cause i was filled with poison, but blessed with beauty and rage

743 56 83
                                    



Rosemary

- Rose. - rzucił Pedro, stanowczym, ale cichym głosem. - Wiesz, że nie mogę zostać. Muszę już wracać.

- Nawet na chwilkę...? - spojrzałam na niego błagalnie, nie puszczając rękawa jego koszuli.

Był środek nocy. Ja leżałam w swoim łóżku, przykryta kołdrą i moje ciało domagało się odpoczynku, lecz nie mogłam przejść obojętnie obok faktu, że to Pedro pomógł mi umyć zęby, wcześniej się wykąpać, a następnie zaniósł mnie do łóżka, starając się przy tym nie narobić hałasu. Jakby nie było, ścianę obok wciąż spała Toni, która niewątpliwie zrównałaby nas z ziemią, gdyby dowiedziała się o naszej schadzce.

- Chwilę mogę zostać. - westchnął, dając mi za wygraną. Uśmiechnęłam się i przesunęłam w bok, robiąc mu miejsce. Moje łóżko nie było dwuosobowe więc nie mieliśmy zbyt wiele przestrzeni. - Ale tylko chwilę. - zastrzegł, próbując zgrywać poważnego. Dopiero kiedy zaśmiałam się cicho, kąciki jego ust drgnęły i on również uśmiechnął się.

Kojarzycie to dziwne uczucie, gdy życie przestaje wydawać się realne? Kiedy myślicie, że żyjecie w symulacji bo egzystencja okazuje się być zaskakująco dziwnym doświadczeniem więc daje wam iluzję braku konsekwencji bez względu na to, co zrobicie? Tak czułam się w tym momencie, choć nie mogło mieć to wiele wspólnego z alkoholem. Właściwie to przestałam być pijana już kiedy dotarliśmy pod moje mieszkanie, procenty nigdy długo się mnie nie trzymały.

Ale, gdybym powiedziała wówczas Pedriemu, że nie potrzebuję już jego pomocy, z pewnością by poszedł. A tego nie chciałam.

Jeśli cokolwiek pozostało po moim niezrealizowanym marzeniu kariery aktorskiej, to wspomnienia i umiejętności udawania, które tym razem okazały się nieodzowne. I choć zaledwie dwadzieścia minut temu przyznałam, że wcale nie jestem taka pijana, Pedro wciąż tu był. Dzięki temu wiedziałam, że jego obecność nie wynikała jedynie z ludzkiej troski.

Czy czuł się w moim towarzystwie tak swobodnie, jak ja w jego obecności? Najwyraźniej tak. Gdyby było inaczej, nie leżałby teraz odwrócony do mnie twarzą, podczas gdy dzieliło nas jedynie parę centymetrów.

Przyjrzałam mu się, mając okropną ochotę dotknięcia jego twarzy. Zawsze miałam słabość do hiszpańskiej urody, która w Anglii była dość niespotykana. Otaczali mnie jasnoocy blondyni o jasnej karnacji, przez co prawdopodobnie jeszcze nigdy nie byłam nikim zafascynowana tak, jak Pedrim. Bez względu na to, jak żałośnie musiało to wyglądać. Przecież jeszcze zaledwie dzisiaj dałam kosza jego przyjacielowi. Nie zdziwiłabym się, gdyby Pedro nabrał do mnie trochę dystansu w obawie, że jego potraktuję podobnie. Jednak narazie nic na to nie wskazywało.

- Mogę cię o coś spytać? - odezwał się, kiedy już dłuższą chwilę leżeliśmy w tej pozycji, a ja zdążyłam przymknąć oczy, wciąż jednak napawając się jego obecnością i spokojnym oddechem. Przytaknęłam. - Dlaczego nie występujesz już w teatrze?

Otworzyłam gwałtownie oczy. To wystarczyło, by mnie wybudzić. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Skąd wiedział? Czy to możliwe, że po prostu wywnioskował to po zdjęciu, zawieszonym w salonie? Raczej nie, było ono zbyt ogólne. Trzymałam na nim kwiaty i stałam na scenie, ale równie dobrze mogłam przecież śpiewać.

- Chodzi ci o to zdjęcie? - upewniłam się, lecz Pedro zmrużył oczy, jakby nie wiedział o czym mówię. Dopiero chwilę później zrozumiał i pokręcił głową przecząco.

cinnamon girl || pedri gonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz