you and me, always forever

727 48 124
                                    



Rosemary

Jako największa fanka imprez z czystym sumieniem mogłam przyznać, że ta nie podoba mi się w ogóle. Może chodziło o to, że Gavi już na wstępie rozlał mój kieliszek wina, plamiąc tym biały dywan Alejandro a następnie dobrał się do mojego makaronu, albo że do domu z każdą chwilą napływało coraz więcej piłkarzy, z których większości nawet nie poznawałam, a ktoś dobrał się do sprzętu stereo, (ktoś, kto ewidentnie miał problemy ze słuchem zważając na ustawioną głośność), zapodając Despacito, którego beat niemal sprawiał, że fotel na którym siedziałam, zaczął podskakiwać.

Nie zdążyłam nawet zamienić o tym słowa z Alejandro, bo ten wyrwał do kuchni od razu, gdy zauważył że jego koledzy zmierzają tam z pięcioma kartonami pizzy. I to bynajmniej nie dlatego, że był taki głodny - po prostu znajdował się tam nowiutki, szklany stół, który zdecydowanie nie nadawał się do wytrzymywania dużych ciężarów i interwencji ekipy piłkarzy.

Tymczasem w salonie toczyły się głośne rozmowy, a Ansu, jak go zapamiętałam, stawał właśnie na głowie w akompaniamencie oklasków swoich kolegów.

Wszystko poszło nie tak. To miał być spokojny, cichy wieczór, a nie zdziwiłabym się, gdyby lada chwila pod dom Ale zajechała policja dzięki skardze sąsiadów. Wyłapałam wzrokiem Pedro, który stał właśnie z kubkiem w dłoni i śmiał się z Fatiego, a następnie zacisnęłam pięści i ruszyłam w jego kierunku. Dopiero gdy stanęłam przed nim, raczył zwrócić na mnie uwagę i uśmiechnął się niewinnie.

- Co tam?

Mogłabym przysiąc, że zadrgała mi powieka, a ciśnienie jednostajnie podskakiwało na widok tego, jak beztroski wydawał się Gonzalez w obliczu tego, że nieodwracalnie popsuł nam wieczór. Nie chciało mi się krzyczeć na niego w towarzystwie, więc po prostu chwyciłam go za szmaty i poprowadziłam na schody. Nie chcąc puścić go ani na chwilę, zaciskałam palce na materiale koszulki mimo, że chłopak wcale się nie opierał.

Chwilę później wrzuciłam go do sypialni Alejandro i zamknęłam za nami drzwi. Pedro wydawał się rozbawiony moją reakcją i zaśmiał się cicho, gdy wzięłam głęboki wdech.

- Co jest z tobą nie tak?! - wybuchłam w końcu. - Dlaczego przyprowadziłeś tu tych wszystkich ludzi?!

- Ale o co ci chodzi? - nic nie rozumiał. - Przecież wygraliśmy dziś mecz. Trzeba świętować, co nie?

Spojrzałam na niego jak na idiotę. Albo to ze mną było coś nie tak, albo ten tuman nie rozumiał, o co chodzi we wspólnym świętowaniu, i że wypadałoby najpierw powiadomić lub chociaż uprzedzić gospodarza tegoż przedsięwzięcia.

- To czemu nie urządziliście sobie "świętowania" u siebie? Zamiast niszczyć NASZ wieczór?

- Oj, czyżbyśmy w czymś przeszkodzili? - udał zmartwionego Pedro. - Jaka szkoda. Ale pamiętaj, że impreza toczy się na dole, górne piętro do waszej dyspozycji.

Nie wytrzymałam, odległość między nami pokonałam w bardzo krótkim czasie, a moja dłoń sama przymierzyła się do jego policzka. Kiedy już jednak myślałam, że jest po wszystkim, on w ostatnim momencie złapał mój nadgarstek. Gdy spróbowałam go wyrwać, nie pozwolił mi na to. Poczułam się jak kretynka.

- Naprawdę chciałaś mnie uderzyć, Rose? - udał, że jest mu przykro. - Ale co ja takiego zrobiłem?

- Co takiego zrobiłeś? - odezwałam się po dłuższej chwili ciszy, niespokojnie drżącym głosem. - Powiem ci co zrobiłeś: wbiłeś Alejandro do domu bez pukania, zniszczyłeś nasz wieczór, zakłóciłeś mój spokój, zorganizowałeś jakąś tępą imprezę, przyprowadziłeś swoich przygłupich koleżków, którzy wylali moje wino a teraz organizują zapasy na samym środku salonu! To właśnie zrobiłeś!

cinnamon girl || pedri gonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz