Jess

52 3 0
                                    

Szybki prysznic, czysta koszula i perfumy. Tyle potrzebuje mężczyzna, żeby wyszykować się na randkę. Niestety, kobiety nie mają tak łatwo.

Jess już drugą godzinę ślęczała w łazience, próbując doprowadzić swoje włosy do ładu. Gęste i grube nie pozwalały się ułożyć. Pojedyncze pasma wchodziły do oczu i przyczepiały się do malinowego błyszczyka. Szczotka pełna była świeżo wyczesanych kłaków, a Jess nadal nie mogła ułożyć idealnej fryzury. Zrezygnowana wzięła do ręki swoją nieśmiertelną, białą wstążkę i przewiązała nią włosy. Na koniec gdzieniegdzie wpięła wsuwki.

Zrobiła dwa kroki w tył i krytycznie spojrzała na swoje odbicie. „Może jednak proszę rodziców o korekcję nosa na święta?" - pomyślała. Zrobiłaby to na tyle subtelnie, że mało kto zauważyłby różnicę. Ewentualnie zawsze mogłaby się wykpić operacją przegrody nosowej. Lekka poprawka samego czubka i wreszcie byłby idealny.

Przesunęła palcami po twarzy i dotknęła nierówności na policzku. Makijaż skutecznie ukrył wszelkie niedoskonałości, ale nie na długo. Nadchodzący okres zapowiadał kolejną ciężką przeprawę z kapryśną skórą. Nie mogła pozwolić, żeby cokolwiek zachwiało jej kampanią wyborczą. Nawet coś tak trywialnego jak pryszcze.

Chwyciła za telefon i już chciała się umówić na wizytę do kosmetyczki, kiedy jej wzrok padł na nową wiadomość. Od matki.

Irene Pearlman: Zapisałam Cię do kosmetyczki. Jessica, rozmawiałyśmy o tym, żebyś planowała takie rzeczy z wyprzedzeniem. Nie mogę o wszystkim za Ciebie pamiętać.

Jess zgrzytnęła zębami. Gdyby umówienie się do kosmetyczki było największym jej problemem, zapewne nie potrzebowałaby on-linowych spotkań z terapeutą.

Zacisnęła dłoń na telefonie. Każda interakcja z matką doprowadzała ją do szału. Radziła sobie świetnie bez wścibskiego, idealnego nosa rodzicielki, wciskającego się w każdą sferę życia córki. Szkolne spa nie stanowiło wyjątku. Nawet jeśli nie byłoby wolnego terminu, to bez problemu Jess wymusiłaby wciśnięcie siebie na czyjeś miejsce. W końcu nazywała się Pearlman.

Miała teraz na głowie ważniejsze rzeczy. Musiała pójść na randkę i udawać, że bawi się na tyle dobrze, aby koleś, którego ledwo znosiła, zechciał być jej chłopakiem.

Poczuła mdłości, a okolice szyi i dekoltu zaczęły ją swędzieć.

Sięgnęła do kosmetyczki i wyciągnęła z niego buteleczkę z hydroksyzyną. Na szczęście lekarz, do którego wysłała ją matka w końcu przepisał jej odpowiednio silne leki uspokajające. Odmierzyła odpowiednią ilość, połknęła i popiła wodą ze szklanej butelki, stojącej zawsze w łazience. Wzięła głęboki, uspokajający oddech i ostatni raz spojrzała na siebie w lustrze. Przygładziła fałdy sukienki. Kiedy zbawienny płyn zaczął krążyć w żyłach, jej twarz powoli rozjaśnił zadowolony uśmiech. „Kawał dobrej roboty" - skwitowała w myśli, trzepocząc do siebie rzęsami. Nie było szans, aby ktokolwiek oparł się jej urokowi.

Zegar na ścianie wskazywał kilka minut po dziewiątej. Eleganckie spóźnienie.

Better than you [!WYDANE!] (cz.1 cyklu Better)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz