i said "no one has to know what we do..."

791 49 101
                                    



Pedri

- Świetnie ci poszło. - klejący błyszczyk mojej dziewczyny odbił mi się od policzka, a kąciki moich ust powędrowały do góry. - Wiedziałam, że ci się uda.

- To dzięki tobie. - odpowiedziałem, przekładając dłonie na jej uda. Uwielbiałem sadzać ją sobie na kolanach zwłaszcza tuż po meczu, gdy zmęczony rozsiadałem się na kanapie przy kominku. Miałem wtedy poczucie, że na to wszystko sobie zasłużyłem.

Wszystko, prócz niej. Ona wciąż wydawała mi się zdecydowanie za dobra.

- To ty ciężko pracowałeś. - zauważyła, musnąwszy nosem mój policzek. Następnie wtuliła się we mnie, a moje nozdrza uderzył zapach jej kokosowego szamponu. - Ja tylko byłam twoim kibicem...

- Najlepszym, jakiego mógłbym sobie wyobrazić. - wymruczałem, gdy jej paznokcie przejechały po moim karku. - Myślę, że obydwoje zasłużyliśmy na wakacje.

- Też o tym myślałam. - spojrzała na mnie, a w jej oczach ujrzałem iskierki ekscytacji. - Tuż po zakończeniu sezonu. Możemy polecieć...

- Na Majorkę. - dokończyłem za nią, doskonale wiedząc, że od dawna skrycie marzyła by pojechać tam na odpoczynek. - Właściwie to wszystko już załatwiłem... oprócz twojego stroju kąpielowego. Jeśli chcesz, wybierzemy się jutro i coś ci wybierzemy.

- Jesteś niemożliwy - pokręciła głową dziewczyna, śmiejąc się cicho. - Strasznie cię kocham. - dodała, owijając ręce wokół mojej szyi.

Jej twarz oświetlała złocista smuga dopływająca do nas prosto z kominka, w powietrzu unosił się zapach waniliowej świeczki i pesto, z którym dopiero co zjedliśmy przepyszną kolację. Pomyślałem sobie, że faktycznie mam wszystko czego potrzebuję. Wymarzony zawód, mistrzostwo Hiszpanii i miłość mojego życia, skradającą mi właśnie słodkie pocałunki.

Moja dłoń powędrowała do bocznego zapięcia jej sukienki. Poczułem, jak uśmiecha się przez pocałunek, i pomaga mi pozbyć się zbędnego materiału. Następnie to ona mruknęła niezadowolona, pozbywając się mojej bluzy. Tej, którą tak bardzo lubiła mi zabierać.

Z radia wydobywała się przyciszona melodia Stand by me, czyli dokładnie ta sama, do której po raz pierwszy tańczyliśmy. Nie znaliśmy się wówczas, lecz mimo tego odczuliśmy więź, która pozwoliła nam w tak krótkim czasie zbliżyć się do siebie.

Teraz, mając pod sobą kobietę moich marzeń, tylko sekundy dzieliły mnie od nieba, co potęgowały jej czerwone paznokcie wbijające się w moje plecy, stłumione pocałunkami mruknięcia i nasze złączone obok dłonie, symbolizujące silną więź między nami i chęć bycia tak blisko siebie, jak to tylko możliwe.

- Skończyłeś? - spytała Rose chwilę później, kiedy na jej twarzy pojawił się wyraz zadowolenia. - Pedro?

Jej głos znowu uległ zmianie. Zmarszczyłem brwi, ale postanowiłem nie przejmować się tym zbytnio.

- Jeszcze nie. - wymruczałem, lecz wtedy dziewczyna i otaczająca nas przestrzeń zniknęły, zastąpione przez ciemność. - Jeszcze nie...

- Pedro? - ujrzałem przed oczami Ferrana, machającego do mnie dłonią. - Pytam czy skończyłeś już drzemkę. Jesteśmy na miejscu.

Przetarłem oczy i rozglądnąłem się wokół z konsternacją. Znajdowaliśmy się w autokarze, który stał teraz zaparkowany przed naszym hotelem. Bardzo szybko dotarła do mnie szara rzeczywistość wyglądająca tak, że wróciliśmy właśnie z meczu, którego znowu wygraliśmy tylko 1:0. Tymczasem nigdzie wokół mnie nie było Rose, ani nawet Toni - jedynie moi przygłupi koledzy, brutalnie wybudzający mnie ze snu. Już nie mówiąc o mistrzu Hiszpanii, który wciąż nie był nam w żaden sposób zagwarantowany nawet, jeśli znajdowaliśmy się na pierwszym miejscu w tabeli.

cinnamon girl || pedri gonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz