Matthias, osiem lat
Jak co roku dwunastego kwietnia świętowaliśmy pamięć naszych bliskich, którzy zginęli tragicznie podczas pamiętnego pożaru W 1888 roku. Uroczystość odbywała się w naszej rezydencji, członkowie rodziny zjeżdżali się niemal z całej południowej Anglii, aby uczcić pamięć zmarłych. W ten sposób oddawaliśmy im cześć za poświęcone życie.
Stałem razem z ojcem i witałem wszystkich gości, jako przyszły Don musiałem od najmłodszych lat uczestniczyć w każdym takim wydarzeniu oraz uczyć się od ojca jak w danej sytuacji się zachować. Jako ośmiolatek już co nieco wiedziałem, byłem stopniowo do wszystkiego wdrażany. Odkąd sięgnę pamięcią, wpajano mi trzy najistotniejsze doktryny
PIERWSZA Najwięksi, najpotężniejsi, niezwyciężeni i wpływowi to Andersonowie.
DRUGA Klan Daviesonów to nasz największy wróg.
TRZECIA Podtrzymać ród Andersonów.
Nieustannie zastanawiałem się skąd wzięły się te idee, zawsze krążyły po naszej rodzinie, ale kiedy pytałem to każdy mnie zbywał i oznajmiał, że dowiem się wszystkiego w swoim czasie i do pewnych spraw muszę dorosnąć. Wkurzałem się kiedy traktowali mnie jak małe dziecko. Byłem dojrzały jak na swój wiek, już od dawna przestałem bawić się samochodami i w dodatku nie byłem nigdy jak moi rówieśnicy. Nie mogłem zachowywać się jak jakiś gówniarz, przecież w przyszłości miałem objąć stanowisko Dona. Tym bardziej, że mój ojciec nie tolerował wariactwa czy głupoty. Już jako ośmiolatek czytałem książki, a raczej pamiętniki autorstwa Juliusza Cezara, który swoją drogą bardzo mnie fascynował mimo, że był dyktatorem.
- Matthiasie synu, udasz się ze mną i swoimi wujami do gabinetu już czas abyś poznał prawdziwą historię naszej rodziny. - zwrócił się do mnie ojciec chłodno. Usłyszawszy te słowa omal nie podskoczyłem z radości. Nareszcie! Jednak zdawałem sobie sprawę, że przecież nie wypada mi okazywać emocji pośród tylu ludzi. Dlatego zachowałem pełna powagę, poprawiając czarną marynarkę.
- Dobrze ojcze - odpowiedziałem.
Usiadłem naprzeciwko ojca przy biurku, w gabinecie na około zebrało się kilkoro wujów i bacznie mi się przyglądało. Dzisiaj miałem poznać całą prawdę. Ojciec wyjął wielki zwój i rozwinął go na całej powierzchni biurka. Moim oczom ukazało się gigantyczne drzewo genealogiczne, które jak zdążyłem odczytać należało do rodziny Andersonów.
- Spójrz Matthiasie - wskazał ojciec palcem na miejsce gdzie widniało moje imię i data urodzenia. - Jesteś już szóstym pokoleniem naszej potężnej rodziny. I twoim obowiązkiem będzie zapełnić dalszą część tego zwoju, będą tu twoje dzieci, wnuki i prawnuki - taki masz obowiązek. Jeśli chcesz zachować władzę musisz wypełnić przyrzeczenie. - oznajmił poważnym tonem. Nie rozumiałem za bardzo słów ojca dopiero później wszystko do mnie dotarło, kiedy dowiedziałem się całej prawdy.
Historia była dość zawiła, wydarzyła się ponad sto lat temu i zaczęła się od tego, iż mojego pradziadka - Josepha Andersona, dziadek - Edward Anderson i jego wtedy najlepszy przyjaciel Leonardo Davieson byli kiedyś wspólnikami wielu inwestycji, restauracji, klubów, kamienic. Pierwszy ich klub kupili za ciężko zarobione pieniądze w dodatku był w opłakanym stanie. Sami musieli go wyremontować, żeby móc go w ogóle otworzyć. Jednak ciężka praca im się opłaciła, wkrótce przynoszone dochody z działalności pozwoliły im na kolejne inwestycje, dzięki czemu dwaj przyjaciele w ciągu kilku lat nieźle się wzbogacili. Ich działanie było proste. Wykupywali upadłe interesy, po czym inwestowali w nie i tym sposobem zyski z danej działalności wzrastały czasem nawet pięciokrotnie. Z każdym kolejnym rokiem imperium dwójki przyjaciół rosło w całej Anglii, a nazwisko Anderson i Davieson było znane i szanowane. Lecz pewnego dnia doszło do tragedii, która wydarzyła się na weselu Edwarda Andersona. Zazdrosny Leonardo Davieson o żonę Andersona chcąc zniszczyć wesele podpalił budynek, w którym odbywało się przyjęcie. Oficjalne nigdy winy Daviesona nie udowodniono . W tamtym dniu w pożarze zginęło kilkadziesiąt osób w tym członkowie rodziny Andersonów. Nieliczni uszli z życiem w tym Edward z żoną i Leonardo. Obaj przyjaciele, którzy niegdyś kochali się jak bracia po całym zdarzeniu skłócili się obwiniając nawzajem. Anderson w przypływie złości wygonił Daviesona i jego rodzinę na Północ Anglii. . Między dwoma rodzinami potęgowała nienawiść, oba rody mściły się na sobie wyrządzając coraz gorsze krzywdy. Wojna trwała latami, doprowadzając do wciągnięcia się w nielegalne interesy i zaangażowanie we walkę gangów, które później zostały w części przez nas przejęte. To wtedy stojący na czele naszego rodu Edward Anderson, ustanowił całe prawo naszej organizacji.
Wyniszczająca walka przynosiła spustoszenie i wiele ofiar. Dlatego oba klany, aby zaprzestać walkom podpisały pakt życia i śmierci. W którym zawarto, że jeśli któryś z rodów nie przedłuży nazwiska w pierwszej linii, będzie musiał zrzec się całego majątku i oddać swoją władzę drugiej stronie, po czym poddać się egzekucji. Dlatego każdy Don stojący na czele organizacji Andersonów do trzydziestych czwartych urodzin musiał się ożenić i spłodzić potomka, który miał się urodzić zanim Don skończy trzydzieści pięć lat.Na podstawie paktu mój pradziadek Joseph Anderson spisał przyrzeczenie, który każdy Don miał obowiązek wypełnić. Pradziadek zawsze powtarzał, że jesteśmy potęgą i Daviesonowie nie mogą się z nami równać kiedy miałem sześć lat umarł, ale to on zawsze wpajał mi kim jesteśmy, jak wiele znaczymy i jak bardzo pałamy nienawiścią do Daviesonów, która płynęła w naszej krwi i będzie płynąć w krwi naszych potomków do ostatniego Andersona.
CZYTASZ
UTRACONA NIENAWIŚĆ [18+] Część II Zakończone
RomanceDalsze losy Rose i Matthiasa. Rose została porwana i każdy dzień jej nieobecności sprawia, że Matthias traci nadzieje, na odnalezienie żywych - jej i swojego nienarodzonego dziecka. Pewnego dnia otrzymuje tajemniczą wiadomość, która sprawia, że mężc...