Rozdział 19.

381 9 0
                                    

Elena

Gdyby ktoś równo rok temu powiedział mi, że będę mieszkać w USA, w małym mieszkaniu w pięć osób jednocześnie odcinając się od rodziny, widząc swoją przyszłość w kompletnie czarnych kolorach - najpewniej mogłabym mu uwierzyć.

Bo jeszcze rok temu, przywiązana do łóżka przez rozpacz, strach i żal, czułam, że jedyne co mogę zrobić to zamknąć oczy i wyobrazić sobie siebie za parę miesięcy, gdy wszystko będzie już dobrze.
Ale nawet już wtedy, przed moimi oczami pojawiała się jedynie czarna plama.

Dlatego byłabym w stanie uwierzyć komuś na słowo, że ponownie znajdę się w niebezpiecznych szeregach diabłów, tylko po to, aby ujrzeć przyszłość w chociażby odcieniach czarnego.

Złapałam za kubek ze swoją kawą, który stał na blacie już od jakichś piętnastu minut. Poprawiłam swoją różową, lekko pozdzieraną na łokciach skórzaną ramoneskę i dopiłam swój już chłodny napój.

- Russo! - przewróciłam oczami słysząc donośny krzyk Ashera z holu.

- No już idę! - zgarnęłam przy okazji małego, proteinowego batonika z blatu. Należał on najpewniej do Ricka, ale szatyn się nie pogniewa jeśli zjem go w imię zapewnienia luki między swoimi posiłkami.

- Pospiesz się, bo w tym tempie nie zdążymy nawet i po przerwie. - prychnął w moją stronę, kiedy wciskałam stopy odziane w białe skarpetki do swoich butów. Schyliłam się, mocno wciskając piętę w but, który zaginał się od nacisku. Warknęłam ze zdenerwowaniem, wyciągając stopę i rozwiązując szybko sznurówki.

Zawsze kiedy się spieszę, to do cholery coś musi stawiać opór. I jakoś kurwa za każdym razem są to nie rozwiązane sznurówki w butach.

- Nie patrz mi się na tyłek. - rzuciłam w kierunku blondyna, kiedy spoglądając na niego przez ramię, przyłapałam go na gorącym uczynku.
Ten jedynie przewrócił oczami na moje słowa.

- To zakładaj dłuższe spodnie. - wystawiłam w jego kierunku środkowego palca, zawiązując but. - Pospiesz się, kurwa! - wyrzucił ręce w powietrze i wyszedł z mieszkania.
Przewróciłam oczami, głośno wzdychając.

Zabrałam klucze z małej szafki w holu i ostatni raz przeglądając się w lustrze, wyszłam z mieszkania.
Dziś byłam w nim sama z Asherem, ponieważ Agnees wybrała się na zakupy spożywcze wraz z Crabtreem, a Kaia miała coś do załatwienia z matką. Bała się pytać, ponieważ już od paru dni z tą wiedzą, gromiła nas wzrokiem i trzaskała piorunami w każdego, kto wszedł jej w drogę.

Dlatego też byłam zdziwiona, gdy Nicholson zadzwoniła do Rivera rano i poprosiła nas o odebranie Mayi ze szkoły i zawiezienie jej do nas. Nie tłumaczyła nic więcej, zarzekła się jedynie, że dowiemy się, o co chodzi w swoim czasie.
Maya kończyła zajęcia za mniej więcej dwadzieścia minut, więc musieliśmy spiąć tyłki, żeby zjawić się odpowiednio wcześnie na parkingu liceum.

Naszego liceum.
Bo Maya kończyła ostatnią klasę liceum, do którego uczęszczałam zarówno ja jak i Asher.
I to było jak cholerne deja vu.

Wsiadając do samochodu, poczułam, jak zapach chłopaka otacza mnie powoli z każdej strony. Miałam wrażenie, że ostatni raz na tym miejscu siedziałam całe wieki temu. I w rzeczy samej, tak było.

- Jedźmy już. - rzuciłam w jego stronę, kiedy sięgałam dłonią po pas bezpieczeństwa. Wrzuciłam klucze na deskę rozdzielczą, słysząc charakterystyczne uderzenie metalu o twardą nawierzchnię.

Musiałam stłamsić w swoim wnętrzu chęć wybiegnięcia z tego samochodu.
Blisko dwa tygodnie spędziłam w USA i wiedziałam, że nie mogę się już wycofać. Wcześniej to do mnie chyba nie docierało.

Stałam się złym charakterem w swojej własnej historii. Osobą, którą ścigały władze w moich ulubionych serialach.
Nie chciałam tego nazwać. Nic jeszcze nie zrobiłam.

- W weekend są wyścigi. - rzucił w moją stronę blondyn, który nawet na mnie nie spoglądał. Skupił się na jezdni i drodze przed nami.
Nie chciałam tego wszystkiego nazwać, bo nawet nie wiedziałam jak.

- Czyli powiesz mi w końcu, o chodziło wtedy Rickowi? - zagryzłam wewnętrzną część policzka, wpatrując się w profil Ashera.
Dopiero w tamtym momencie zauważyłam czarny tusz na jego szyi.

Miał nowy tatuaż.

- Chodzi o zwykłe przekazanie naszym zaufanym wspólnikom... - chrząknął, poprawiając się na siedzeniu.

- Narkotyków. - dokończyłam za niego, na co on jedynie skinął. - Siedzisz w tym od lat, a boisz się powiedzieć na głos, co będę musiała zrobić? - prychnęłam, uśmiechając się pod nosem.

- Nie o to chodzi Russo. Po prostu...

- Rozumiem, luz. - wzruszyłam ramionami.
Tak naprawdę nie rozumiem.

- Pogadamy o tym później... - zaczął, na co ja jedynie przewróciłam oczami.

- Pogadam o tym z Crabtreem. - przerwałam mu, poprawiając się na siedzeniu pasażera. - Skupmy się na Mayi. - dodałam, kiedy w samochodzie nastała cisza.

Miałam nadzieje, że moje słowa nie wpłynęły na niego, tak jak zapewne moja podświadomość myślała. Nie chciałam go ranić czy wywoływać zazdrość. Byłam po prostu sfrustrowana faktem, że nie potrafił mi określić, co miałam zrobić. Abstrahując od tej chorej sytuacji, to jednak on zaproponował mi dołączenie do nich. Teraz zachowywał się, jakby ten pomysł nie był wcale jego.

- Po prostu się martwię, okej? - obróciłam głowę w stronę Ashera. On również na mnie spojrzał. Troska na jego twarzy była wymalowana najjaskrawszym kolorem. - Nie chcę, żebyś brała w tym wszystkim udział.

- Sam mi to zaproponowałeś. - wytknęłam mu, uważnie analizując mimikę jego twarzy. Błękit jego oczu pociemniał, a mięśnie żuchwy się uwydatniły. - Sam wyciągnąłeś do mnie dłoń i dałeś rozwiązanie...

- A nie pomyślałaś, że może dałem ci to rozwiązanie, żebyś po prostu została? - ton jego głosu był ostry. Wzdrygnęłam się gdy zmienił bieg i zwiększył prędkość samochodu. - Żebyś nie miała wymówki, by spać w hotelu? Z daleka ode mnie? Nie wpadł ci do głowy fakt, że po prostu chciałem, abyś została z nami w mieszkaniu?

Z rozchylonymi ustami, tempo patrzyłam w profil blondyna, który właśnie oznajmił, że kłamał. I do tego w imię mojego dobra.
Nie miałam pojęcia co mam odpowiedzieć, jak się zachować.

Now it's done, My Love #2 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz