RosemaryKiedyś byłam szczęśliwa. Pływałam sobie w płynie owodniowym matki, spałam całymi dniami i nikt ani nic nie przeszkadzało mi w spokojnej egzystencji. Ja się cieszyłam i moi rodzice również, wyczekując jednak mojego przyjścia na świat. I w końcu stało się.
Dwudziestego maja dwutysięcznego drugiego roku o godzinie pierwszej trzydzieści urodziłam się. Nie był to łatwy poród, ale mimo tego mama uważała ten dzień za najpiękniejszy w swoim życiu. Rozpieszczała mnie, dawała mi całą swoją uwagę, bo nie miała więcej dzieci. Nie zdążyła. Parę dni po moich siódmych urodzinach odeszła, zostawiając mnie i tatę samych. To było nieuniknione, choć ona i tata bardzo starali się jak najdłużej przytrzymać ją przy życiu. Ale AIDS było silniejsze. Obserwowałam, jak z każdym dniem jej policzki stają się chudsze, uśmiech słabnie a włosy wypadają. Byłam tylko dzieckiem, a jednak rozumiałam, że dzieje się coś złego.
Swoich dziadków nie znałam, bo rodzice pochodzili z Meksyku a do Anglii przeprowadzili się jeszcze przed ślubem. Nie miałam więc nikogo poza nimi. I choć mnie i tacie z początku żyło się dobrze, wkrótce poznał Laurence i ponownie się ożenił. Czy lubiłam tę kobietę? Bardzo się starałam, naprawdę go uszczęśliwiała i pomagała zapomnieć o mojej mamie. To było dla mnie najważniejsze zwłaszcza, że gdy ją poznał, nie byłam już małym dzieckiem. Obserwowałam, jak rodzi się moje nowe rodzeństwo i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek Laurence potraktuje mnie tak, jak jej biologiczne dzieci. Ten dzień nie nadszedł a im starsza się stawałam, tym mniej wysiłku wkładała w udawanie, że mnie lubi.
Wszystko zmieniło się, gdy u mojego taty zdiagnozowano tę samą chorobę, na którą umarła mama. Musiała go zarazić, a jego starzejący się organizm nie był w stanie poradzić sobie z wirusem więc po prostu przestał działać. Zostałam sama z Laurence i jej trójką dzieci. Wydawało mi się, że będę musiała zostać z nimi do końca życia. Widziałam, jak ciężko im było i miałam poczucie, że beze mnie sobie nie poradzą, więc nawet nie planowałam wyjazdu, choć tak bardzo o nim marzyłam.
Moje życie szkolne również nie należało do łatwych, ponieważ w małych społecznościach niedopasowanie się do większości groziło odrzuceniem. Nigdy jednak nie przejmowałam się takimi sprawami. Nie potrzebowałam przyjaciół a parę znajomych i moje rodzeństwo w zupełności mi wystarczyło.
Od dziecka trzymałam się z dala od chłopaków, ponieważ nigdy nie byli dla mnie zbyt mili. Tata twierdził, że w ten sposób pokazywali mi swoje zainteresowanie, ale ja wcale tego nie kupowałam. Nie rozumiałam, jak dokuczanie komuś mogło być oznaką sympatii. Więc unikałam ich z uporem maniaka, co zmieniło się dopiero po jego śmierci. Eugene, moja terapeutka wyjaśniła mi, że w moim życiu zabrakło mężczyzny i to dlatego zaczęłam szukać go w facetach, do których jednak szczęścia nie miałam.
Często chodziłam na randki, zakochiwałam się bardzo szybko i praktycznie nie było mnie w domu, co wpłynęło na jeszcze większe ochłodzenie się moich stosunków z Laurence. Twierdziła, że wcale jej nie pomagam, choć i tak robiłam więcej niż którakolwiek nastolatka. Chodziłam do szkoły, popołudniami pracowałam w domu a wieczorami wymykałam się na randki i zazwyczaj wracałam późną nocą. Tak wyglądało moje życie przez dobre kilka lat.
O prawdziwej naturze facetów przekonałam się zdecydowanie za późno. Zbyt wiele razy dałam się wykorzystać, nabrać na słodkie słówka i kwiaty, a później przypłacałam to przepłakanymi nocami. Z początku twierdziłam, że po prostu trafiłam na nieodpowiednie osoby, ale z czasem zrozumiałam, że to gówno prawda i im szybciej obudzę się z tego niespełnionego marzenia, tym lepiej.
To logiczne, że z początku nie zaufałam Alejandro. Co prawda, latał za mną przez dobre parę tygodni, wręczając mi kwiaty, czekoladki i inne upominki, ale niektórzy z ich gatunku byli po prostu bardzo zdeterminowani żeby dostać to, czego chcą. Ale ja byłam równie zdeterminowana żeby walczyć o samą siebie i nie dać się wykorzystać kolejny raz. I choć teraz dopuściłam go do siebie i nabierałam coraz więcej zaufania, wciąż nie pozwalałam mu na więcej niż niewinne pocałunki. Nie przewidywałam, by zmieniło się to w najbliższym czasie.
CZYTASZ
cinnamon girl || pedri gonzalez
أدب الهواةlike if you hold me without hurting me, you'd be the first who ever did gdzie Rosemary dochodzi do punktu, w którym jest przekonana, że dobre zakończenia nie są dla niej. Ale wtedy pewien piłkarz pokazuje jej, jak słodko cynamonowe może być życie.