i can see but once i was blind

1K 62 52
                                    


Mógłbym na palcach jednej ręki wyliczyć głupie pomysły Gaviego, po których wyszliśmy bez szwanku. Wypad do klubu w obcym mieście, bez wiedzy Xaviego i to po przegranym meczu mogłem oficjalnie do nich zaliczyć. O dziwo, zwinęliśmy się gdzieś przed drugą i najwyraźniej nikt nie przejął się zbytnio naszą nieobecnością. No, jeśli nie liczyć Alejandro i Ansu, którzy powitali nas w swoich piżamach z psiego patrolu i z mocno oceniającymi minami.

- Czy wy się z chujami na mózgi pozamienialiście? - spytał Ansu, gdy wypluł pastę do zębów i zmierzył nas krytycznym spojrzeniem. - Wiecie ile na was czekaliśmy?!

- Tak właściwie to sami przed chwilą wró...

- Morda, Balde. - syknął do swojego przyjaciela, zwracając się z powrotem do nas. - Moje pierwsze pytanie brzmi: gdzie byliście?

Zerknąłem na Pablo żeby zakomunikować mu, że to on będzie się tłumaczyć ze swojego genialnego pomysłu. On jednak nie wydawał się wzruszony i z dumą oświadczył, że udaliśmy się do klubu. Słysząc to, chłopakowi prawie wyskoczyły oczy z orbit.

- Moje drugie pytanie brzmi: dlaczego mnie nie zabraliście?

- Poleźliście niewiadomo gdzie, to co się dziwisz?! - wykłócał się Gavi, a ja wzrokiem powędrowałem za Alejandro, który przystanął przy oknie, wypatrując czegoś uważnie na zewnątrz.

- Tak czy siak, po co wam to było? - kontynuował Ansu, który chyba chciał dodać do sytuacji trochę dramatyzmu, występując w roli nadopiekuńczej matki, ale jakoś średnio mogliśmy brać go na serio z wizerunkiem Skye na koszulce. Nie wspominając już o tym, że podbródek miał ujebany pastą do zębów więc wyglądał prędzej jak wkurwiony pięciolatek, ale wolałem to przemilczeć.

- Jak to po co? - zdziwił się mój przyjaciel. - Nie wiem po co ty łazisz do klubów, ale ja miałem zamiar wyrwać jakąś fajną laskę i...

- I ci się to nie udało. - parsknął śmiechem Fati, na co Pablo wywrócił oczami. - No, powiedz że było inaczej.

- Po prostu mnie nie doceniły. - tłumaczył chłopak, spuszczając zdenerwowany wzrok. - Tutaj wolą tych przydupasów z Realu, ale w Barcelonie to ja robię za bohatera mokrych snów nastolatek.

- Więc to nastolatki cię interesują? 

- Zamknijcie się i chodźcie tutaj. - zakończył ich wymianę zdań Alejandro, wciąż niemal przylepiony z nosem do okna.

Posłaliśmy sobie skonfundowane spojrzenia, ale posłusznie dołączyliśmy do niego, wyglądając na zewnątrz. Niewiele było widać ze względu na porę, ale nocne latarnie puszczały smugę światła na pojedynczą osobę, kierującą się w stronę naszego hotelu. Szybko zorientowałem się, kim jest dziewczyna w czerwieni i uśmiechnąłem się pod nosem. Posłuchała mnie.

- O kurwa. - szepnął Pablo, wciskając głowę gdzieś między pachą Alejandro a brzuchem Ansu. - To ona, co nie?

- To ona. - przyznał Balde, szczerząc się jak głupi do sera. - Cholera, nie wiedziałem, że jest w tym samym hotelu co my!

- Co ona taka wystrojona? - wtrącił Fati. - Hej, co jeśli ona też była w klubie? Widzieliście ją? 

- Nie. - stwierdził stanowczo Gavi. - A ty, Pepi?

- Też nie. - skłamałem.

W pewnym momencie Rose zatrzymała się w miejscu zupełnie, jakby usłyszała czyjeś wołanie. Zadarła głowę do góry, natrafiając wzrokiem na całą naszą czwórkę, gapiącą się w nią jak banda zwyroli i uśmiechnęła się pod nosem.

- Kryć się! - zarządził Pablo, dając susa w dół mimo, że dziewczyna już dawno nas zauważyła. Balde wyszczerzył się i zaczął machać do niej jak nienormalny.

cinnamon girl || pedri gonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz