Rozdział 8.

366 11 4
                                    

CZĘŚĆ II
my past because of you

Elena

Nie widziałam go ponad rok, a pierwsze co ujrzałam w jego oczach to...

Chłód.
To zobaczyłam u niego jako pierwsze.
A zaraz po tym płomienie nienawiści jaką mnie darzył.

Och Ash...

- Co ty tutaj robisz River? - wyrwałam się jego uścisku, opierając się pośladkami o blat długiego stołu za moimi plecami. Oparłam na nim również swoje dłonie, starając się wręcz w niego wtopić.

Serce mi przyspieszyło kiedy ujrzałam twarz chłopaka, który był winny wszystkiemu, co działo się ze mną aktualnie. To przez niego przestałam się bać, nie czułam strachu przed zagrożeniem, przed którym powinnam uciekać. To jego wina, że stałam się krucha i naiwna. To przez niego ucieczkę i lek znalazłam w narkotykach.
Chociaż tego nigdy nie przyznałam, czułam że to była jego wina, że spróbowałam.

Przez moją głowę przebiegła myśl, że w jego spojrzeniu chował się sam diabeł zesłany tu przez kogoś na rozgrzeszenie swoim czynów.
On jednak postanowił na zawsze zaprzepaścić swoją szansę i... po prostu dalej grzeszyć.

Diabeł nie był tylko ta bajkową postacią z ogonem i trójzębem. Mógł być piękny i uzależniający.
I taki był Asher River. Był moim prywatny, diabłem, w momencie kiedy zaufałam kłamstwu. 

- Po co wróciłeś Ash? - przekręciłam głowę, uważnie skanując jego ciało. Był chudszy i bledszy niż go zapamiętałam. Worki pod jego oczami wskazywały na długi lot, jakim musiał tu przelecieć. Zapewne nocny zważając na fakt, że była dopiero dwunasta.

Biała bluza bez rękawów otulała jego tors a czarne spodnie zdawały się być jego tarczą. Zmierzwione włosy jak zawsze i... nie miał tej czapki.
Bo to ja ją nosiłam.
Instynktownie spojrzałam do swojej torby leżącej na blacie stołu. Niebieski, lekko zdarty daszek wyłaniał się zza jej wnętrza, przypominając mi o tym skąd właściwie ją mam.

- Miałaś się nie zgubić Russo. - usłyszałam przed sobą, obracając od razu głowę w stronę chłopaka. Zmarszczyłam brwi na jego słowa i cofnęłam się dosłownie o milimetry, kiedy w paru korkach znalazł się przy mnie. Woń jego ostrej wody kolońskiej nigdy nie przestała mnie prześladować, ale teraz oprócz tego wyczuwałam jeszcze charakterystyczny zapach marihuany.

- Jesteś zjarany. - skwitowałam, gdy jego twarz znalazła się na wysokości mojej. On nie zrobił sobie z tych słów dosłownie nic, a miałam nawet wrażenie, że puścił je mimo uszu.

- Miałaś się nie zgubić, a jednak dostaje informacje, że Black cię nęka.

Zamarłam na jego słowa.
Wiedział. 
Poczułam się tak jak rok temu, kiedy znajdując się blisko niego, jednocześnie igrałam z ogniem i niebezpieczeństwem.
Skąd wiedział?
Przełknęłam z trudem.

- Skąd ty...

- Mam swoje źródła Russo. - niski i ochrypły głos chłopaka sprawił, że uniosłam spojrzenie na jego twarz. Niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie z uwagą, o jakiej mogłam jedynie marzyć, czytając miliony książek.
On był niebezpieczny

I niebezpiecznie mocno mnie do siebie ciągnął.

- A ty sprowadziłaś na siebie ogromne niebezpieczeństwo. - skuliłam się w sobie pod wpływem jego srogiego spojrzenia.
Miał racje.
Cholera, co ja sobie myślałam?

Powoli skanował moje ciało, kładąc dłonie na blacie obok moich bioder. Poczułam jego dotyk na swojej skórze, gdy palcem zaczął kreśli kółka na wierzchu mojej dłoni. Przełknęłam z trudem czując ciarki na swoim ciele. 
Wiele miesięcy w swojej głowie układam plan spotkania Ashera, podczas którego daje mu jasno do zrozumienia, że nie chcę od niego już nic więcej.

Ale kiedy chłopak zbliżył teraz swoją głowę, jego ciepły oddech owiał moją skórę, a ja czułam dalej jego dotyk na swojej dłoni - to było jak zabieranie najdroższego narkotyku prymitywną drogą wciągnięcia go. Po prostu był moim narkotykiem.

Now it's done, My Love #2 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz