i could see it on your face it was rough

524 40 75
                                    




Rosemary

Wakacje mijały szybko. Udało mi się dość sprawnie wpaść w wir obowiązków, ale i przyjemności, dzięki czemu prędko nadszedł sierpień, a co za tym idzie - rozpoczęcie presezonu piłkarskiego. Oczywiście dla mnie oznaczało to również powrót do pracy, którą było usługiwanie podczas lotów, choć wcale nie ekscytowała mnie ta perspektywa. Tak, jak wcześniej przypuszczałam, niepotrzebnie wplątałam się w cały ten bałagan i relacje z piłkarzami, przez co teraz wykonywanie mojej pracy będzie przychodziło mi ciężej niż zwykle.

Ale, musiałam przyznać, że jedna perspektywa niezwykle mnie ekscytowała, niemal unieważniając wszystkie negatywne aspekty. Wyjazd do Stanów Zjednoczonych.

Prywatnie nawet nie śmiałam marzyć o takiej przyjemności, głównie ze względów ekonomicznych. Jednak podobnie było z różnymi innymi miejscami, których, gdyby nie moja praca, prawdopodobnie nigdy bym nie odwiedziła. Z tego też powodu nie śmiałam nawet myśleć o zwolnieniu się, chociaż całkiem niezłe zarobki również grały w tym sporą rolę. Ostatecznie mogłam ignorować Pedro, Alejandro i całą bandę, pewnie niezbyt mile, nastawionych do mnie piłkarzyków.

Ubrane w nasz mundurek, w obcisłym koku i czerwonych ustach, zameldowałyśmy się na lotnisku jeszcze w środku nocy. Lot miał się odbyć bardzo wczesnym rankiem, więc jako załoga musieliśmy przygotować samolot do odlotu. Jak zwykle odkurzyliśmy siedzenia, uzupełniliśmy menu i załapaliśmy się na kawę, która choć trochę postawiła mnie na nogi.

Piłkarze zjawili się, i jak zwykle zmuszeni byliśmy przywitać ich z przyklejonymi do ust uśmiechami. Toni, zupełnie jak ja, obrała taktykę udawania, że nic nigdy się nie stało, a oni nie są nikim poza nieznanymi nam pasażerami, których musimy obsłużyć. Kiedy próg samolotu przekroczył Pedro, od razu świdrując mnie wzrokiem, ja odwróciłam głowę w inną stronę. Nie chciałam na niego patrzeć, to bardzo utrudniało sprawę.

- Zrobię kawę pilotowi. - zaproponowałam od razu, gdy wszyscy znaleźli się na swoich miejscach a Fede upewnił się, czy dobrze zapięli pasy. Potrzebowałam dobrej wymówki by nie zostać wysłana po zebranie zamówień. Udało się.

Przypadło mi zadanie przyrządzania napoi, ale udało mi się nakłonić zdziwioną Blancę, żeby to ona je roznosiła. Miałam świadomość, że nie zdołam unikać ich przez resztę życia, ale wolałam ograniczyć to do minimum.

Lot miał trwać kilkanaście godzin, co oznaczało, że jako załoga będziemy dzielić się na warty, podczas których jedna będzie spać, a druga czuwać. Po raz pierwszy dostałyśmy małe pomieszczenie, w którym umieszczone były materace, gdzie miałyśmy się przespać.

- Rose! - poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię i delikatnie nim rusza. - Rose, obudź się.

Zmarszczyłam czoło, po czym uchyliłam jedną powiekę, zauważając nad sobą Toni. Stłumiłam ziewnięcie i przetarłam twarz dłońmi. Spało mi się zaskakująco dobrze, jak na małą kabinę samolotową. - Musisz nam pomóc. Sytuacja... wymknęła się spod kontroli.

Czułam, że to nie czas na zadawanie pytań, więc po prostu skinęłam głową i ruszyłam za nią do głównej części samolotu. Od razu dotarły do mnie podniesione odgłosy i dźwięki szamotania, a gdy dotarliśmy na miejsce, ujrzałam tylko plecy stojących w grupie piłkarzy. Zasłaniali to, co działo się po drugiej stronie, skutecznie blokując nam przejście.

Fede wyszedł na przeciw, a my za nim. Podbiegliśmy bliżej i spróbowaliśmy przepchnąć się przez nich. Zza ramienia jednego z nich, zdołałam dostrzec tylko Pablo, przytrzymywanego przez Ferrana, oraz Alejandro, trzymanego za rękaw przez wzburzonego trenera. Posłałam zdziwione spojrzenie Toni.

cinnamon girl || pedri gonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz