EPILOG

6.6K 210 34
                                    

Charlotte.

W sumie zostałam w Seattle jeszcze tydzień. Spakowałam tylko najważniejsze rzeczy. Ciuchy, obrazy, kask od Victora i jego kurtkę którą wciąż miałam.

Resztę rzeczy zaniosłam do mieszkania które dostałam od Bena. Nie wiedziałam na ile wyjeżdżam i czy w ogóle wrócę więc musiałam zdać stare mieszkanie właścicielowi. Opowiedziałam Benowi wszystko, powiedział, że kawiarnia i tak jest moja, mieszkanie również. Dał mi klucze i papierek do podpisania, że wszystko przyjmuje. Nie chciałam tego robić ale po jego namowach i prośbach w końcu to zrobiłam, podpisałam ten papierek. Umówiliśmy się, że będziemy do siebie codziennie dzwonić, opowiadać co się wydarzyło danego dnia.

Z Hannah się nie kontaktowałam, ona ze mną również. Reszta paczki też zapomniała o moim istnieniu i dobrze. Nie chciałam większych kłopotów.

Musiałam sobie poradzić. Myślałam, że się ułoży ale z dnia na dzień było coraz gorzej.

Wróciłam z rodzicami do Chicago. Nikt nic nie mówił. Właściwie porobowali ze mną porozmawiać ale ja się nie odzywałam więc rozmawiali ale tylko między sobą. Całą drogę spałam albo oglądałam bajki które oglądałam z Victorem albo po prostu patrzyłam się pusto na drogę.

Nie wiedziałam czy wyszedł już ze szpitala, nie wiedziałam czy wszystko jest w porządku.. ale gdyby nie było w porządku to by do nie wybudzili, prawda?

***

Weszłam do swojego starego pokoju, odłożyłam ostatnią walizkę. Zaczęłam się rozpakowywać. Rodzice stanęli w drzwiach, patrzeli na mnie ze współczuciem i troską. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam na brzegu łóżka.

- nie pójdę na studia i już nie będę malować, znajdę normalną pracę będę się dokładać i pomagać w domu, a jeśli będziecie mieli mnie dość to po prostu powiecie i znajdę sobie mieszkanie.

Powiedziałam na jednym wdechu nawet na nich nie patrząc. Mama zaczęła płakać, a tata zgrywał twardego ale wiedziałam, że też jest na skraju. Widziałam jak brzuch zaczyna mu się trząść. Albo po prostu dusił w sobie śmiech, bo od samego początku mówił, że wrócę z podkulonym ogonem. Podeszli bliżej, mama usiadła obok mnie i mnie przytuliła. Zaczęłam cicho szlochać. Nie wiedziałam jak bardzo było mi to potrzebne. Tata kucnął przede mną, położył dłonie na moich kolanach i spojrzał na moją twarz. Jednak też płakał, to nie był śmiech.

- skarbie, jesteś dla nas wszystkim i chcemy dla ciebie jak najlepiej..

Przerwałam mu.

- nie pójdę na te pieprzone studia tato.

Od razu pokrecil głową.

- pieprzyć studia, chce żebyś była szczęśliwa, wszystko się ułoży ale musisz nam powiedzieć co tam się wydarzyło.. wykonczysz się gdy zostaniesz z tym sama..

Spojrzałam na ojca będąc w niemałym szoku. Nigdy nie spodziewałam się, że jest w stanie powiedzieć coś takiego. Skinęłam powoli głową.

- dobrze, opowiem ale nie dziś, nie jutro, nie za tydzień i nie za miesiąc.. najpierw sama muszę się z tym uporać.

Przytaknął, usiadł po mojej drugiej stronie i również mnie przytulił.

Nazywam się Charlotte Candy Poe i moje życie jest do bani.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

"Ci, których raz pokochaliśmy, zostają z nami na zawsze." - Mój brat niedźwiedź.

CHARLOTTE #1CukierekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz