Luna
Przedzieram się przez wąski korytarz. Chyba nie jest on zbytnio uczęszczany. Mnóstwo tu kurzu i pajęczyn - raczej pozostawionych przez normalne, małe pająki. W końcu wątpię, żeby takie giganty, jak te w Podziemiu się tu dostały.
Ciekawa jestem, jak długo trwa ta moja niezaplanowana przygoda.
Hhhmm... Działam pod dużym impulsem. Coś mi się przyśniło i po prostu udałam się na pastwę losu. Nawet nie jestem w stanie podać dokładnej daty. - Cóż tego mogłam się spodziewać. W tym miejscu wszystko zanika. Czas nie gra tu zbytniej roli. Wszystko rozgrywa się na planszy życia i śmierci.
Mam nadzieję, że znajdę się we właściwym pokoju. - W tym, który mi się przyśnił. Szczerze mam dosyć tych tuneli, zakrętów i ciemności. Niczego nie widzę, więc właściwie udaję się na oślep. Ciekawa jestem czy jakby przyszło co do czego byłabym w stanie tu walczyć...? Można by powiedzieć, że idę z życiem na całość. Nie ma co się martwić. W najgorszym, możliwym scenariuszu po prostu zginę. - Więc chyba nie jest, aż tak źle. Zawsze mogło być gorzej.
Biorę głęboki oddech.
Nie ma sensu robić sobie odpoczynku w takim miejscu. Zresztą zapewne zaczęły by prześladować mnie te straszne myśli. - Oczywiście spowodowane aurą tego miejsca. Na chwilę obecną mam tylko wrażenie, że ściany się do mnie przysuwają.
Przełykam ślinę.
...mam nadzieję, że to tylko wrażenie...
Muszę jak najszybciej opuścić ten malutki, klaustrofobiczny korytarzyk. Czuję, że jestem cała podrapana, ale mówi się trudno. Idę dalej. - Tylko ile można iść? - Gdybym widziała cel przed oczami byłoby znacznie prościej, ale ten zamek został stworzony po to, by włamywacze oszaleji.
Słyszę jakieś szmery. Z każdym moim krokiem są coraz głośniejsze. - Czyli jestem bliżej, jakiegoś większego korytarza. Mam jednak cichą nadzieję, że nikt tu nie ma swojej kwatery i nie zrobi rabanu.
Przyśpieszam na tyle na ile pozwalają mi ściany korytarza.
Słyszę głosy. Nie to źle powiedziane. - Słyszę krzyki. A raczej kłótnie.
Zatrzymuję się.
- JA SIĘ PYTAM - Zabrzmiał surowy głos. Ciarki przebiegają mi po plecach. - JAK TO USTROJSTWO DZIAŁA? - Ciekawe co ta osoba ma na myśli... Jakie ustrojstwo?
Cisza...
- MACIE CZELNOŚĆ MILCZEĆ...? CZY ZDAJECIE SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, ŻE MILCZENIE WAS DO NIKĄD NIE PROWADZI? - Czyli mam do czynienia z monologiem... Muszę się skupić. Może uda mi się dowiedzieć kto się tak wydziera.
Cisza...
- W TAKIM RAZIE MILCZCIE, ALE NIE DZIWCIE SIĘ, ŻE JEST WAS CORAZ MNIEJ NA ŚWIECIE!
- Może i jest nas coraz mniej... - Zaczął słaby, cienki głos. Ledwie słyszę słowa. - Ale to ty te bitwę przegrasz... Od nas niczego się nie dowiesz!
Przymykam oczy.
Biorę głęboki oddech.
Działaj Luna, działaj... Do kogo należą te głosy? Muszę się tego dowiedzieć. Muszę też dowiedzieć się kilku innych rzeczy, np. jaki jest powód, że tu przyszłam? - Może na to powinnam być w stanie sama sobie odpowiedzieć... Te dziwne sny śnią mi się coraz częściej. - A może tylko tak mi się zdaję? Bo właściwie to rzadko śpię...
- Ha, ha, ha - Zaśmiał się gorzko - Może nie zdajesz sobie sprawy, ale ten wasz upór zmusza mnie do podjęcia radykalnych działań...
Znowu cisza... - To chyba charakter tego miejsca skutego grozą i niepokojem.
Mam wrażenie, że tę ściany naprawdę są coraz bliżej mnie. Hhmm... Nie ma na co czekać, muszę stąd uciekać!
Przeciskam się przez wąskie przejście. - Znowu jestem na korytarzu głównym oświetlonym pochodniami.
- Wysłałem Śmierć na pewną bardzo ciekawą misję - Zarechotał i trzasnął drzwiami.
Widzę potargane, kruczoczarne włosy. Sterczą dosłownie na każdą stronę.
Cichaczem odskakuje bliżej ściany. - Byle mnie tylko nie zobaczył.
Obserwuję kruczowłosego. Ma silną posturę i bez wątpienia położyłby mnie na ziemię jednym ciosem.
Kruczoczarny nagle się odwraca. Sięgam do resztki swoich sił. Oby mnie tylko nie zauważył. Nie wiem ile mogę wykrzesać z siebie, ale on nie może mnie zobaczyć.
Zaciskam oczy.
Nic się nie dzieje. Chyba mnie nie zauważył.... Nie widzi mnie...?
Otwieram oczy.
Dostrzegam surowe rysy twarzy i brzydką bliznę przecinającą jego lewe oko. Pierwszy raz go widzę...
Przełykam ślinę. Oby mnie nie widział.
...wydaję mi się jednak, że wiem kto to jest...
Ciemnooki znowu się odwraca i oddala. Po chwili znika za zakrętem.
Wysłał śmierć... - Ciekawe co miał na myśli mówiąc, że wysłał śmierć...
Mało brakowało... Oj mało brakowało...
Zaklęcie niewidzialności pryska. - Skończyły mi się siły. Myślałam, że już nie będę w stanie rzucać zaklęć, ale teraz czuję, że już wykorzystałam wszystko co miałam w zanadrzu. - To raczej źle. Nie będę miała czym się bronić...
Opieram się o ścianę.
Nie wierzę, tak mało brakowało, a byłoby już po mnie. Uff...
Kręci mi się w głowie. - To wina tego miejsca, albo mojej głupoty. Nie powinnam była w ogóle tu przychodzić, ale cóż mogę poradzić. Najwidoczniej jestem uparta, jak osioł i po prostu muszę zrealizować wszystko co mi wpadnie do głowy.
Patrzę na drzwi. - To chyba ta sala...? Na pewno z kimś rozmawiał... Z kimś słabym i może przestraszonym?
Ledwie podchodzę do drzwi i otwieram je bez większego problemu. - Skrzypią.
Przechodzę przez próg.
Pokoik w którym jestem jest niewielkich rozmiarów i z pozoru wydaje się pusty. - Ale słyszałam głosy, więc ktoś tu jednak musi być. Muszę tylko bardziej się rozejrzeć.
Ściany są oblepione pajęczynami - grubymi pajęczynami. Tu już nie mam wątpliwości - to robota gigantów.
Z sufitu zwisają jakieś sznurki.
Rozglądam się uważnie. Nie ma żadnych mebli, tylko na środku stoi czara, od której biję jedyne światło.
To dziwne. Przecież nie mogłam się przesłyszeć. Ktoś tu musi być. Chyba, że to był celowy zabieg. Pułapka. - Hadeon na pewno już wie o moim przybyciu.
Jeszcze raz się rozglądam. - Nikogo nie ma. Pokój jest pusty. Gdybym nie była, aż tak osłabiona mogłabym sprawdzić pomieszczenie czarami.
Sługuska Hadeona, lepiej siedzieć cicho. - Słyszę. A może tylko mi się zdaję?
Obchodzę salę. - Jest pusta. Tyle, że coś mi tu zasadniczo nie gra.
- Kto tu jest? - Usłyszałam cieniutki głosik.
Rozglądam się. - Nikogo nie ma. Może tylko mi się zdaję, ale... - Kto tu jest? - Słyszę ponownie. Czyli jednak jeszcze nie oszalałam, dobrze wiedzieć.
- Gdzie jesteś? - Spytałam. Mój głos odbił się od ścian.
- Tutaj... W tej czarze... - Oznajmił inny głos.
W czarze... Mogłam się domyśleć... W końcu po co stoi tu ta czara?
Podchodzę bliżej.
Ogień uderza mnie dziwnym ciepłem. Jednak im dłużej stoję tym bardziej mam wrażenie, że płomienie są po części zimne.
Patrzę prosto w płomień czary.
Wytężam wzrok. Może coś uda mi się zobaczyć? - Jednak tyle czasu przebywałam w ciemności, że światło, nawet tak blade, jak te sprawia, że nic nie widzę. Mrugam oczami, muszę się przyzwyczaić. Widzę jakieś obłoki i płomyki, ale nic poza tym. Przecieram oczy.
Nagle coś błysnęło.
Sięgam prawą dłonią w stronę płomienia. - To ryzykowne, ale na prawdę zdaję mi się, że ogień jest zimny... - A może to ja jestem zimna?
Jednak, gdy tylko się zbliżam czuję ciepło i zimno muskające moją dłoń. Hhhmm... Może jest to spowodowane moją chorobą?
Hhhmm... Mimo to, dziwaczny ten płomień... Chyba już wiem w czym tkwi problem... Trochę kiepskie to więzienie...
Im dłużej patrzę, tym więcej szczegółów wyłapuję mój wzrok.
Czyli moje sny miały jednak cień racji...
- Jesteście Księżycowymi Duszkami. - Wyszeptałam.
Zamykam oczy.
Biorę głęboki wdech.
Może ten ostatni raz... Może jeszcze mi się uda. Ten jeden ostatni raz.
Patrzę w palenisko. Staram się wydobyć z siebie resztki energii.
Dosyć tej gierki... - Uznaje.
Zaciskam dłoń. Płomień nagle buchnął i zniknął.
Jakaś siła odrzuciła mnie do tyłu.
Zapanowała ciemność.
![](https://img.wattpad.com/cover/346254195-288-k34324.jpg)
CZYTASZ
Strażnicy Brama Czasu
FantasyDruga wersja - wersja pisana w pierwszej osobie. Od jakiegoś czasu na świecie dzieją się dziwne, niepokojące rzeczy. Z moich dotychczasowych informacji wynika, że nie jaki John Wejker stara się utrzymać dotychczasowy spokój. - Jednak obawiam się, ż...