Tydzień 4: Środa (część 1)

8 3 7
                                    

Co do jasnej cholery?

Spoglądam na zegar w moim pokoju, kalendarz i wiadomości z innymi. Wszystko zgadza się z datą trzynastego kwietnia. Czy właśnie obudziłam się ze złego snu, gdzie powoli traciłam swoich bliskich? Mogę żyć dalej u boku Kizany? Nie, nonsens. 

Przecież jej już nie ma.

W takim razie jakim cudem przeżywam ten dzień jeszcze raz? To jakiś żart? Muszę się o tym przekonać. Zanim odczytuję wiadomości Kizany, wchodzę w konwersację z Budo.

 Zanim odczytuję wiadomości Kizany, wchodzę w konwersację z Budo

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie możliwe. Jak? Jakim cudem mogę przeżyć jakiś dzień jeszcze raz? Mój telefon daje mi znać o kolejnej wiadomości od niej.

,,Nie ignoruj mnie!''

Nie...Ty nie istniejesz...Ciebie już nie ma...

Ale...skoro przeżyję ten dzień jeszcze raz wiedząc co stanie się na festiwalu...Mój Boże.

Mogę ją uratować!

Z entuzjazmem biorę telefon do rąk i odpisuję tak samo jak tamtego dnia. Nie mogę robić nic bez planu. Najprawdopodobniej mam tylko jedną próbę. Nie mogę jej zawieść. Przede wszystkim nie mogę jej powiedzieć o tym co jej się stanie. Potraktuję to jak złotą zasadę, której nie mogę złamać za nic w świecie. Po drugie, wszystko inne muszę odegrać tak samo jak w przeszłości i nie dopuścić do żadnych zmian. No może poza jedną, bo punkt trzeci dotyczy nie wpuszczenia Kizany na festiwal. Tylko jak to zrobić?

Jeśli powiem jej, że został odwołany to mi nie uwierzy. A nawet gdyby to zaraz zobaczy na Instagramie posty innych z przygotowań do imprezy. Nie zamierzam też jej skrzywdzić. Wiem doskonale, że lepsza mała krzywda niż śmierć, ale nie wiem czy potrafiłabym coś jej zrobić. Cholera...to trudniejsze niż myślałam. 

Po chwili jednak dochodzi do mnie, że muszę zbierać się do mojej świętej pamięci przyjaciółki. Nawet tak małe spóźnienie może namieszać. Zbieram się w dwadzieścia minut i po kolejnych kilkunastu minutach jestem już pod bramą Kizany. Tym razem bez toreb z kreacją na festiwal. Dzwonię dzwonkiem i po chwili wpuszcza mnie jej sługa. Zaprasza mnie do jej pokoju.

Ostatnio Kizana czekała na mnie już w bramie.

Czy już coś namieszałam?

Przekroczyłam prób jej pokoju i zauważyłam ją siedzącą na pufie w kącie pokoju. Kręcone, spięte włosy, fioletowe oczy, jak zawsze zrobione paznokcie. Coś we mnie pękło.

Wyglądasz pięknie...jak w dniu w którym Cię straciłam.

Pobiegłam do niej i przytuliłam ją z całej siły. Miałam niczego nie mieszać, ale to było silniejsze ode mnie. Tak bardzo chciałam to zrobić po raz ostatni. Wyczuwałam kipiące od niej zdziwienie, ale nie przejmowałam się tym. Powstrzymuję się od wypuszczenia kilku łez.

- Co Ty właściwie robisz?- Wydostała się z uścisku, a na jej twarzy widniała żenada.

- Nawet nie wiesz jak tęskniłam...- Zniżam spojrzenie i mrugam co sekundę, żeby aby na pewno nie popłakać się na jej oczach.

Bloody MadnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz