Wstęp

18 2 0
                                    

Jest ciemna, bezgwiezdna noc. Wieje lekki, chłodny wiatr.
Nie wiem dokładnie co tu robię. Można by rzec, że jestem tu zupełnie przez przypadek, odruchowo... Albo się zgubiłam...
Stoję wśród siedmiu sosen. - Tworzą one niewyraźny krąg. Jest tak cicho, że świat wydaję mi się strasznie blady i nikły.
Zaciągam na oczy kaptur.
Ostatnio źle się dzieje... Coś przebudziło się w puszczy...
Kucam przy krzewie.
Nie wiem, czy powinnam to zrobić.
Biorę głęboki wdech.
Może powinnam bardziej to przemyśleć... Jeszcze raz przeanalizować całą sytuację. - Ale brak mi czasu... Czas ucieka... Muszę działać, teraz.
Patrzę w stronę czarnego nieba. - Tej nocy wszystko się zmieni...
- Strażnicy przebudźcie się. - szepcze. Powtarzam te słowa trzy razy.
Patrzę jeszcze raz w niebo.
Nagle jasny księżyc pokazał się w całej okazałości. Mieni się, jak tafla wody w słońcu i raptem jego blask oślepia mi oczy. - To znak. Nie ma już odwrotu.
Zawiał lekki wiatr, który popchnął mnie lekko do przodu.
Czas wracać. - Klasnęłam głucho dłońmi i się przeniosłam.

Trzy tygodnie później:

- NIE!!! - drąc się na całe gardło weszłam do pokoju. Matka znowu dała mi popalić... Ale, jak mam niby jej to wszystko wytłumaczyć? Przecież dla mnie samej to wszystko jest jedną wielką zagadką! Może jestem chora i to wszystko mi się śni?
Ostatnio dzieją się same dziwne rzeczy... - mogłabym jej powiedzieć, ale zapewne nie zrozumiała by tego.
Patrzę na swoje dłonie.
Dzisiejszego dnia chcąc wejść do klasy rozwaliłam drzwi...
Przełknęłam ślinę na samo wspomnienie sypiącego się piachu.
Drzwi stały się drzazgami. - A może to też był sen?
Poklepałam się po policzkach.
Hhmmm... Nic się nie dzieje... Czyli to nie sen.
Otworzyłam szufladę biurka i wyjęłam z niej kilka ołówków i szkicownik. Nie rysowałam najlepiej, ale lubiłam to robić. - Odrywałam się wtedy od świata realnego. Miałam zamiar narysować słowika. - Zresztą nic innego nie wychodziło mi dobrze. Nawet koło w moim wykonaniu bardziej przypominało mi kwadrat. Nie miałam jakiegoś specjalnego talentu i często zamiast ślicznego skowronka wychodziła mi pokraka ze skrzydłami. - Ale, jak mam być szczera, to podobają mi się moje pracę. Były nieprofesjonalne, ale równało się to jednocześnie z moim stylem. Cóż... Dzięki temu łatwiej zachować unikalność rysunków.
Westchnęłam.
Gdybym tylko wiedziała co się ze mną dzieje... Byłoby mi wtedy dużo łatwiej. A tak to, muszę uważać na najnormalniejsze drzwi.
Hhhmmm.... Właściwie, jakby się nad tym wszystkim zastanowić kilka zniszczonych drzwi wcale nie były dużym problem dla społeczeństwa. - Stanowiły jedynie problem dla mnie i mojej mamy. Ktoś przecież musiał zapłacić za szkody.
Najbardziej zaskakujące było tornado z zeszłego tygodnia i te dziwaczne latające kartki papieru z oczami. Czy tylko ja mam wrażenie, że źle się to skończy?
Eh... Ale ja jednym dotknięciem zniszczyłam drzwi! Wkrótce zwariuję. Dodatkowo ta przewlekła epidemia. - Wszystko zmieniła. Zmuszona byłam do zakładania maseczek i dezynfekowania dłoni, a jak o tym zapomniałam lub po prostu miałam już tego wszystkiego dosyć dostawałam kolejny pouczający wykład o tym jak to bardzo narażam wszystkich na zakażenie covidem.
Męczy mnie ta cała sytuacja.
Głęboko marzę by wszystko wróciło na swoje tory.
Nie, no to nie mogło wydarzyć się na prawdę.
- Aa!! - nagle kartka, na której rysowałam zaczęła się palić. - NIE NO, ZNOWU?! Dlaczego nie mogę przestać niszczyć wszystkiego co znajduję się w moim pobliżu. - czuję w sobie narastającą złość i bezsilność - To już mój kolejny rysunek, a został on zniszczony w niezrozumiany dla mnie sposób! Jakim cudem zaczął się palić?! - zaczęłam pytać sama siebie. Jest tyle rzeczy stających pod znakiem zapytania. To takie irytujące, gdy dzieją się rzeczy, których wogóle nie rozumiem! Co jest ze mną nie tak?!
Rysunek nieco się zatlił i ciężko było mi rozróżnić w którym miejscu zaczęłam rysować. Ołówek całkowicie się rozmazał, powodując, że rysy słowika stały się niewyraźne.

Strażnicy Brama CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz