Rozdział 36 Jaskini Gwiazd? To ona istnieje?

5 0 0
                                    

Sergiusz

Swoich przyjaciół zaprosiłem do domu mojego najlepszego przyjaciela.
Przez duże okna można podziwiać roślinność otaczającą dom. Na ścianach znajdują się ozdobne kafelki. Meble są w kolorze ciemnego brązu i ładnie podkreślają jasny kolor ścian. Dom Edwina jest całkiem duży, a mieszka w nim całkiem sam, dlatego gdy otrzymałem zadanie od rady zaprosił mnie do siebie.
Wszyscy moi przyjaciele siedzą przy dużym, drewnianym stole.
- Wybaczcie, Edwin nie jest zbyt towarzyski, ale to naprawdę wspaniały człowiek i lojalny przyjaciel. - Rzekłem na usprawiedliwienie dziwnego zachowania mojego kompana. - Edwin, czy pod moją nieobecność miałeś jakiś niezapowiedzianych gości?
- Nie... - Skłamał bez dwóch zdań. Wiem to, bo podrapał się po nosie. To taki jego odruch. Ewidentnie ma coś za uszami.
- Widzicie kłamie w żywe oczy... - Westchnąłem i się zaśmiałem.
- Ale mówiłeś, że to taki lojalny człowiek. - Powiedział zdziwiony Tomas.
- Bo jest bardzo lojalnym przyjacielem, ale ma wiele tajemnic i to jest powód jego kłamstewek. - Wytłumaczyłem - Tylko się nie gniewaj, nie mam ci tego za złe - Zwróciłem się do Edwina.
- Nie mam zamiaru... - Odparł, a jego oczy mówiły mi coś w stylu już po tobie. Wszedł na schody. Po kilku minutach już go nie było.
- Wiecie co... Strasznie ciekawi mnie z kim on właściwie rozmawia pod moją nieobecność. - Powiedziałem. Może ma jakieś nałogi albo co? Hazard bądź inne poważne problemy. Chociaż wydaję się spokojny, to i tak często mam wrażenie, że mierzy się z jakimiś swoimi wewnętrznymi problemami. - Ale to w końcu jego dom, a ja tu jestem tylko w kwestii służbowej, a przynajmniej byłem w tej kwestii... Dużo się pozmieniało?
- Cóż... Całkiem sporo - Oznajmił Tomas.
- Hhmmm, moja córka pewnie jest już prawie dorosła - Zamyśliłem się. Dawno jej nie widziałem. Cóż... W tej sytuacji było to jakieś kilka godzin temu. A wszystko za sprawą Luny. Sorin bardzo się zmieniła od naszego ostatniego spotkania... Okropnie za nią tęsknię, ale coś mi mówi, że jeszcze nie raz ją zobaczę.
- Prawie... - Odparł John. - Jeszcze do tej dorosłości trochę jej brakuję, ale chodzi do pierwszej klasy liceum.
- Pierwsza liceum - Powtórzyłem dumnie. Muszę się z nimi podzielić radosnymi wieściami. - Wiecie nawet miałem okazję ją zobaczyć. Szkoda tylko, że miałem tak niewiele czasu by z nią porozmawiać. - Wzdycham.
- Jak to widziałeś ją? - Zdziwił się Ernest. - Przecież przez cały czas byłeś tu.
- I rozmawiałeś z nią? - Odparła zaskoczona Raya.
- Ale jak? - Zapytał Tomas. - Jesteś pewny, że to nie był tylko zwykły sen?
Wcale nie dziwi mnie ich zdziwienie. W końcu to miasto spało dobre kilka lat, a jednak miałem okazję spotkać się z córką.
- Wszystko dzięki takiej jednej strażnice, którą poznałem na początku przebudzania miasta. - Odpowiedziałem. Chociaż Miasto Królów budziło się do życia początkowo bardzo stopniowo. Gdy ja się obudziłem była jeszcze sroga zima i wszyscy inni potem jeszcze spali przez jakiś czas. Nie wiem, jednak jak długo. Czas wtedy był pojęciem nieistniejącym, nadal wiele rzeczy stało w miejscu i wtedy właśnie spotkałem strażniczkę, którą spotkał nieco podobny los do mojego. - Jest dość interesującą osobą. Pewnego dnia przyszła do mnie do Jaskini Gwiazd...
- Jaskini Gwiazd? To ona istnieje? - Spytała z niedowierzaniem Raya. - To niemożliwe.
- Tak... Jak dobrze wiecie byłem wysłany na badania do Puszczy Wielu, a tam z kolei ta jaskinia się znajduje.
- Czyli twoja podróż zakończyła się sukcesem. - Odparł Tomas.
- Zgadza się.
- Mówisz, że spotkałeś strażniczkę? - Spytał zamyślony John.
- Tak. Spotkałem. - I mogę śmiało przyznać, że nie jest, aż taka straszna, jak niektórzy mogliby pomyśleć.
- Znasz ją?
- Niestety nie za bardzo. - Odparłem - Ona nawet nie pamiętała swojego imienia... Cóż... Nie pamiętała wielu rzeczy... Ale jest bardzo miłą osobą, co raczej przewyższa na plus, niż na minus.
- Wiesz, gdzie teraz jest? - Spytała z nadzieją Raya - Mam wrażenia, że ciągle nam coś umyka... - Oznajmiła.
Umyka...?
Marszczę czoło.
- A czy to nie ty przypadkiem powiedziałaś, że nasze dzieci są wybrane na strażników? - Wtrącił Tomas.
Strażników...?
- To prawda, mówiłam tak... Ale to nadal nie wyjaśnia, dlaczego wydaje mi się, że brakuje elementu tej układanki. - Odparła - W mojej wizji wyglądało na to, że te dzieciaki doskonale wiedziały, że są strażnikami. - Dokończyła. - To w ogóle nie ma sensu.
- I teraz nam to mówisz? - Spytał żałośnie Tomas.
Zdaję mi się, że coś grubego się kroi skoro są nieco niespokojni.
- Ostatnimi godzinami zabrałam się za ponowne rozpatrzenie tej wizji i dlatego myślę, że ktoś, jakaś osoba musiała o tym ich poinformować, albo dać jakiś znak... Wydaję mi się, że możemy postępować też według czyjegoś planu. Chociaż to dość mało prawdopodobne. Chociaż zaskakującą rzeczą jest fakt, że jeszcze nie natknęliśmy się po drodze na żadnego z strażników.
- Świetnie... Teraz wychodzi na to, że powinniśmy iść do domu i spytać, czy coś wiedzą, bo tak się składa, że co jakiś czas próbuje się dodzwonić do swoich dzieci i żadne nie odbiera! - Powiedział na jednym wdechu Tomas. Jego twarz przybrała na czerwieni.
- Po co od razu się tak gorączkować? - Spytała - Przecież to nie jest wytłumaczenie, dlaczego twoje dzieci nie odbierają telefonu. - Skrzywiła się.
- A może coś im się stało? - Oburzył się Tomas - Może mają jakieś kłopoty, albo grozi im niebezpieczeństwo?
- Nie przesadzasz? - Postukała go po czole - Twój syn jest prawie dorosły, mam rację, a twoja córka nie wygląda znowu na taką słabą niedojdę.
- Spokojnie... - Powiedziałem. Jeżeli chcą dojść do jakichkolwiek wniosków muszą zachować spokój. - Rayo, czy czegoś jeszcze nam nie powiedziałaś?
Szczerze mam wrażenie, że ja właściwie jestem od tej rozmowy nieco odklejony. Bo dosłownie nic z tego nie rozumiem.
- Cóż... Jakby tak się zastanowić... Ostatnimi czasy ciągle śnią mi się dziwne sny... - Oznajmiła - Ale w kółko widzę to samo: klucze, rozmazane twarze i jeszcze więcej niewytłumaczalnych zjawisk. - Westchnęła. - A do tego ta osoba z kluczem w ręku. - Dodała po chwili.
- Rayo! -Zdenerwował się John i uderzył prawą ręką o stół.
To trochę do niego nie podobne. Zazwyczaj nasz spec od kryminałów zachowuje stoicki spokój.
- Kurcze pieczone, jak nie jeden to drugi... - Odparła naburmuszona - Wracając, ta osoba wyglądała jakby mnie widziała... Znaczy, no nie był to na pewno normalny sen... Ale... ...ech... ...przykro mi John... - Odparła - Na razie te sny nic mi nie mówią...
Hhhmm... Nigdy ich do końca nie zrozumiem. Może po prostu spędzam z nimi za mało czasu.
- Nie przejmuj się - Rzekł zamyślony - Ja też ostatnio mam bardzo dziwne sny.
- Wybaczcie, ale nie zupełnie wiem o co wam chodzi.... - Odparłem - Jaka znowu osoba i o co w tym wszystkim chodzi? Jakie sny?
- O... O moją córkę... - Powiedział John wyrzucając z siebie jakiś ciężar.
- Ach... Bardzo mi przykro... - Zupełnie nie wiedziałem, że ma córkę. Myślałem, że tylko dwóch synów. Chyba ta córka już opuściła ten...
- To nie tak, że ona nie żyje... Tylko jest właśnie inaczej... - Wstał i przeszedł się po salonie. - Chociaż przez tyle czasu myślałem, że jest inaczej...
- To chyba dobrze? - Spytałem nieco zmieszany. Skoro żyję. To nie do końca wiem w czym problem.
- Tak, ale... Zupełnie nie wiem, gdzie ona jest i co się z nią dzieje. - Odparł. - Gdy zniknęła... Szukałem jej...aż w końcu dałem za wygraną...
- Istnieje też możliwość, że jest jedną z pomocnic Hadeona. W końcu dzieci nie rozpływają się w powietrzu, a John nigdy nie miał najlepszych kontaktów z Hadeonem, nawet wtedy kiedy był jeszcze po naszej stronie.
Jeśli Hadeon kiedykolwiek był po naszej stronie. Nie znałem tego typa tak, jak Raya, Tomas, czy też John, ale nigdy nie wyglądał na przyjaznego. Jego oczy zawsze były podkrążone, zupełnie jakby nie spał po nocach i mieniły się dziwnym światłem.
- Rayo! - Krzyknął Tomas - Proszę nie drąż, aż tak tego tematu. Wiem, że lubisz analizować każdą możliwość, ale tylko spójrz na Johna. Zaraz doprowadzisz go na skraj swojej wytrzymałości.
- Myślę, że o ile analiza Rayi może być poprawna to nie ma co poświęcać nad tym dużo uwagi. To wszystko nie jest pewne. - Powiedział Ernest siadając na krześle - Jeśli chcemy się dowiedzieć czegokolwiek zgodnego z prawdą proponuję zacząć działać, a nóż uda nam się coś odkryć. Może coś po prostu przeoczyliśmy? Nie możemy tak łatwo dać się ponieść naszej fantazji. Trzeba pomyśleć co byłby skłonny zrobić Hadeon.
- Zgadzam się...
- Hadeon byłby w stanie to zrobić... - Przerwał mi zamyślonym głosem John - On byłby skłonny do tego by porwać moją córkę...
Zaciskam usta.
Patrzę na twarz John'nego. Marszczy czoło. Zdaję się, że już układa jakiś plan. Tylko czy dobry plan.
- Tylko nie waż mi się mówić, Johnny, że zamierzasz udać się do siedziby Hadeona. - Powiedziała Raya, a na jej twarzy pojawiło się widoczne zmartwienie. - Nawet nie waż się tak myśleć, John. To szaleństwo.
- Czy istnieje inne wyjście? - Spytał John.
Zerkam w stronę starego lustra, które wisi na korytarzu.
- Tak... - Oznajmiłem - Istnieje inne wyjście. Zawsze istnieje.
Wszyscy nagle spojrzeli w moją stronę.
- Co masz na myśli, Sergiuszu? - Zapytał Ernets wstając.
- A to, że być może znam kogoś kto ma znacznie więcej asów w rękawie, niż byłby w stanie przeliczyć. Kogoś kto na pewno zechcę przyłączyć się do tego całego zamieszania.
- Skąd masz tą pewność? - Spytała Raya.
Wzruszyłem ramionami.
- Nigdy nie można mieć stu procentowej pewności, ale nigdy też nie można dać łatwo za wygraną. Moja matka szkoliła wojowników i zawsze powtarzała im by nie puszczali swojego oręża, a nawet gdyby doszło do sytuacji bez wyjścia. Gdyby nieszczęśliwie stracili swą broń to mieli walczyć tym co mieli na wyciągnięcie ręki.
- Można spróbować. - Stwierdził Tomas - Jeśli znasz kogoś na tyle wykfalifikowanego to myślę, że można działać.
- Z kwalifikacją może być pewien problem, ale wierzcie mi na słowo, że ona tak łatwo nie zbłądzi.
- Ona...? - Zdziwił się Ernest. - Kogo masz na myśli?

Strażnicy Brama CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz