Rozdział 47

172 11 3
                                    

Powolnymi i dokładnymi ruchami czyściłam swoje sztylety, siedząc na dolnej pryczy w swoim pokoju. Mój brat i Levi zebrali się już jakiś czas temu na delegację do królowej Historii, więc zamierzałam wykorzystać ostatnie wolne dni na zajęcie się swoim asortymentem. Zza uchylonego okna wpadało ciepłe, letnie powietrze. Przez ranek pomieszczenie jeszcze nie zdążyło się nagrzać.

Usłyszałam jak drzwi od pokoju uchylają się wraz z charakterystycznym skrzypieniem. Nie oderwałam wzroku od sztyletu, wciąż ostrożnymi ruchami przecierając go szmatką, aż ostrze zaczynało odbijać promienie słoneczne.

-Zapomniałeś czegoś, Aiko? Za chwilę macie wyjeżdżać, lepiej się pospiesz. - mruknęłam pod nosem, lekko marszcząc brwi. Przeszły mnie zimne dreszcze, gdy nie nastała żadna odpowiedź. Jakby sam diabeł obślizgłymi, żylastymi palcami chwycił moje gardło.

Obróciłam głowę z sercem w gardle, a gdy przed moimi oczami zobaczyłam charakterystyczny przedłużony uśmiech, to aż zrobiło mi się słabo. Świat przed moimi oczami zawirował, a żołądek ze stresu tak ścisnął, że momentalnie zachciało mi się wymiotować.

Zapanowałam nad trzęsącymi się dłońmi i szybko uklękłam, zawieszając głowę i zaciskając rękę na sztylecie. Serce głucho dudniło w mojej piersi, a zimny strach oplótł się wokół mojego gardła.

-Jestem w podziwie, że jeszcze żyjesz i nawet chodzisz. - chłodny ton Szefa dotarł do mojego ucha. Nie odpowiedziałam, mocno zaciskając szczękę.

-Wstań. - syknął do mnie, co posłusznie wykonałam. Spojrzałam w szare oczy, które patrzyły na mnie z niechęcią i obrzydzeniem.

-Powinnaś gnić w ziemi, ale Smith nie chciał wypuścić takiego dobrego żołnierza ze swoich rąk. Ale teraz to już mało ważne. - burknął, odwracając się do mnie tyłem i dotykając klamki.

-Coś się święci. Masz być asem na delegacji, zrób rekonesans pałacu. - zarządził twardo.
-A... - zacięłam się, ale natychmiast umilkłam. Szef obrócił się rozwścieczony w moją stronę.

-Czegoś chyba nie rozumiesz, psie. Nie interesują mnie twoje zwiadowcze sprawy, należysz do KRZYKU i bezwzględnie wykonujesz moje rozkazy. - syknął, aż się mimowolnie skurczyłam.
-Rozkaz. - odpowiedziałam twardo, salutując. Szef wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Opadłam roztrzęsiona na łóżko i nabrałam powietrza do płuc. Nie mam pojęcia jak dowódca dostał się tutaj niezauważony, ale większy problem polega na rozkazach. Bycie asem oznacza, że muszę się dostać niezauważona do pałacu i po cichu obserwować rozwój wydarzeń. Czuwać z cienia nad całą sytuacją i zabić w razie czego nadchodzącego wroga. Ale najważniejsze jest to, by nikt mnie nie zauważył i nikt o mnie nie wiedział.

Wyjrzałam przez okno, obserwując jak generał, Szef, Aiko i Levi wyjeżdżają na swoich wierzchowcach ze stajni. Wyjadę zaraz za nimi, ale pokieruję się przez las. Levi zapewne będzie wściekły, ale miejmy nadzieję, że mój dowódca ma złe przeczucia i będę po prostu po cichu obserwować okolicę. Ale jeśli przyjdzie wróg to zapewne będę zmuszona bronić królowej i sztabu. A to oznacza rzeź na oczach zbyt wielu wpływowych ludzi. Dlatego muszę się skupić i pilnować otoczenia, żeby w razie ataku odeprzeć go z zewnątrz.

Schowałam sztylety do specjalnej kieszeni i sięgnęłam po maskę leżącą na stoliku. Założyłam ją, słysząc charakterystyczne syknięcie. Dawno nie słyszałam tego dźwięku. Poprawiłam ochraniacze i kamizelkę kuloodporną, aż przeszły mnie lodowate dreszcze po plecach. Jadę na walkę bez żadnego treningu i przygotowania. Nie wiem ile wysiłku udźwignie mój organizm, ale muszę dać radę. W końcu jestem asem, cieniem który ma ochraniać rządzących podczas delegacji. Dlatego jestem przygotowana na pobrudzenie sobie rąk. Oby tylko Levi i mój brat o niczym się nie dowiedzieli.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz