Tydzień 5: Piątek

6 3 13
                                    

Znalazłam się w domu, ale nie swoim. Skądś pamiętałam te ściany, meble i wystrój. Byłam okryta ciepłą kołdrą na łóżku dla dwóch osób. Obudziłam się z nietypowego snu. O ile można nazwać to coś snem. Dosłownie śniłam o niczym.

Ponoć ludzie, którzy są niewidomi od urodzenia nie widzą nic. Nie widzą tego co my z zamkniętymi oczami, czyli czerń pomieszana z innymi kolorami. Oni widzą nic. Aż ciężko to sobie wyobrazić. Jak można widzieć nic? A może przed oczami mają czerń, ale nie opisują tego co widzą jako ciemność, bo nie wiedzą jak ona wygląda?

Ja czułabym się tak samo zmieszana opisując to co mi się śniło. Śniłam o niczym.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Koło mnie, na stoliku nocnym była położona tacka z jedzeniem. Pankejki z syropem klonowym i woda z sokiem. Moje ulubione. To dla mnie? Kto to w ogóle dla mnie zrobił?

Niezbyt mnie to w tamtej chwili obchodziło. Byłam okropnie głodna. Zjedzenie kilku grubych naleśników nie zajęło mi więcej niż dziesięć minut. Nadal nie wiem, gdzie się znajdowałam. To chyba mało ważne, skoro nadal żyję. Miałam już położyć się ponownie na łóżku, kiedy do pokoju wszedł jakiś chłopak. Co tu robi MÓJ chłopak?

- Jak się czujesz?- Zadał pytanie tak delikatnie jakby bał się, że może mnie nim zranić.- Pamiętasz coś z wczoraj?

- Nooo...wczoraj były lekcje. Sprawdzian z geometrii o ile się nie mylę.

- To było w środę. Wczoraj był czwartek. A dzisiaj jest piątek.- Usiadł na krawędzi łóżka.

- No okej. Czyli nie pamiętam.- Uśmiechnęłam się, żeby rozluźnić atmosferę, ale Budo jeszcze bardziej podłamał się na ten widok.

- Absolutnie nic? Chryste...- Zapatrzył się w jeden punkt i wstał z łóżka kierując się do drzwi.

- Gdzie idziesz?

- Do szkoły. Ty zostajesz tutaj. Moja mama obiecała się Tobą zaopiekować do póki nie wrócę.

- Pan dyrektor zwraca ogromną uwagę na frekwencję uczniów. Może mnie za to wyrzucić, wiesz? Poza tym, czemu miałabym pomijać lekcje z moją ukochaną nauczycielką?- Spojrzał na mnie z politowaniem. To tak jakby na jego oczach ktoś potrącił psa. Ale ja nie leżałam na ulicy, ani nie byłam zwierzęciem.

- Prześpij się. Pogadamy jak wrócę.- Już miał wyjść i zamknąć za sobą drzwi, ale zerwałam się z łóżka i go zatrzymałam.

- Ukrywasz coś...chyba. Poza tym, gryziesz wargę jak porąbany. Nie ukryjesz tego przede mną.

- Akane, usiądź.- Nieczęsto widuję go tak poważnego. Moje ciało zareagowało na rozkaz automatycznie.- Akane, bo...- Usiadł przede mną na łóżku.- Wczoraj odbyła się olimpiada. Doszło do wypadku...- Wziął głęboki oddech i złapał mnie za ręce.- Iruka nie żyje.

Przebłyski. Po tym zdaniu zaczęłam mieć przebłyski wspomnień. Nie pamiętałam za dużo. Z transu wybił mnie za to krzyk, który pamiętałam doskonale. Męski wrzask, który z czasem ucicha.

Zalałam się łzami. Budo szybko zareagował i starał się otrzeć mi je z policzków, ale ciągle pojawiały się nowe.

- Nie wygłupiaj się. Iruka żyje.- Zdjęłam bransoletkę z nadgarstka, którą dostałam od niego.- Widzisz? Dał mi to.- Ręce zaczęły mi się mocno trząść. Zaczęłam oszukiwać samą siebie.

- Dał Ci to dzień przed śmiercią...

- On żyje!- Wrzasnęłam. Skuliłam się i owinęłam ręce wokół kolan.- Boczna kieszeń mojej torebki.- Starałam się wypowiedzieć każde z tych słów w miarę zrozumiale. Analizując głosy, Budo wziął moją torebkę, która była gdzieś koło łóżka i zaczął w niej szperać. Po chwili coś wyjął i odłożył torebkę na miejsce.

Bloody MadnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz