Tydzień 6: Środa

11 2 58
                                    

Obudziłam się w swoim pokoju, byłam mocno ospała. Czułam się jakbym spała jakieś dwie godziny maksymalnie, ale nie mogło tak być. Chyba. O której ja w ogóle poszłam spać?

Staram sobie przypomnieć cokolwiek z wczorajszego dnia. Ostatnie wspomnienie to te w gabinecie pielęgniarki. Czyżbym spała aż tak długo? Na pewno nie. Pielęgniarka by mnie obudziła. Szybko orientuję się, że nie jestem sama w pokoju. Obok mojego łóżka siedzi na krześle Budo i śpi na moich kolanach. 

- Ej, wstawaj. Szkoła zaraz.- Potrząsałam jego ramieniem, żeby go obudzić.

- Hm? Wstałaś już? Dzięki Bogu...- Wyprostował się i zaczął badać mnie wzrokiem. Dość szczególnie przyglądał się moim oczom z ulgą.- Jak się czujesz?

- Bywało lepiej. Chryste, ale bym pospała...W ogóle jak się tu znalazłeś?- Ziewam.

- Okno było otwarte to się wspiąłem, żeby zobaczyć czy jesteś.

- No tak...cały Ty.

- Opowiedz mi wszystko od początku.- Chwycił mnie za rękę.

- Co takiego?

I wtedy Budo opowiedział mi to co się wczoraj wydarzyło. To, że zniknęłam z gabinetu, a później Hojiro widział mnie zjaraną.

- Oboje wiemy, że nie tknęłabyś się tego świństwa z własnej woli. Wiesz kto Ci to podał?

- Nie mam pewności, ale ktoś mógł mi coś wsypać do jedzenia. Wszystko by się pokrywało.

- No tak...Tylko kto? Na pewno nic nie pamiętasz?

- Nic, a nic. Choćby nie wiem jak bardzo starałabym sobie przypomnieć.

- Szlag.- Uderzył zaciśniętą pięścią w swoje kolano.- Tak bardzo Cię przepraszam...

- Za co? To nie Twoja wina.

- Obiecałem Cię chronić i być przy Tobie, a po raz kolejny zostałaś narażona. Kiedy ja byłem w Tokyo, Ty walczyłaś o życie, a teraz to.- Zacisnął zęby.

- Nie możesz być przy mnie sto procent swojego czasu.- Przytuliłam go.- Tym bardziej, że jesteś liderem klubu. 

- Dla Ciebie byłbym w stanie z niego odejść...

- Nie, Budo.- Wtrąciłam się zanim zdążył dokończyć.- Jeśli ma mi się coś złego stać to się stanie. Morderca i tak poczeka aż zostanę sama, jeśli byłabym jego celem.- Położyłam rękę na jego policzku.- Nie jesteś niczemu winien. 

- Ale nie mogę tak stać bezczynnie.- Nagle dostrzegłam błysk w jego oczach.- Już wiem. Chciałabyś może dołączyć do jakiegoś klubu?

- Oj, nie...- Od razu strybiłam co ma na myśli.- Wyobrażasz sobie mnie jako karatekę? Nie umiem porządnie komuś liścia sprzedać, a co dopiero poważnie się bić.

- Nie mam na myśli bitki, chcę Cię nauczyć obrony, abyś ich unikała. A to ma swoje plusy. Miałbym na Ciebie oko, a w między czasie bym Cię szkolił.- Wstał z krzesła z podekscytowania, a ja z łóżka.

- Czy ja wiem...A co jeśli nic nie wyniosę z Twoich lekcji?

- Już ja się postaram, abyś została moją najlepszą uczennicą. Uczennicą z korzyściami.- Zaśmiał się mimo chęci zachowania powagi.- Cieszę się, że ponownie mogę to powiedzieć.- Kaszlnął teatralnie.- Witam w klubie sztuk walki! Co Cię tu sprowadza?

- Poszukuję seksownego karateki, który pokaże mi jak się nawalać z oprychami.- Z trudem utrzymałam teatralną powagę.

- Z tym pierwszym może być problem, ale w drugiej sprawie pomogę z chęcią! Czy tym samym wyrażasz chęci dołączenia do mojego klubu?- Wystawił rękę w moim kierunku.

Bloody MadnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz