Sorin
- Nie ma go w pracy? - Zdziwiłam się. Myślałam, że John Wejker masakrycznie dużo czasu spędza w pracy...
- Nie. - Odpowiedział młody policjant - A dlaczego panienka pyta się o niego? - Zapytał uśmiechając się - Czyżby chodziło o tę pracę, którą panience zadał, a panienka jeszcze jej nie wykonała? - Pomasował się po brodzie.
Policzki zaczęły mi płonąć. - Zupełnie zapomniałam!
Skąd on o tym wie?
- Nie zupełnie... - Odparłam - Chciałam tylko prosić o pomoc...
- Cóż... - Zamyślił się - W odrabianiu kary ci nie pomogę, ale jeśli masz kłopot w czymś innym to mogę spróbować. - Wskazał na siebie kciukiem.
- Chyba nie będzie takiej potrzeby... - Pokręciłam głową i się pożegnałam.
Hmmmm. Ciekawe, dlaczego dzisiaj go nie ma? Hmmm... Może, gdzieś wyjechał?
- I jak? - Spytała Miko siedząc na drewnianej ławeczce przed komisariatem. Hmmm... Chyba przedtem nie było tej ławki... Może dopiero niedawno ją postawili...
Przyglądam się ławce. Czy ona nie jest... Mokra?
- Miko! Ta ławka jest świeżo pomalowana! - Zauważyłam..
- Em... To źle? - Spytała rozkojarzona.
- Cóż... Sama nie wiem, ale to farba... - Wskazałam na pomalowaną na drewniany kolor rąbek sukienki. - Zdaje się, że zniszczyła ci ubrania...
- Nie powinnam była tu siadać, racja? - Zacisnęła delikatnie dłonie.
- Taak... Ale to nic! Nie przejmuj się! Eeee... Jakoś sobie z tym poradzimy. - Oznajmiłam śpiesznym głosem. - Tylko może lepiej teraz wstań z tej ławki zanim ktoś zauważy.
Miko posłusznie wstała. Jej wzrok biegał po ziemi.
- Oh.... Wszystko będzie dobrze... Tylko musimy naprawić to... - Wskazałam na część ławki, z której zeszła farba.
Miko kiwnęła głową.
- Cóż nigdy nie byłam dobra w czarach, ale może... Choć raz coś mi wyjdzie... - Wyciągnęła ręce nad ławkę. Zamknęła oczy.
Znikąd pojawił się gruby pędzelek, który samoczynnie zaczął malować drewno... Tylko, że na intensywnie żółty kolor...
- Aj... - Szepnęłam rozglądając się z niepokojem. Na szczęście ulica była pusta.
Miko otworzyła oczy.
- Ups... - Zauważyła swoją pomyłkę.
Cała ławka zamiast ładnego dębowego koloru miała teraz rzucający się w oczy musztardowy odcień.
Miko westchnęła.
- Jak zwykle coś idzie nie tak... - Jęknęła.
- Miejmy nadzieję, że nie zauważą różnicy - Dotknęłam pocieszająco ramienia Miko.
- Taak...
- Cóż... Wyglądasz za to, jak prawdziwa malarka - Wskazałam na jej ubranie.
Jej sukienka była pokryta dębową i żółtą farbą.
- Mój mundurek... - Zacisnęła piąstki z przerażenia - Moi nauczyciele mnie chyba zjedzą, jak to zobaczą.
- Eee... Na pewno nie będzie, aż tak źle. - Próbowałam ją podnieść na duchu. Chociaż nie miałam najmniejszego wyobrażenia o tym, jacy są jej nauczyciele.
- To czarna spódnica... - Szepnęła - Na czarnym wszystko widać...
- Na pewno da się to jakoś naprawić.
- Eh.... Przynajmniej to nie strój oficjalny.... - Westchnęła - Ale i tak na pewno się nasłucham, jak wrócę. To co teraz zrobimy? - Spytała - Nie ma tego kogo szukałaś...
- Ech... - Westchnęłam zmęczona - Sama nie wiem, jak postąpić w tej sytuacji.
- Nie wiem jak mam ci teraz pomóc, ale czuję, że nasze spotkanie nie może być przypadkowe, prawda? - Spytałam niepewnie - Przecież nic nie dzieje się bez przyczyny. Może ktoś chciał, aby tak się stało?
- Może...
- Hmmm...
- Wiesz może coś o Zamglonym Lesie? - Spytałam po upływie kilku minut.
- Zamglonym Lesie?
Kiwnęłam głową. Może Miko ma większy dostęp do takich informacji. W końcu uczy się w szkole magicznej.
- Hmmmm... - Spojrzała w niebo - W naszej akademii jest całkiem spora biblioteka... Może tam, będzie coś o tym lesie. - Odparła - Możemy się tam udać. - Zaproponowała.
- A nie będziesz miała kłopotów?
Zamyśliła się.
- Zdaję się, że i tak je mam. - Westchnęła - Jak cię tam zabiorę, to większa kara raczej mi nie groźna.
- A co jeśli cię wyleją ze szkoły?
- Moje poczynania i tak zasługują tylko na wydalenie. - Odparła ze smutkiem - Nie martw się... I tak jestem beznadziejną uczennicą.
Chciałabym móc zapewnić Miko, że to co mówi to nie prawda, ale nie wiem, jak dobrać słowa, by brzmiały prawdziwie. Znam ją tylko od kilkudziestu minut i faktycznie w tym czasie nie popisała się zbytnio swoimi umiejętnościami, ale na pewno jest coś w czym jest dobra!
- No cóż... - Klasnęła w dłonie - Chyba zależy ci na dowiedzeniu się o tym lesie jak najwięcej, więc lepiej już się tam wybierajmy. - Powiedziała i spojrzała na komisariat. - Szkoda, że nie znalazłaś tej osoby, której szukałaś. Na pewno jej rada by ci pomogła.
- He?
- To chyba miłe uczucie, jak ktoś na tobie bezgranicznie polega... - Szepnęła, a ja ledwie zrozumiałam co powiedziała. - Dobrze jest mieć osobę, której można w pełni zaufać.
- Jak zamierzasz wrócić do akademii? - Spytałam wybijając Miko z rozważań.
- Wykorzystam klucz.
- Klucz?
- Ehhhh... Gdybym korzystała z magii do teleportacji za pewne dawno wylądowałabym na księżycu. - Odparła i wyciągnęła z niewidocznej kieszeni klucz z kończynką na główce. - Chodźmy! Jestem niemal pewna, że nigdy nie przenosiłaś się tym sposobem! - Uśmiechnęła się szeroko.
Podeszłam do niej i pochwyciłam jej rękę.
Miko uniosła klucz w górę skierowując kończynkę w stronę promyków słońca.Nagle znalazłam się w wielkim pomieszczeniu. Na sklepieniach ścian znajdują się wyżłobione złote kończynki. Przede mną stoją ogromne, drewniane drzwi z takim samym symbolem.
Rozglądam się. Stoję sama w pustym pokoju. Gdzie jest Miko?
- Ee... Miko?!
- Łoooo! - Usłyszałam - Tu na górze!!!
Spojrzałam w górę.
Uczennica akademii wyleciała z małych drzwiczek znajdujących się na suficie i z impetem wylądowała na podłodze.
- Auu! - Syknęła.
Małe drzwiczki zniknęły.
- Nic ci nie jest? - Spytałam zaniepokojona.
- Wspominałam już, że mam szczęście do nietypowych sytuacji? - Wymamrotała - Nie? - Uderzyła czołem o podłogę - Auć!
- Aj... - Patrzę na powaloną na podłodze Miko.
- Nic mi nie jest. - Oświadczyła i szybko się podniosła.
- Gdzie jesteśmy?
- W pokoju przenosin. - Odparła i wytrzepała się z kurzu. - Witaj w Akademii Zielonej Kończyny! - Rozłożyła szeroko ręce - Dobra teraz do biblioteki! - Powiedziała entuzjastycznie.
Hhhmm... Jak to możliwe, że po upadku z około dwudziestu metrów Miko nadal jest w stanie normalnie się poruszać? Czyżby jej pech przeplatał się z cudem? Dziwna z niej osoba... Pełna energii i uśmiechu, ale dziwna...
Miko podeszła do drzwi. Złapała za klamkę.
Nagle zaczęło ją elektryzować.
- Aaaa! - Drżał jej głos.
Upadła na podłogę.
- Miko! - Podbiegłam do niej. - Co się stało?!
- Oj, oj... Jakie ładne złote kończynki - Wymamrotała spoglądając wokół siebie, po czym padła na podłogę.
Dotykam jej zimnego czoła.
- Wszystko w porządku? Miko?!
Dziewczyna pokiwała głową i podniosła się z podłogi.
- Taaaak..... To tylko..... Moi młodsi bracia..... - Wymamrotała i z powrotem dotknęła klamki. Znowu ją naelektryzowało.
- Miko! - Łapię ją za łokcie.
- Wszystko w porządku. - Wyszeptała.
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł dotykać tej klamki. Może jest stąd inne wyjście? - Pokręciła głową. Cóż, brak innego rozwiązania. - Dlaczego twoi bracia to zrobili?
- Bo nadal myślą, że to śmieszne... - Wyjaśniła.
- Ile masz młodszych braci?
- Trójkę.... - Odparła.
- Trójkę?! - Zdziwiłam się.
- Taa.... - Poklepała się po policzkach. - Moi kochani bracia. - Z lewej kieszeni wyciągnęła jakąś srebrną rękawiczkę.
Z powrotem podeszła do drzwi. Założyła rękawiczkę na prawą dłoń.
- Czekaj! - Zatrzymuję ją - To raczej nie najlepszy pomysł...
- Spokojnie... - Odparła i bez problemu otworzyła drzwi - Tatko mi ją podarował. Wiesz taki antybraciszkowy sposób.
- Wow.... To miłe z jego strony. - Podeszłam do niej.
- Tak... Trzeba sobie jakoś radzić. - Wzruszyła ramionami. - To co, kierunek biblioteka! A, tylko musimy być baaardzo cicho, bo jak się skapną... To będzie nie za wesoło.
Kiwam głową.
Idziemy szerokimi korytarzami z ogromnymi oknami. Chyba Akademia Zielonej Kończyny jest jedną z większych szkół, jakie kiedykolwiek miałam okazję zwiedzić. Przez okna widzę rozciągający się ogród z ławeczkami.
- Aaa... Pięknie, prawda? - Spytała Miko - To moje ulubione miejsce wypoczynkowe. Zero hałasu, zero żartów, po prostu marzenie...
- Przepięknie...
Na ścianach znajdują się w rytmicznych od siebie odstępach zielone kończynki ułożone z jasnych, zielonych kamieni i malowidła przestawiające małe, tańczące wróżki.
- Twoja szkoła wygląda bajecznie. - Stwierdziłam.
Miko pokiwała głową.
- Tutaj - Wskazała palcem - Musimy być bardzo ostrożne. Właśnie odbywają się lekcje... - Wyszeptała. - Dobre wieści są takie, że jesteśmy na prawdę blisko biblioteki.
Idziemy na palcach przez korytarz. Słyszę jedynie dudnienie swojego serca. Co będzie jeśli nas nakryją? Czuję się, jakbym z powrotem wróciła do podstawówki, gdzie chodzenie w czasie zajęć po korytarzu było zabronione.
Po piętnastu minutach zatrzymałyśmy się przed ogromnymi drzwiami z wyżłobionymi książkami. - Bardzo tematyczny wystrój.
Miko nacisnęła na klamkę. Nie zdążyłam jej uprzedzić, by znowu założyła srebrną rękawiczkę. Dziewczynę po prostu naelektryzowało, jak diabli. Jej włosy zaczęły sterczeć wokół jej głowy jeszcze wyżej, niż przedtem i stały się znacznie bardziej najeżone.
- Ojć... - Wyszeptała słabym głosem. Obawiając się, że spadnie złapałam ją za ramiona. Miko sięgnęła po rękawiczkę i dopiero potem uchyliła drzwi.
- To całkiem spora biblioteczka. - Dodała i weszła do środka.
Niepewnym krokiem poszłam za nią.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Ta biblioteka nie jest całkiem spora, ona jest po prostu OGROMNA! Tyle regałów i półek, stolików i krzeseł.
- Całkiem spora biblioteka, mówisz... - Przełknęłam ślinę - Ona jest ogromna! Do końca naszego życia nie uda nam się przejrzeć tej biblioteki!
![](https://img.wattpad.com/cover/346254195-288-k34324.jpg)
CZYTASZ
Strażnicy Brama Czasu
FantasíaDruga wersja - wersja pisana w pierwszej osobie. Od jakiegoś czasu na świecie dzieją się dziwne, niepokojące rzeczy. Z moich dotychczasowych informacji wynika, że nie jaki John Wejker stara się utrzymać dotychczasowy spokój. - Jednak obawiam się, ż...