RosemaryKiedy wspięłam się schodami na najwyższe piętro kliniki, uświadomiłam sobie faktycznie, jak dawno mnie tu nie było. Czułam się głupio i nieustannie powtarzałam w głowie słowa przeprosin do Eugene. Z dnia na dzień po prostu przestałam przychodzić i uparcie ignorowałam jej telefony. Czy było to niedojrzałe? Bardzo, ale jednocześnie niesłychanie wygodne.
Teraz jednak obiecałam Pedro, ale również sobie i mojej cioci, że wrócę na terapię i będę ją regularnie kontynuować. Zamierzałam trzymać się tej obietnicy więc po prostu wzięłam cały ten wstyd na klatę i po zapukaniu, weszłam do gabinetu z przepraszającym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Eugene na mój widok opuściła nieco okulary i jej brwi powędrowały do góry. Niby wiedziała, że powinnam się pojawić, ale jednak ostatnimi czasy już trochę się na mnie naczekała. Uśmiechnęła się słabo i wskazała mi miejsce na fotelu, które zwykle zajmowałam. Usiadłam niepewnie i złączyłam palce, zastanawiając się od czego zacząć.
- A więc co tam u ciebie? - zagadnęła Eugene z przekornym uśmieszkiem. - Może najpierw to mi zdradź.
- Hmm... właściwie to bardzo dobrze. - przyznałam, po czym rozpromieniłam się, na samą myśl tego, jak ostatnio wygląda moje życie. - Tak, bardzo dobrze.
- Rozumiem, że jesteś szczęśliwa w swojej nowej relacji?
- Tak. - skinęłam głową. - Nie jest idealnie, ale... właściwie, to prawie jest. Pedro jest ideałem. - zarumieniłam się. - Jutro przyjeżdża jego rodzina.
Prawda była taka, że nieco się tym stresowałam. Nigdy wcześniej nie przejmowałam się tym, co ktoś może o mnie pomyśleć, ale tym razem było inaczej. Wiedziałam, jak ważna jest dla Pedro jego rodzina, więc rozpaczliwie pragnęłam być przez nich zaakceptowana. Już od paru dni mentalnie przygotowywałam się na spotkanie z nimi, układając w głowie to, co im powiem, co ubiorę i jak będę się zachowywać.
- Cieszysz się?
- Tak. Trochę się boje, ale zdecydowanie to już coś, prawda? Skoro zdecydował się poznać mnie ze swoją rodziną...
- To znaczy, że patrzy na ciebie poważnie. - dokończyła Eugene, po czym uśmiechnęła się sentymentalnie. - Tak, to dobry znak. Dobrze wam się układa? Kłócicie się?
- Coraz rzadziej. - zamyśliłam się. - Ostatnio tydzień temu, ale to była moja wina.
- Co się wydarzyło?
- Właściwie to dość sporo - skrzywiłam się. - Ale w skrócie: Toni dowiedziała się, że ja i Pedro byliśmy razem na wakacjach, kiedy chciałam ją przeprosić, ona mnie uderzyła, co zniosłam nie najlepiej. Potem postanowiłam pójść do klubu, trochę straciłam tam kontrolę i urwał mi się film, ale wtedy Pedro i Pablo przyjechali po mnie i zabrali mnie stamtąd do domu. - tłumaczyłam, starając się ignorować dezaprobatę na twarzy Eugene. - Nie wiem co dokładnie się działo, ale Pedro był zły, bo nie wiedział gdzie jestem i podobno musiał dowiadywać się od Toni.
- Nie odbierałaś telefonu?
- Nie naładowałam go. - zaśmiałam się nerwowo. - Zupełnie o nim zapomniałam. Ale to nie takie łatwe przyzwyczaić się do myśli, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. - usprawiedliwiałam się. - Kiedyś znikałam na całe noce i każdy miał to gdzieś. Przecież u mnie to normalne.
- Widocznie dla Pedro to nie jest normalne. - skinęła głową Eugene. - Przegadaliście już tę sprawę?
- No... - właściwie to mocno po krótce, bo wymieniliśmy raptem pare zdań, pokłóciliśmy się o moją ciocię, którą niespodziewanie ściągnął Pedro, po czym rzuciliśmy na siebie jak dwójka napalonych nastolatków, z czego później i tak nic nie wyszło, bo Gavira zaczął dobijać się do okna. - Tak...
CZYTASZ
cinnamon girl || pedri gonzalez
Fanficlike if you hold me without hurting me, you'd be the first who ever did gdzie Rosemary dochodzi do punktu, w którym jest przekonana, że dobre zakończenia nie są dla niej. Ale wtedy pewien piłkarz pokazuje jej, jak słodko cynamonowe może być życie.