26

4.3K 166 4
                                    

Victor.

Nie miałem żadnego wytłumaczenia. Wiedziałem, że to nie fer w stosunku do Charlotte ale to był jedyny dzień w roku gdzie potrzebowałem być sam. Właściwie dwa bo na drugi dzień zawsze leczyłem kaca mordercę.

Dokładnie cztery lata temu mój młodszy brat miał wypadek. Śmierć na miejscu. Gdyby nie ja i moje głupie pomysły dalej by żył. To ja chciałem się ścigać, nie on. To ja mówiłem, że nie będzie padać, a on zapewniał, że będzie burza. To ja nie zdołałem go uratować chociaż on zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Nie było. Za każdym razem co roku chodziłem na jego grób, piłem, wracałem do domu i zalewałem się w trupa. Tylko w ten dzień wspomnienia jego zakrwawionego ciała w moich ramionach wracały jak bumerang. Zawsze skutecznie je wypieralem z umysłu ale ten jeden dzień był inny niż reszta. I zawsze tego dnia wyłączałem telefon.

Siedziałem nad grobem z butelką whisky.

- wiesz.. jest naprawdę wyjątkowa, a ja jestem szczęściarzem, że byłem jej pierwszym pocałunkiem i pierwszym razem.

Napiłem się prosto z butelki.

- oglądałem z nią pieprzone bajki, uwierzysz w to? A wczoraj okłamałem.. nie potrafię jej powiedzieć o tobie.. ma swoje sprawy na głowie, Ben, praca.. nie chce jej obarczać swoimi problemami. Nie chcę by przejmowała się jeszcze mną. Ona jest za drobna by uniesc tyle cierpienia na raz. Powiem jej ale po wszystkim..

Mówiłem dalej, znowu się napiłem.

- cholernie mi cię brakuje Matt..

Powiedziałem cicho. Po paru minutach podniosłem się z ławki.

- wrócę za rok.

Wyszedłem z cmentarza i ruszyłem w stronę domu. Nie byłem na tyle głupi by brac motor.

Wszedłem do mieszkania już nieźle wstawiony.

- Hannah?!

Krzyknąłem jednak jak zwykle jej nie było. Co roku tego dnia się ulatniała i nawet ja nie wiedziałem gdzie jest. Po wszystkim tylko mówiła, że nie chce oglądać tego jak wyglądam. Nie drążyłem. Może to i lepiej. Usiadłem na kanapie. Nawet nie oświecałem światła, nie włączałem telewizora. Oprożniłem butelkę do końca. Z racji, że piłem naprawdę rzadko ścięło mnie równo. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie miałem siły się nawet podnieść ale dzwonek nie ustawał. Myślałem, że to Charlotte, że martwi się bo się nie odzywam od rana. Podniosłem się, lekko zachwiałem i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem.

Przed drzwiami stała pierodlona Bonnie. Już miałem jej zamknąć drzwi przed nosem ale była szybsza.

- przede mną nie musisz udawać, że wszystko jest okej.

Powiedziała i weszła do środka, nawet nie zarejestrowałem kiedy.

- wypierdalaj.

Rzuciłem wściekły i niewiele myśląc ruszyłem schodami na górę. Trochę mi to zajęło ale dotarłem do sypialni. Ściągnąłem koszulkę i położyłem się na łóżku. Zasnąłem od razu.

CHARLOTTE #1CukierekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz