you can stay, but you belong to me

877 48 65
                                    



Pedri

- No proszę!

Aż podskoczyłem, w reakcji na okrzyk Gaviego, któremu towarzyszyło jego krytyczne spojrzenie i skrzyżowane ramiona. Uniosłem brwi, odrzucając bidon na bok i podszedłem do niego niepewnie, wyczuwając że znowu zrobiłem coś, o co ten będzie miał pretensje.

- Przyszedł pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy, pogromca uśmiechów dzieci. - dodał, mierząc mnie wzrokiem. - Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony?

Dołączyli do nas Ferran, Torre i Ansu. Wszyscy spoglądali na mnie z niesmakiem, a ja z każdą chwilą czułem, że może powinienem był dzisiaj udawać  sraczkę żeby wymigać się u Xaviego od treningu. Nie skłamałbym z resztą, mówiąc że czułem się podle. Poszedłem spać bardzo późno po tym, jak zabrakło mi asertywności by odmówić mojemu bratu grania w Fifę do drugiej. Jeszcze wcześniej natomiast, spędziłem w domu calutki dzień, z jakiegoś powodu nie odczuwając potrzeby ani chęci wyjścia na zewnątrz. Mógłbym zwalić to na kaca, towarzyszącego mi po wyjściu z Alejandro do klubu, ale prawda była taka, że nie wypiłem wówczas ani grama alkoholu.

Spojrzałem na siebie, upewniając się czy aby na pewno znowu nie uwaliłem swojej koszulki treningowej nutellą, tak jak to mi się kiedyś zdarzyło. Właśnie przed takimi sytuacjami miało chronić przebieranie się w szatni przed treningiem, ale byłem zbyt leniwy by chciało mi się to robić. Poza tym i tak zawsze wyjeżdżałem z domu ocierając się o spóźnienie, a każda minuta zmarnowanego treningu kosztowała nas dodatkowe kółko. Dlatego po prostu docierałem do ośrodka treningowego już przebrany, nieraz również nakarmiony.

- Mam pastę na mordzie, czy co? - mruknąłem, nie zauważając żadnych innych mankamentów w moim wyglądzie.

- W dupie. - sarknął Gavi. - Myślisz, że nie wiemy jak podle wystawiłeś nam Alejandro?

- Och... - przetarłem twarz dłońmi, nagle rozumiejąc reakcję moich kolegów. - Wypadło mi coś...

- Bardzo ważnego. - dokończył Balde, zjawiając się nagle przy nas z ułożonymi włosami, uśmiechem satysfakcji na ustach i wyjątkowo czystych korkach, które zwykle mył średnio raz na sezon. - Już to kiedyś słyszeliśmy. Właściwie to całkiem niedawno.

- Co ukrywasz, Gonzalez? - uniósł brew Torre i zrobił krok w moją stronę.

- Yyy... ja...

- Dajcie mu spokój. - odsunął go ode mnie Alejandro, wciąż zaskakująco z siebie zadowolony. Nie przypominał absolutnie kogoś, kto miałby mi cokolwiek za złe. - Zostawmy Pedro i jego spidermanowe alter ego. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło...

- Co chcesz nam przez to powiedzieć? - spytał Ansu i nagle zapadła grobowa cisza, podczas której wszyscy z napięciem oczekiwaliśmy na to, co obwieści nam Balde.

- Co to za kółko wzajemnej adoracji?!

Odwróciliśmy się z przerażeniem i dostrzegliśmy naszego trenera, wpatrującego się w nas z dezaprobatą. Wszyscy z wyjątkiem nas stali już ustawieni w jednym rzędzie. Zerknąwszy na zegarek uświadomiłem sobie, że trzy minuty temu miał zacząć się trening co oznaczało...

- Biegniecie dziesięć + trzy kółka. - obwieścił wszystkim trener, wywołując jęk niezadowolenia Gaviego. - Ach, ci urodzeni nieparzystego dnia, krótko-nożni, z fryzurą na gniazdo wróbli, numerem między piątką a siódemką i imieniem zaczynającym się na Pablo a kończącym na Gavi, biegną + cztery kółka!

Nic więcej nie musiał mówić bo, jak jeden mąż, wyrwaliśmy biegiem, posłusznie pokonując wszystkie okrążenia z potulnie opuszczoną głową i brakiem odwagi do powiedzenia czegokolwiek.

cinnamon girl || pedri gonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz