Alex
Zaszliśmy na dół po schodach. Z kuchni dochodził przepiękny, słodki zapach. Babcia ewidentnie coś pichciła.
Ach... Oblizałem się.
- Oby to była szarlotka.... - Mruknąłem w rozmarzeniu.
- Nie przyszliśmy tu by zajadać pyszności. - Skarciła mnie i pacnęła lekko książką po głowie.
- Ale tu tak pięknie pachnie... - Spojrzałem z nadzieją w oczach. Że też dostałem karę. Babcia na pewno nie pozwoli mi spróbować. Jaka szkoda...
Ale ten zapach jest nieziemski...
- Nie tym razem. - Powiedziała stanowczo.
- Proszę, pozwól mi.... - Błagałem uklękając na kolana. Muszę...
- Dobrze, już dobrze - Powiedziała zmieszana - Pod warunkiem, że to ty wyciągniesz od niej telefon.
- Przecież dobrze wiesz, że to mi się nie uda. - Powiedziałem rozczarowany - Babcia bierze mnie za osobę uzależnioną od phone. Dodatkowo mam karę i przypominam ci, że miałem siedzieć w swoim pokoju.
- I ma rację. - Podsumowała.
- Co? Niby do czego? - Oburzyłem się.
- Do telefonu. A teraz ruchy. - Popchnęła mnie do kuchni. Nie, wcale nie ma racji. Nie jestem uzależniony. Doskonale potrafię siebie kontrolować.Wszedłem do pomieszczenia.
- Naszykowałam kanapki i ciasto. - Oznajmiła dumna babcia rozkładając talerze na stół. - Sam, zajrzyj do Alex'a i sprawdź, czy przemyślał swoje zachowanie.
Ups... No ładnie. Definitywnie nie powinno mnie tu być...
- Tak się składa... - Zacząłem niepewny - ...że to ja, babciu... - Przełknąłem ślinę - Ale tu przepięknie pachnie...
- Hhmm... - Zmierzyła mnie ostro od stup do głowy.
Drgnąłem.
- Masz jakieś przemyślenia?
No i co niby mam jej powiedzieć? - Że przesiedziałem cały czas u Sam?
- Bardzo cię przepraszam, babciu za moje wygłupy. - Powiedziałem w końcu.
Pokiwała głową z aprobatą.
- Dobrze. W takim razie siadaj do stołu.
- Ach... Jak tu ładnie pachnie... Ciastem...
- Wiadomo kto robił. - Wypięła do przodu pierś, jak super bohaterka.
Machnąłem ręką do Sam. Niech nie myśli, że całą robotę ja odwale.
Usiadła obok mnie przy stole.
Sięgnąłem po kanapkę z jakąś wędliną i pomidorem. Szybko ją spałaszowałem. Nie sądziłem, że jestem, aż tak głodny...
Oblizałem usta.
Sięgnąłem ręką do pokrojonego ciasta.
- Au! - Syknąłem rozmasowując prawą dłoń. - Babciu... - Jęknąłem - Jeszcze kanapki nie znikły ze stołu. -Pogroziła mi palcem.
Zjadłem jeszcze dwie kanapki.
Sięgnąłem jeszcze raz po ciasto.
- Au! A tym razem za co?! - Skrzywiłem się.
- Rzucasz się na jedzenie. - Stwierdza babcia - Ciasto ci nigdzie nie ucieknie...
Ale ja tylko... Hhhmm...
Patrzę na siostrę. - Nieśmiało sięga po ciasto. Odruchowo szykuję rękę by wyrazie potrzeby zatrzymać uderzenie nadchodzące od strony babci, ale... Nic się takiego nie stało...
Patrzę na siostrę. - Właśnie próbuję idealnego ciasta z idealną kruchą powierzchnią.
Zaciskam zęby. - W czym niby moja siostra jest lepsza?! Nic złego nie zrobiłem. Chciałem tylko spróbować szarlotki. Czemu ja nie mogę...?
- I jak, Sami, smakuję ci? - Pyta czule.
Sam kiwa głową i oblizuje wargi. To niesprawiedliwe, też chcę spróbować ciasta...
- Idę przynieść wam wodę. - Odwraca się. To moja szansa.
Sięgam po ciasto i szybko wkładam je do ust. Po tak długim czasie nie jest już, aż tak gorące. Ach... Jabłka są idealnie słodkie... Tak bardzo rozpływa się w ustach...
Oblizuje się.
Co za pychotka...
Sam szturcha mnie w ramię. Patrzy na mnie znacząco.
Hhmm... Czy ja naprawdę muszę to zrobić? Dużo bardziej chętny byłbym do zjedzenia całej blachy ciasta (chociaż zapewne rozbolałby mnie brzuch), niż do wyciągnięcia telefonu od babci Dalii. - To graniczy z cudem! Dodatkowo babcia jest święcie przekonana, że jestem niegrzeczny i psikusy. - Niech ona pozna bliźniaków, a wtedy przekona się, że nie jest ze mną, aż tak źle.
Zaciskam pięść.
Biorę głęboki oddech.
- Sam? - Szepczę - Czy nie mogłabyś...
- Nie. - Przerywa mi. Co?
- Ale dlaczego nie?
- Ostatnio to ja cały czas coś załatwiałam, teraz twoja kolej. - Oznajmiła zakładając ręce na piersi. Niby co ona takiego zrobiła, że zrzuca na mnie ciężar udobruchania babci i wydobycia telefonu?
- Niby co ostatnio załatwiałaś? - Spytałem zgorszony. Mam już dosyć bycia postrzeganym, jak zwykły pionek w szachach. Chcę być kimś ważnym...
- Nasze kieszonkowe, jedzenie do szkoły, bilety do kina - Zaczęła odliczać na palcach. Czy ona musi być, aż tak okrutna, by mi to wszystko wypominać?
Krzywię się.
Przecież ja też się staram... Wynoszę śmieci i w ogóle naprawiam usterki w rowerach, dlaczego Sam zawsze musi być pokazywana, jako ta porządniejsza z naszej dwójki?
- Dobrze, już zrozumiałem - Lekko uderzyłem w jej dłonie, by przestała pokazywać, jak to jest użyteczna. - Załatwię ten telefon. - Powiedziałem zrezygnowany.
Wstałem od stołu.
- Babciu - Zacząłem miłym głosem. Może w taki sposób uda mi się wciągnąć od niej telefon? - Czy mogłabyś mi oddać telefon?
- A po co ci telefon? Tyle rzeczy do zrobienia, a ty o czymś takim myślisz? - Fuknęła. Będzie trudniej, niż zakładałem...
- Chciałbym zadzwonić do taty albo mamy, jeśli to możliwe - Oznajmiłem. Stawiam na szczerość, jeśli to nie pomoże, to klapa.
- Po co? Chcesz im przeszkadzać w pracy?
- Nie chciałem tylko spytać - Zamilkłem. Właśnie. O co chciałem ich spytać? Muszę coś wymyślić, byle szybko. Jeszcze minuta dłużej, a babcia zacznie mnie podejrzewać. - Hmmm, chciałem tylko spytać, czy kupią mi płatki czekoladowe.
- Macie w domu płatki czekoladowe - Powiedziała wyciągając opakowanie z najbliższej szuflady. - No tak, teraz gdy przejrzała tą kuchnię nie może być łatwo. Co za pech... Myśl Alex, myśl... Muszę coś wymyślić. Hhhmm... Szkoła!
- Chciałem też poprosić by dokupili mi zeszyt - Powiedziałem bez chwili wahania.
Babcia mierzy mnie groźnym spojrzeniem, zupełnie jakbym rzucił jakąś klątwę na swoją siostrę.
- Zeszyt? - Powtórzyła w zamyśleniu.
Przygryzłem wargę.
- Tak. Właśnie mi się skończył od matematyki. - Oznajmiłem. Co ja bredzę? Ze mnie taki palant z matmy, że zeszyt praktycznie świeci pustością. - A w poniedziałek na pierwszej lekcji mam akurat matmę. - Cóż za niefart...
- A nie możesz kupić go w poniedziałek rano?
- Nie mogę - Oznajmiłem - Muszę odrobić pracę domową. A bez zeszytu to prawie nie możliwe. - Właściwie to nie mam żadnej pracy domowej. - Gdy napisze pracę domową na kartce, to na pewno ją zgubię - Oświadczyłem. Chociaż takim ciamajdą nie jestem, ale babcia uwierzy we wszystko, prawda?
Milczy.
Oho... Chyba zabrnąłem za daleko... Może mnie przejrzała i zaraz według starych zasad strzepie mi tyłek?
To dziwne, ale mam wrażenie, że ta cisza trwa niepokojąco długo... Czyżby czas robił sobie ze mnie żarty? To milczenie przecież nie może trwać wieczność.
- No dobrze. - Oznajmiła bez jakiegokolwiek następnego argumentu. Wyjęła z kieszeni telefon i mi podała.
Stoję, jak wryty w ziemię. Owszem otrzymałem telefon, ale nie ten, który bym chciał... To czarny, stary telefon z przyciskami.
- Babciu, ale to twój telefon - Oznajmiłem spoglądając na stary model.
- Tak, ale z niego bez problemu zadzwonisz do rodziców.
Patrzę to na babcię, to na telefon i z powrotem na babcię. Teraz to chyba ona sobie ze mnie żartuję? Jak ja niby mam się posłużyć tym ustrojstwem?!
- Nie umiem go obsługiwać - Nie daję za wygraną. Muszę odzyskać swój własny telefon.
- Sam może umie.
- Niestety babciu, nie pamiętam - Próbowała mi pomóc. Ale chyba na darmo...
- Ach, nie mam czasu by wam pomóc. - Odparła babcia - Właśnie miałam się zabrać za sprzątanie salonu. - Zamyśliła się - No dobrze, masz swój telefon, ale potem mi go oddaj z powrotem.
He?
- Dobrze - Powiedziałem odbierając telefon. Z powrotem mam swój telefon! Chyba pierwszy raz w życiu tak szybko odzyskałem telefon!
Zerkam na babcię. Stawia na stół dwie szklanki z wodą.
Wyszedłem z kuchni na korytarz.
W telefonie wybrałem numer starszego z bliźniaków. Gdyby nie udało mi się odzyskać mojego telefonu najprawdopodobniej byłbym w kropce.
Podsunąłem telefon pod ucho.
- Halo? - Po chwili usłyszałem w słuchawce głos Jacka.
- Cześć, sorry, że dzwonię, ale muszę ci koniecznie coś powiedzieć - Starałem się mówić na tyle cicho, by babcia mnie nie usłyszała.
- Dawaj... - Uff... Jak dobrze, że nie zareagował miej więcej tak: Po co do mnie dzwonisz?! Szczerze myślałem, że Jack się rozłączy.
- A więc tak, w pewnej książce, którą Sam znalazła u siebie na regale pojawiły się znikąd dziwne słowa. Znajdowały się dokładnie tuż koło rozdziału trzydziestego pierwszego. Sam zarzeka się, że przedtem ich nie było.
- Skoro, aż się zarzeka to pewnie ma rację. - Westchnął. W jego głosie jednak nadal słyszałem, że nie ma pojęcia o co mi chodzi.
- No właśnie. Tyle, że te słowa zupełnie się nie zgrywają. - Dosłownie nie mają sensu! Oprócz tego, że dotyczą naszego największego wroga.
- Co mówią te słowa?
- Nimfy, broń, Hadeon.
- Hadeon? - Zaniepokoił się - I co, tylko tyle?
- Tak. - kiwałem głową, choć Jack i tak nie mógł tego zobaczyć.
- Dziwne. Hmmmm. Skontaktuję się z tobą później. - Oznajmił.
Ze słuchawki dobiegło nawoływanie Jima i jakiś inny głos, którego w ogóle nie kojarzę...
- Co tam się dzieje?
- Później ci powiem. Muszę kończyć.
Rozłączył się.
- Dziwne...
Co tam się u nich dzieje?
Wybrałem numer do mamy.
Cześć, kup mi zeszyt, dzięki, pa. - Napisałem, by nie robić żadnych powodów do podejrzeń.
- Dobrze, załatwione. - Oznajmiłem i wróciłem do kuchni.
Odłożyłem telefon na blacie i sięgnąłem po szarlotkę.
- To dziwne, że twoje ciastkowe marzenia się spełniają. - Powiedziała Sam, gdy delektowałem się smakiem szarlotki.
- Mmmm... Pycha... Po prostu mam nosa do takich rzeczy. - Wybełkotałem. Uwielbiam szarlotkę. Miami!
- Tak, rzeczywiście... - Czy Sam przyznała mi rację? Tak! Tak! Tak!
Zaczynam skakać ze szczęścia.
- Uspokój się skacząca małpo. - Małpo?
Odgryzłem bym się jakoś, ale nie zrobię tego przy babci, bo jeszcze gotowa by mnie miotłą pogonić.
- Babciu... - Zaczęła Sam przesłodkim głosem - My pójdziemy na górę się pouczyć. - Oświadczyła wstając od stołu.
Pociągnęła mnie za rękaw koszuli. Sięgam jeszcze po kawałek ciasta.

CZYTASZ
Strażnicy Brama Czasu
FantasíaDruga wersja - wersja pisana w pierwszej osobie. Od jakiegoś czasu na świecie dzieją się dziwne, niepokojące rzeczy. Z moich dotychczasowych informacji wynika, że nie jaki John Wejker stara się utrzymać dotychczasowy spokój. - Jednak obawiam się, ż...