Rosemary- Wciąż nie wierzę, że wyjeżdżasz - wyznała Toni, oparłszy dłonie o swoje uda. Następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szczerze. - To dobra decyzja. Gavi trafił w punkt z tym prezentem.
Tak dla kontekstu przypomnę, że to nie od Gaviego otrzymałam bon na tygodniowe spa na Majorce, a od Gonzaleza. Ale że status naszej relacji wciąż pozostawał pod dużym znakiem zapytania ze względu na okoliczności, nie mogłam powiedzieć swojej współlokatorce prawdy. Była przekonana, że wylatuję sama i spędzę w ten sposób cały tydzień, co w moim przypadku wcale nie byłoby takie dziwne. Właściwie to zdziwiłaby się bardziej gdybym powiedziała jej, że zabieram z sobą kogokolwiek, zważywszy na mój charakter indywidualistki.
W każdym razie uparła się, że pomoże mi spakować walizkę przed wyjazdem. Następnego ranka podjechać miał po mnie Gavi i zawieźć mnie oraz Pedro na lotnisko. Według oficjalnej wersji, ten drugi wyjeżdżał na Teneryfę do swoich rodziców. Sezon i tak dobiegł już końca, po ostatnim meczu wyjezdnym, w którym on i tak nie brał udziału ze względu na kontuzję.
- Pięć opakowań kremów z filtrem? - zdziwiłam się, gdy upchnęła kosmetyki na samym szczycie, napchanej po brzegi, walizce. - Wzięłam już jedno, jest w kosmetyczce.
- Nakładasz go za mało. - pouczyła mnie. - Poza tym, będziesz pewnie wchodzić do wody i wtedy część się zmyje. Lepiej być przygotowanym.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się, gdy dopięła finalnie torbę i teatralnie otarła pot z czoła. - Zasługujesz na ten wyjazd bardziej niż ja.
Naprawdę tak sądziłam. Przede wszystkim Toni była studentką trzeciego roku Turystyki, kończyła już powoli studia i niedawno rozpoczęła kurs na zostanie rezydentką hotelową. A do tego wszystkiego jeszcze pracowała, dbała o nasze mieszkanie bardziej niż ja... i jeszcze potrafiła się mną zaopiekować. Bardzo ją podziwiałam, bo ja nie byłam ani w połowie tak pożyteczna jak ona. Jeśli nie pracowałam - imprezowałam lub zbijałam bąki w domu, użalając się nad sobą i swoją przyszłością. Było to żałosne i zdawałam sobie z tego sprawę, dlatego wcześniej nawet nie pomyślałam o wakacjach dla siebie. Czułam, że najpierw muszę pogodzić się z porzuceniem aktorstwa na dobre i znaleźć nową ścieżkę, którą mogłabym obrać.
Z drugiej jednak strony, nie chciałam tego. Nie chciałam porzucać aktorstwa, poddawać się i wybierać czegoś innego. Parę miesięcy, podczas których pracowałam w teatrze, były jednocześnie najszczęśliwszymi w moim życiu. Zarabiałam wystarczająco, miałam sporo satysfakcji i poczucia przynależności. Zgubiłam te dwie ostatnie rzeczy i do tej pory nie potrafiłam ich odnaleźć. Na tym polegał mój główny problem.
- Ale ty ich bardziej potrzebujesz. - odparła Toni, podnosząc moje ubrania, które nie przeszły naszej wspólnej selekcji i musiały trafić z powrotem do szafy. - Nie pamiętam kiedy ostatnio gdzieś wyjechałaś.
- Od czego niby mam odpoczywać? - prychnęłam, podnosząc swoje czerwone stringi, które Toni stanowczo wyciągnęła, uznając je za "zbędne", gdyż jadę tam "dla siebie i swojego duchowego, ale i fizycznego odpoczynku".
- Od pracy. Od stresu - wzruszyła ramionami dziewczyna i wyszła z mojego pokoju, kierując się do łazienki. - A mnie przyda się nieco wolnej przestrzeni do nauki. Też muszę w końcu wziąć się za siebie i przestać myśleć o wiadomo kim.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu.
- Wciąż nie rozmawiacie? - stanęłam w drzwiach łazienki, obserwując jak ta nakłada na twarz swój dziesiąty krem odżywczy z ekstraktem z dupy osła, czy innego konia. No tak, oprócz tego że Toni była doskonałą studentką, pracownicą i odpowiedzialnym obywatelem, miała też bzika na punkcie pielęgnacji, dzięki czemu zawsze wyglądała czysto. Cóż, nawet jeśli nie był to kompletnie mój styl bo pod oczami prawie zawsze miałam rozmazaną mascarę czy kredkę, usta lubiłam podkreślać czerwoną pomadką a włosy zazwyczaj pozostawiałam rozpuszczone, to jednak zazdrościłam jej odrobinę obrazu typowej it girl, zawsze uśmiechniętej, zadbanej i z nieskazitelną cerą.
CZYTASZ
cinnamon girl || pedri gonzalez
Fanficlike if you hold me without hurting me, you'd be the first who ever did gdzie Rosemary dochodzi do punktu, w którym jest przekonana, że dobre zakończenia nie są dla niej. Ale wtedy pewien piłkarz pokazuje jej, jak słodko cynamonowe może być życie.