak wcześnie, kurwa spałam może 3 godziny.

Pani krysia przyniosła mi "śniadanie" jeśli da się to nazwać śniadaniem. Dokładnie dwie suche kromki posmarowane masłem -_- No ale co zjadłam co mi dali. Poszłam do łazienki żeby się doprowadzić do stanu w miarę normalnego. Wróciłam do pokoju, zastałam w nim uśmiechniętego rudzielca.
Liza: Aaron... co ty tu robisz tak wcześnie?
Nie ukrywam że ucieszyłam się jak go zobaczyłam, potrzebowałam go teraz szczególnie po tej pojebanej nocy.
Aaron: Przyleciałem po ciebie i wziąłem ci rzeczy na przebranie
Puścił mi oczko
Liza: Dziękuję, mógłbyś wyjść na chwilę? Przebiorę się.
Przytaknął i wyszedł.

Zobaczyłam co mi wziął, o dziwo nie ma chłop złego gustu, poszedł bardzo basic zielony top, i czarne kolarki. Przebrałam się i doładowałam paczkę z zapalniczką, dowód i chais do stanika.
Zawołałam go s powrotem.
Aaron: Ładnie ci w zielonym
Posłał mi tak słodki uśmiech że ja nie mogę
Liza: Powiem ci że nie masz złego gustu co do ubrań
Zaśmiałam się, chłopak stanął i rozłożył ręce jakby czekał na przytulasa. Długo się nie zastanawiałam, wskoczyłam w jego ramiona i mocno się wtuliłam w piegowatego.
Aaron: Tęskniłam...
Liza: Też
Aaron: Zabiorę cię dziś w jedno miejsce
Liza: Nie mogę się doczekać
Puściliśmy się i zaczęłam ogarniać swoje rzeczy, podczas tego śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Przyszedł lekarz wydać mi wypis czy coś nie wiem.
-Życzę szczęścia i mam nadzieję że często się spotykać nie będziemy.
Zaczął jeszcze gadać na co mam uważać i żebym kupiła takie cos na astmę.

Opuściliśmy budynek, chłopak od razu kierował się do pojazdu
Liza: Błagam chodźmy jeszcze do sklepu, jest tu za rogiem. Chce zjeść w końcu coś normalnego
Aaron: No dobrze
Wzięłam to samo co w nocy... żelki i dobrałam jeszcze batona.
Aaron: To jest" normalne" jedzenie?
Liza: Lepsze to niż jedzenie szpitalne
Zaśmiałam się i wyciągnęłam 2 dychy ze stanika
Wyszliśmy ze sklepu
Aaron: Od kiedy nosisz pieniądze w staniku?
I co ja mam mu powiedzieć? Odkąd pale?
Liza: Od zawszę w sumie, wygodniej mi i mam pewność że nie zgubię
Aaron: Hmm dobrze wiedzieć

Rudzielec złapał mnie za rękę, splotłam nasze palce. Doszliśmy do pojazdu, usiadłam za nim i objęłam go w talii. Dolecieliśmy do fortrexu, już na wejściu usłyszałam krzyki Clay'a
Clay: AARON! KOLEJNY DZIEŃ Z RZEDU NIE MA CIĘ NA TRENINGU!
Liza: Ale nie drzyj się tak, łeb mnie napierdala
Clay: Liza? Ty już?
Weszliśmy to głównego pomieszczenia
Liza: Cieszę się że tak cię interesował mój stan że byłeś u mnie raz... bo aaron cię ubłagał
Clay:...

Poszłam do pokoju rozczarowana, nie zamknęłam drzwi żeby słyszeć ich rozmowę
Aaron: Spróbuj zrozumieć mnie, twoja siostra leżała w szpitalu, a dla ciebie oczywiście nic się nie liczy oprócz kodeksu! Kto jest jej bratem? Ja? Czy ty? No właśnie
Lance: Boże Aaron nie przeżywaj, zachowujesz się jakby to była twoja dziewczyna
Aaron: Akurat lance jesteś ostatnią osobą której bym się posłuchał, popatrz kurwa czasem na innych a nie tylko na siebie.

Nie mogłam dłużej słuchać ich kłótni, zamknęłam drzwi i zauważyłam że moja kawa leży w innym miejscu, przypomniało mi się że aaron rozpakowywał moje rzeczy więc mogła wylądować w innym miejscu. Chciałam wyjść na korytarz i ogarnąć ich, ale gdy złapałam za klamkę drzwi się otworzyły po tym jak fox je pociągnął(otwierają się w korytarz) poleciałam wraz z drzwiami i wylądowałam na nim i się wyjebaliśmy. Aaron spojrzał się na mnie, byłam twarzą w twarzą. Zauważyłam łzy w jego oczach...

-Nowa w Drużynie- NEXO KNIGHTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz