Tydzień 7: Czwartek (Część 1)

9 3 27
                                    

- Akane...

Stałam przed Budo. Był elegancko ubrany. Naszym tłem był różowy zachód słońca, a na niebie coraz lepiej były widoczne gwiazdki. Plaża, ocean, latające nad nami mewy. Weszliśmy do wody na głębokość do łydek. 

- Pijana czy naćpana?- Wydusił z siebie.

- Sugerujesz, że ona jeszcze żyje?- Zapytała jedna z mew, która przysiadła na wystającym kamieniu obok.

Trzymaliśmy się za ręce i obserwowaliśmy słońce, koniec następnego dnia i  początek kolejnej pięknej nocy. 

- Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy?- Zapytałam przytulając się do niego.

- Mi się wydaje czy ona coś...majaczy?- Ponownie wtrąciła się mewa.- Tak, zdecydowanie!

- Mój świat bez Ciebie nie ma sensu.- Objęłam go mocniej.

W tym czasie słońce już zdążyło zajść. Robiło się coraz ciemniej, a atmosfera stała się jeszcze bardziej romantyczna.

- Akane...- Położył dłonie na moich ramionach i odsunął mnie od siebie.- Akane!- Krzyknął i popchnął mnie do wody.


Nie mam pojęcia ile fikołków zrobiłam w łóżku, ale żałuję, że nikt tego nie nagrał jako dowód w przebiciu rekordu Guinnessa. Twarz i włosy miałam jakoś dziwnie mokre, ale to z pewnością nie był pot. Uspokoiłam się, przetarłam oczy i podniosłam leniwe spojrzenie.

- Czyli jednak żyje.- Zachichotała Dafuni. W jej ręku zobaczyłam pustą już szklankę. Obok niej stała Efude.

- Coś się dzieje...? Bombardują czy co...?- Przewróciłam się na drugi bok i ponownie przykryłam kołdrą.

- O nie!- Krzyknęła Dafuni.- Nie po to przeprowadziłyśmy na Tobie dokładne badania rodem z kostnicy badając czy żyjesz, żebyś Ty znowu sobie hibernowała!- Poczułam jak coś chwyciło za kołdrę. Chwilę później zrobiłam kolejny obrót, ale tym razem nie zrobiłam go z własnej woli. W innym wypadku nie skończyłabym z twarzą liżącą drewnianą podłogę. 

- Nie gniewaj się.- Dafuni pomogła mi wstać.- Dafcia nie chce żebyś zaspała.

- Nie mogłyście tego zrobić inną metodą?- Wytarłam mokrą twarz o koszulkę.- Albo żeby przynajmniej woda była ciepła?

- Landrynko, ależ ja brałam wrzątek pod uwagę, hihi.- Dafuni zasłoniła usta.- Będziemy czekać na zewnątrz. Z zegarkiem w dłoni.- Wzięła Efude za nadgarstek i pokierowały się w stronę wyjścia z chatki.

Przeciągnęłam się leniwie. Ziewnęłam po raz kolejny i czułam już przez to napływające łzy do oczu. Tak bardzo chciałam i potrzebowałam snu, a tak bardzo nie mogłam go dostać. Poszłam spać o normalnej godzinie, więc czemu czuję się jak tup? To przez zmęczenie czy ilość wydarzeń z wczorajszego dnia?

- Mam na to lekarstwo.- Wystraszyłam się obecnością Kokoro, którą dopiero teraz zauważyłam. Podała mi małą puszkę energetyka.

- Czemu masz coś tak słodkiego przy sobie?- Spojrzałam na nią z niepokojem.- Nie mów mi nawet, że robisz to PRZEZ NIE.

- Luz, nie piję tego. To znaczy dziewczyny tak myślą, bo udaję, że je pije, ale jak tylko spuszczą ze mnie wzrok to wylewam go gdzie popadnie.

- Em...dzięki.- Przyjęłam od niej ,,prezent''.- Ratujesz mnie.

Spojrzałam na zegar. Miałam pół godziny na ogarnięcie się, a ja ledwo trzymałam się na nogach. Kokoro sprzedała mi szczery uśmiech i wyszła z chatki. Ja w tym czasie szybko wyzerowałam energetyka. 

Bloody MadnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz