Rozdział 19 Nie mów nikomu...

5 0 0
                                    

- Gdzie ja jestem? - Spytałam.
To dziwne, ale po tylu anormalnych wydarzeniach liczę na to, że ktoś odpowie.
- Co się tutaj dzieje? Gdzie się wszyscy podziali?
Przecież jeszcze chwilę temu siedziałam na dywanie przy regale z książkami, a potem... Och... To wszystko przez ten pierścień...  Ten błysk i czerwony dym... Bądź mgła... A teraz ta biała pustka. To już chyba mój kolejny raz... Może powinnam się do tego przyzwyczaić? - Tylko nie do końca wiem, czy ja chcę się do tego przyzwyczajać...
Słyszę stukot butów. Nie rozumiem, jak tu można chodzić? - Ja nic tylko ciągle dryfuje i czuję brak podłogi pod stopami.
Niezdarnie się obracam. Po chwili widzę zakapturzona postać.
- To znowu ty, Strażniczko Kluczy, prawda? - Moje pytanie odbiło się niczym echo. Chociaż zupełnie nie wiem od czego mój głos mógł się odbić.
Postać poruszała rękami, nad którymi zaczęły pokazywać się symbole.
- Tak mnie nazywają ci, którzy mnie znają. - Odpowiedziała delikatnym głosem.
Ulżyło mi, że to tylko ona... Może to co się tu dzieje jest nienormalne i na swój sposób pokręcone, ale zdecydowanie wolę zobaczyć nią, niż jakiegoś ducha.
- Co się tutaj dzieje? Gdzie są wszyscy? - Dosłownie stoję, a raczej unoszę się sama pośrodku niczego.
- Nic im nie grozi - Zapewniła - Teraz proszę, podejdź do mnie i złap mnie za rękę.
- Dlaczego? - Nawet jeśli nie zadałbym tego pytania, nie umiałabym do niej podejść. Tu dosłownie nie da się kroku postawić. Nadal nie rozumiem, jak ona może tu się przemieszczać. I w ogóle co to za miejsce?
- Zobaczysz. - Odparła tajemniczo.
Strażniczka złapała moją rękę i poczułam ciepło, a zarazem chłód od niej bijący. Dość... Dziwne uczucie...
Mocno ścisnęłam jej dłoń by przekonać się o jej cielesności. Westchnęłam z ulgą, gdy poczułam kości jej dłoni.
Wszystko zawirowało.
- Gdzie mnie prowadzisz? - Spytałam ciągle czując dotyk strażniczki.
Niczego nie widzę. Nawet swojej wyciągniętej ręki. Skąd ta ciemna pustka?
Chyba to bez sensu mieć nadzieję, że mój wzrok się do tego przyzwyczai.
Czy strażniczka w ogóle widzi coś w tych ciemnościach, a jeśli tak to niech mnie nauczy tej sztuczki. Też bym chciała widzieć, gdzie idę.
- Prawdę powiedziawszy widzę tyle co ty, czyli nic. - Odpowiedziała mi na pytanie, którego nawet nie zadałam.
Przełykam ślinę.
- Dlaczego mi odpowiedziałaś? Przecież nic nie mówiłam. Tylko... Myślałam.
- Aj... Bardzo mi przykro, tak strasznie cię przepraszam, ale nie potrafię tego kontrolować...
- Nic nie szkodzi. - odparłam - Też nie umiem kontrolować swoich zdolności. Cały czas coś niszczę.
Jeżeli to są jakieś zdolności, bo jakoś ciężko mi jest je pod coś konkretnego podciągnąć.
Zapanowała nieco niezręczna cisza.
Wydaję mi się, że to już jakieś dziwne, że spotykam trzecią osobę, która...
- Moment ty potrafisz czytać w myślach? - Spytałam chcąc udokumentować swe odkrycie.
- Tak... Ale nie mów nikomu. Bardzo cię proszę...
- Dobrze nie powiem. - Obiecałam. Tylko, dlaczego miałabym tego nie robić? To sekret... Ale czemu strażniczka miałaby trzymać taką umiejętność w tajemnicy?
Przez kolejne pięć minut szłyśmy nie odzywając się do siebie ani słowem.
To... Sama nie wiem, jak to określić... Nazwanie tego dziwnym i nietypowym to zdecydowanie za mało by opisać to co się dzieje. Mam wrażenie, że przechodzę przez jakąś ciecz... Czuję ten dziwny dotyk, jakbym zanurzyła się w wodzie... Tyle, że tu jestem w stanie oddychać...
Serce zaczyna mi przyśpieszać. Jest tu tak inaczej, że zaczynam pomału się bać... Ta pustka i to poczucie, że jestem otoczona z każdej strony, a zarazem jakby totalnie nic mnie nie otaczało. Czuję się, jakbym została uwięziona i jednocześnie była wolna. To miejsce jest bardzo dziwne...
Nagle strażniczka puściła moją dłoń.
Usłyszałam przeraźliwy syk. - Są tu jakieś węże? Gdzie?
Rozglądam się, lecz nic nie dostrzegam. Za ciemno...
- Gdzie jesteś?!
- Już dobrze... - Usłyszałam po chwili - Nic ci nie grozi.
- Ten syk... Co to było?
- Miałam nadzieję, że nie spytasz... - Wyszeptała - Ale powiem ci prawdę... To był jeden ze sługusów Hadeona. Wąż... Trochę inny od tych, które istnieją w twoim świecie.
Hadeon...
- Co...? Co masz na myśli mówiąc, że trochę inne? - Spytałam przerażona. Węże są w porządku jeżeli są zamknięte, a najlepiej jeżeli są na zupełnie innym kontynencie.
- To... Miało swego rodzaju skrzydła...
- He?! Wąż ze skrzydłami?! Żartujesz, prawda?
Cisza.
Zaraz, skąd ona wiedziała, że wąż miał skrzydła skoro tak tu ciemno?
- Chodźmy... Jesteśmy już coraz bliżej...- Chwyciła mnie za nadgarstek. Jak ona jest w stanie mnie znaleźć skoro nic nie widzi? Co tu się dzieję?
Z każdym krokiem, a raczej dryfem, bo nadal moje stopy nie natknęły się na nic rzeczywistego, mam wrażenie, że brnę w pustkę. Szaleńczą pustkę... Że to pułapka i powinnam, jak najszybciej wracać... Problemu, że nie wiem jak wrócić.
Jednak strażniczka dalej trzyma mnie za nadgarstek i prowadzi w nieznanym mi kierunku.
Czuję coraz większy niepokój. Muszę wiedzieć, że strażniczka na pewno tu jest. Co z tego, że czuję jej dotyk skoro totalnie jej nie widzę. - Przecież dotknąć to mnie może każdy, a w tym mroku to nawet się nie zorientuję.
- Zaraz... Strażniczko... Skoro ty też nic nie widzisz, to skąd wiesz jak iść? - Wydusiłam z siebie pytanie.
- Cóż, życie nie zawsze wiedzie nas widoczna drogą... Czasem trzeba umieć pobiec przed siebie z zamkniętymi oczami... - Odpowiedziała - W nieznanym kierunku...
- W nieznanym kierunku?! - W takim razie, czyżby ona nie wiedziała, gdzie idzie???!!! Proszę, błagam, nie... Proszę, błagam, nie... To nie może być prawda!
- Tak i mieć nadzieję... że dotrze się tam gdzie powinno się być... - Dokończyła. Nie rozumiem, jak może być taka spokojna? Przecież idziemy w nieznane!
- Gdzie powinno się być? Gdzie ja powinnam być teraz?! - Pytam zaniepokojona.
- Dowiesz się w swoim czasie... Zaufaj, wszystko będzie dobrze...
Dobrze... Nawet nie mam pewności, czy wierzy w to samo co mówi. Teraz ma taki pusty i bezemocjonalny głos...
Przełykam ślinę.
- Dobrze, a czy odpowiesz mi na chociaż jedno pytanie?
Cisza...
- Gdzie jesteśmy?
- Nie mogę... - Oznajmiła szeptem.
- Dlaczego?
- Bo sama jeszcze tego nie wiem...
- Jak to nie wiesz?! - Spanikowałam - Gdzie my teraz jesteśmy?!
Strażniczka nie odpowiadała, szła dalej ciągnąć mnie za sobą.
Nic nie wiem... Gdzie idę... Co to za miejsce... Co ja tu w ogóle robię? Powinnam zostać w domu...
Ciemność nie mija, odczuwam wręcz przeciwne wrażenie, że się pogłębiała.
Nagle przed sobą widzę jasny punkcik. - Moja nadzieja.
Usilnie kieruję wzrok na światło. Unosi się nad lewą dłonią strażniczki.
Teraz już ją widzę, a raczej jej lekki zarys.
Z jej głowy spadł kaptur. Ciężko mi określić kolor jej włosów na chwilę obecną, ale zdaję mi się, że sięgają gdzieś do ramion.
Nagle coś usłyszałam... Coś pobrzękiwało... - Jak mogłam zapomnieć o innych zmysłach?
Skupiam wzrok na szczupłej postaci znajdującej się przede mną.
Nagle znowu zrobiło się jasno.
Wypadam z tamtej czarnej pustki. Tyle, że nic nie widzę. Mój wzrok musi się przyzwyczaić, ale to nie powinien być problem.
Po chwili doskonale wszystko widzę.
Nie minęła minuta, a odkryłam źródło pobrzękiwania. Zza płaszcza ledwie co wystaje srebrny łańcuch, a na nim wiszą klucze. Różnego rozmiaru, różnego wyglądu... Klucze...
Podnoszę wzrok.
Raptem znowu zapanowała ciemność. Nie wydaję się jednak, tak samo gęsta, jak przedtem. Teraz wszystko jest widoczne... Dzięki światłu, które rozprzestrzenia się wokół strażniczki... To chyba jakieś zaklęcie...?
Mój wzrok pomału przyzwyczaja się do zmiany oświetlenia. Mrugam oczami. Pierwsze co widzę po odzyskaniu normalnej widoczności to kilka śnieżnobiałych pasemek na głowie Luny.
Po chwili strażniczka się zatrzymuje.
Nagle wokół nas zaczynają wirować ciągi liter i przypadkowych znaków. - Nie wiem tylko jakim sposobem to się dzieję? Czyżby strażniczka za tym stała?
- Co to takiego? - Spytałam przymrużajac oczy, by nie oślepnąć.
- To twoja magia. - Odpowiedziała - Staram się znaleźć źródło twoich problemów z kontrolą mocy.
- Moja magia? - Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że w taki sposób można znaleźć jakiekolwiek źródło.
Strażniczka skinęła głową.
- Masz w sobie ukryty potencjał, tylko jeszcze nie umiesz go wykorzystać.
- Odczytałaś to z tych znaków?
- Nie... Z twoich problemów, w które wpadasz... Magia wymyka ci się z rąk.
- Nie umiem wykorzystać swojego potencjału... hmmm...
- Tak... ale.. ...to nic nie szkodzi...
- Nie szko-dzi? - A co ze zniszczonymi drzwiami?
- Tak... Ale każdy czegoś nie umie zrobić... Ważne jest to by się nie poddawać... ...oraz by rozwijać swoją wewnętrzną siłę...
- Masz na myśli magię?
- Nie... Uczucia, osobowość, cechy które sprawiają, że ty to ty...
- I to ma pomóc z opanowaniem magii? Mam być sobą i poznać siebie? Tak... Masz rację... Dzięki. - Starałam się brzmieć optymistycznie. To wiele mi pomoże, a zwłaszcza rozwiąże problem z drzwiami... Akurat. Już to widzę. - Gdzie idziesz?
- Muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy...
Twarz strażniczki była blada, a na jej piwne oczy opadały włosy w odcieniu ciemnego blondu. Delikatnie się uśmiechnęła.
- A jak ja wrócę?! - To jest podstawowe pytanie.
- Hmmm... W tej chwili śpisz... Więc wydaje mi się, że wystarczy, że się obudzisz... - Oznajmiła.
- Śpię? - Powtórzyłam niedowierzając w to co usłyszałam - Czyli ta cała rozmowa nie istnieje i jest tylko wytworem mojej chorej głowy? Czyżby to wszystko co się ostatnio działo to też zwykły sen?!
Chwytam się za głowę.
- Czy jeżeli coś jest snem, znaczy, że nie istnieje, Sorin? - Popatrzyła na mnie ciepło.
- Ja... nie... wiem... tego - Wydukałam.
- Oczywiście, że istnieje... Istnieje w tobie i to sprawia, że sen jest niezwykły.

***

- Wstawaj! Pobudka! - Alex potrząsnął mną na różne strony.
- Co się stało? Gdzie jest... ...strażniczka... um... co tu się wyprawia? - Spytałam, gdy zobaczyłam zatroskane twarze przyjaciół.
- Gdy Jack dotknął pierścienia, ty nagle zasnęłaś. - Odpowiedział zaniepokojony Alex - I nie sposób cię było dobudzić.
- Aha... Czyli spałam...? - Tak, jak mówiła strażniczka. Hhm... Szkoda tylko, że to wszystko inne też nie może okazać się snem...
- Ten pierścień nie jest niebezpieczny - Stwierdził Jack - Jego zadaniem jest ochranianie. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wprowadził cię w taki stan... Hhmm... Sam nie wiem, co z nim zrobić... Może będzie lepiej jeśli ukryjesz go w bezpiecznym miejscu... - Podał mi pierścień. - Albo po prostu go nie zdejmuj. Wtedy zapewni tobie ochronę.
- Która godzina? - Spytałam zaspana.
- Dwudziesta trzecia trzydzieści. - Odpowiedziała Sam.
- Co takiego?! Muszę wracać... Mama mnie zabije!
- Spokojnie... Już to ogarnęłam. - Odparła Sam - Dzwoniłam do niej nie dawno i powiedziałam, że zostajesz na nocowanie.
- A ona na to?
- Nic... - Odparła - Rozłączyłam się od razu po przekazaniu jej informacji.
Super... Czy to wskazuję na to, że będę miała kłopoty? Hhmm... Z drugiej strony może bardziej powinnam się martwić tym skąd Sam wytrzasnęła numer do mojej mamy...
Zamrugałam kilka razy oczami.
- No dobra. Chłopcy do Alexa, a my zostajemy tutaj. - Poleciła Sam.
- Załapałem - Powiedział Jack.
- Jasna sprawa. - Rzekł Jim.
- Dobranoc, dziewczyny! - Krzyknął Alex i wyszedł z pokoju.
W taki sposób zostałam sama w jednym pokoju z Sam...

***

- A więc? Kto cię na mnie nasłał? - Spytałem już bardzo późną nocą żaby. Moi przyjaciele już  dawno pogrążyli się we śnie. - Będziesz tak miła i skłonisz się do rozmowy na ten temat? 
- Phi... Żałuję, że od razu cię nie ciachnęłam. 
- Oj wiesz, byłoby nudno, gdybyś tak zrobiła, a tak to przynajmniej się nieco rozerwiesz. - Zasugerowałem, chociaż to nie ja będę się rozrywał tylko ona rozerwie przede mną swoje sekrety. 
- Nie mam ochoty z tobą gadać. Jesteś paskudny, wiesz? Jak mogłeś zamienić kobietę w zwykłą żabę? Jak?! Czy nie masz za grosz poczucia gustu? Mogłeś zamienić mnie w cokolwiek innego. 
- Na przykład w mysz? 
- Fuj! Żartujesz sobie, prawda? Miałam na myśli dostojnego kota albo chociażby ładnego węża, a nie mysz!
- Czyli pasuję ci, że jesteś zieloną żabką?
- Ani trochę! - Podskoczyła w słoiku. 
Woda Prawdy już dawno została przez nią wypita, więc Ninarkia nie może kłamać. 
- A więc, zapytam raz jeszcze, kto cię tu do mnie przysłał? 
- Eh... - Westchnęła - Zazwyczaj gram solo i tylko na tym się skupiam, by dopiąć swojego celu, ale jakoś trzy lata temu pewien czarodziej zasugerował mi całkiem niezłą opłatę w zamian za przystąpienie do jego grona. Obiecał mi, że gdy tylko stanie się królem mnie zrobi królową. 
Ten opis kojarzy mi się tylko z jedną osobą - z Hadeonem. 
- Czy naprawę sądzisz, że dotrzyma danego słowa?
- Powiedział, że jestem bardzo inteligenta i pomysłowa i jeszcze go nie zawiodłam. 
- To dziś nadszedł ten  dzień. - Jej oczy zrobiły się duże - Czy wiesz może z kim teraz rozmawiasz? 
- Nie. Hadeon nie dał mi żadnych informacji o tobie. Powiedział mi tylko, jak wyglądasz i gdzie cię szukać i polecił mi cię zabić. 
Oczywiste. Pierwszy popełniony przez Hadeona błąd. Myśli, że jeśli dawno wycofałem się ze świata magii to będzie w stanie mnie nią pokonać. Zupełnie mnie lekceważy. 
Założyłem ręce na piersi. 
- A więc on cię do mnie przysłał? 
- Tak. 
- Chciał się mnie pozbyć?
- Tak.
- Czy planował wysłać cię, gdzieś jeszcze z podobnym celem?
- Tak. - Oznajmiła niechętnie. Widzę po niej, że stara się trzymać język na wodzy, jednak zbytnio jej to nie wychodzi. 
- Na kogo?
- Kazał mi odnaleźć i zabić pewnego młodego człowieka, który w przyszłości mógłby stać przeciwko jemu. 
- Kim jest ten człowiek? 
- Nazywają go Panem Duchów. 
Pierwszy raz słyszę o kimś takim. 
- Dlaczego go tak nazywają?
- Bo potrafi różne rzeczy, które innym się nie śniło. Bo wszelkie zjawy, monstra i potwory są mu posłuszne. 
- A jak mu naprawdę na imię? 
Ninarika przez chwilę milczała.
- Enzo Apparitio. - Wysyczała. 

Strażnicy Brama CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz