26.04.2023 r.- Mam takie szalone pytanie... - zaśmiał się nerwowo Gavi, gdy zająłem miejsce obok niego w autokarze. Westchnąłem ciężko wiedząc już, że albo znowu zapomniał korków i będzie chciał pożyczyć moją dodatkową parę, albo jak zwykle jest głodny.
- Hm? - mruknąłem, wyciągając słuchawki z torby.
Cała drużyna podczas podróży na lotnisko i z niego zwykła zachowywać się, delikatnie mówiąc, dość głośno, czego dziś absolutnie nie potrzebowałem. To był mój pierwszy mecz wyjezdny od czasu paskudnej kontuzji mięśnia, która wyeliminowała mnie z gry na dwa miesiące. Swój oficjalny powrót zaliczyłem już parę dni temu podczas meczu z Atleticiem, ale powiedzmy, że nie byłem w stu procentach zadowolony tym występem. Stać mnie było na więcej - i to właśnie chciałem pokazać dziś wieczorem podczas spotkania z Rayo Vallecano.
- Masz może coś do jedzenia? - uśmiechnął się uroczo, co skwitowałem prychnięciem. Nie żebym był zaskoczony, musiałem dokarmiać tego małego szczyla przy każdej możliwej okazji i to nie dlatego, że nie stać go było na własne jedzenie. Po prostu Gavira był najbardziej zapominalską osobą chodzącą po tym padole ziemskim i słowo daję: gdyby to było możliwe, zgubiłby swoją własną stopę dzięki wybitnemu rozgarnięciu.
- Masz - wcisnąłem mu paczkę chipsów bananowych, bo gdyby normalne w naszych rękach ujrzał Xavi, jeszcze w drodze na mecz, to chyba od razu oddelegował by nas z autokaru i na kolejnym treningu kazał biegać dodatkowo pięć kółek. - Mógłbyś w końcu zacząć nosić swoje żarcie.
- Dzięki, stary - powiedział, wepchnąwszy sobie całą garść do ust. - Dobrze mieć cię z powrotem.
- Kto cię dokarmiał jak mnie nie było?
- Ja. - włączył się Ansu i odwrócił do nas, trzymając się oparcia swojego fotela. - Ale szybko do tego przywykłem i zacząłem brać podwójne porcje. W ten sposób nie głodowałem.
- Hm, dobry pomysł. - przyznałem, uśmiechając się krzywo. - A gdzie Balde? Nie siedzi z tobą?
Rozejrzałem się wokół, nie widząc nigdzie Alejandro. Planowo na lotnisko mieliśmy wyjechać pięć minut temu i zdaje się, że to właśnie dlatego sztab szkoleniowy mówił coś do siebie nerwowo, wyglądając za szybę.
- Spóźni się. Skoczył jeszcze do kwiaciarni. - machnął ręką lekceważąco. - Myśli, że tym sposobem zwróci jakoś w końcu jej uwagę, ale już mu powiedziałem, że po tylu próbach już ja mam większe szanse niż on - parsknął śmiechem, poprawiając na głowie czapkę. Nie mam zielonego pojęcia po co mu była, ale czułem, że może mieć to związek z tym, że ostatnio zbyt dużo czasu spędzał z Julsem, który miał podobne zapędy.
- Zaraz, o kim my mówimy? - spytałem zdezorientowany. - Dla kogo te kwiaty?
- Jak to dla kogo? - zmarszczył brwi, jakbym powiedział coś głupiego. Przeniósł wzrok na Gaviego, który przechylał właśnie głowę do tyłu, wsypując w siebie resztkę chipsów.
- Przecież on nic nie wie. - powiedział Pablo, zerkając na mnie. - Miał kontuzję, pamiętasz?
- Kurde, faktycznie! - złapał się za głowę Ansu. - Rany, tyle cię ominęło. Alejandro zakochał się w stewardessie!
- Że co? - zaśmiałem się. - Tej Dolores, która ma już syna w naszym wieku?
- Nie ma już Dolores. - pokręcił głową. - Chyba urodził jej się wnuk czy coś w tym rodzaju. Ale to nie ważne. Zastąpiła ją taka laska, na której punkcie Balde ma obsesję i za każdym razem próbuje jakoś ją do siebie przekonać. Raz nawet udawał, że jest mu słabo żeby zwrócić jej uwagę!
CZYTASZ
cinnamon girl || pedri gonzalez
Fanfictionlike if you hold me without hurting me, you'd be the first who ever did gdzie Rosemary dochodzi do punktu, w którym jest przekonana, że dobre zakończenia nie są dla niej. Ale wtedy pewien piłkarz pokazuje jej, jak słodko cynamonowe może być życie.