~~w szkole~~
Idąc korytarzem rozmyślałam nad tym jaki ten dzień jest okropny. Cały czas myślałam o wczorajszej informacji o śmierci bliskich. Nie wyobrażałam sobie życia bez nich. Oprócz tego od rana miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Może mi się tylko wydawało?Po chwili zauważyłam chłopaka, który się na mnie gapił. Nie był to byle jaki chłopak bo był to Jason. TAK TEN JASON. Kojarzyłam gościa z opowieści Hailie.
Poznałam ją kiedyś w bibliotece i okazała się świetną psiapsi. Kontynuując wiedziałam co planuje i się nie myliłam.
Zaciągnął mnie do damskiej toalety a na moje nieszczęście była ona żatko odwiedzana przez uczniów.
Gdy zrobił co miał zamiar (nie bedę opisywać) wyszedł z łazienki jakby nigdy nic. Mi samej pozbieranie się z tego co właśnie sie stało zajęło znacznie dłużej.
Zapłakana chciałam jak najszybciej stąd wyjść i dojść pod sale. Niestety z moim szczęściem musiałam wpaść na coś twardego, a raczej kogoś - Tonego Moneta. Dlaczego on?! Jest tyle osób w szkole ale musiał to być on?!
Myślałam, że jakimś cudem mnie puści i pójdziemy każdy w swoim kierunku ale nie. Zatrzymał się jak i swój wzrok na moich zapłakanych oczach.
-Hej uważaj. - w tym momencie przerwał i jeszcze raz dokładnie przyglądnął się mojej twarzy - Ej czemu płaczesz?
- Nn-nie ważnie, daj mi spokój.- udało mi się wydusić przez łzy.
- Dobra,dobra - przewrócił oczami i zaprowadził mnie na bok- co jest Ash?
Boże kocham jak mi tak zdrabnia...
Opowiedziałam mu wszystko co chodziło mi po głowie. Przez chwilę nie wiedziałam co zrobić bo on robił coś na telefonie a ja stałam przy nim jak głupia. Po jakimś czasie raczył się odezwać.
- Dylan i Shane się nim zająć - powiedział na samą myśl z lekkim uśmieszkiem- a ja zawiozę cie do domu.
-Nie musisz naprawdę, dam radę.- kłamałam
- Ta na pewno. Chodź- przytulił mnie lekko do swojego boku i tak poszliśmy na parking
~~w domu Ashley~~
Tony zamówił nam pizzę. Nalegałam, że zapłacę jednak postawił na swoim. W czasie oczekiwania na zamówione jedzenie przybrałam się w szare dresy i czarny top. (Jak na zdjęciu tylko bez czapki)Gdy wróciłam do salonu gdzie siedział Tony jedzenie już leżało na stoliku. Rozmawialiśmy na różne tematy aż postanowiłam mu się wyżalić z jeszcze jednej sprawy
- Skoro już tak gadamy -zaczęłam smutno- muszę ci się wyżalić z jeszcze jednej sprawy.
-Co jest?- zapytał widząc moje zakłopotanie.
-Skoro nie mam aktualnie nikogo a jestem niepełnoletnia muszę się wyprowadzić do ciotki w Grecji.-na samą myśl o bliskich poleciała mi łezka co Tony zauważył - Naprawdę nie chcę tam jechać. Ona jest dziwna i surowa a jej dzieci jeszcze gorsze. - tutaj popłakałam się całkiem.
- O kurde... Nie wiedziałem. Czekaj chwilę.
W tym momencie wyszedł z salonu na korytarz z telefonem prawdopodobnie porozmawiać. Wykorzystałam to i spróbowałam się ogarnąć po wybuchu płaczu. Po chwili wrócił.
- Ogarnąłem sprawę -zrobił minę jakby był z siebie dumny a ja wpatrywałam sie w niego pytającym wzrokiem- Zamieszkasz z nami.
-Jezu serio? To nie będzie problem?
- Nie no co ty. Gadałem z Vincem i się zgodził.
-Dziękuję Tony- Moje starania poszły na marne i znowu się popłakałam ale to był inny płacz... taki... ze szczęścia.
Rzuciłam się chłopakowi na szyję a ten odwdzięczył przytulasa.
Czuję się przy nim tak bezpiecznie... STOP to brat przyjaciółki. O czym ja myślę?!
~~skip time 1godzina // 18.00~~
Gdy gadaliśmy z Tonym na temat tatuaży przypomniało mi się, że mój brat uczył się takie robić i miał do tego cały sprzęt. Zawsze pytałam czy by mi taki zrobił jednak uważał, że nadal nie jest w to dobry i może kiedy indziej. Coś mnie podkusiło aby zapytać go o to samo o co ja pytałam brata cały czas.- Tony?
-Hm?
-A ty umiesz robić dziary?
-Co nie co potrafię.- uśmiechnął się do mnie wiedząc, że coś kombinuję- a co?
-No bo... Mój brat miał cały sprzęt i obiecał, że kiedyś mi zrobi ale coś mu nie wyszło -uśmiechnęłam się smutno- Mógł byś?
-Emm tak, a masz wybrany wzór- zapytał.
-Tak
- To prowadź do tego sprzętu i robimy.
~~w pokoju jej brata~~
-Tutaj - wskazałam ręką na biurko brata i szafki obok.-Dobra to co robimy.
-Róże i napis team.
-Okej. -teraz popatrzył na mnie pytająco- Sory, że pytam jak coś ale ma to dla ciebie jakieś znaczenie? W sensie wiesz...- tu mu przerwałam.
-Tak ogromne. Róża to ulubiony kwiat mojej mamy a Team to pierwsze litery członków mojej rodziny- Tom, Eric, Ashley i Marley - Wytłumaczyłam chłopakowi.
- Ooo fajny.- znowu się do mnie obrócił- gdzie robimy?-Jak nie problem wzdłuż palca. (Miejsce na zdjęciu)
☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆
Słowa:763 ♡
Krytyka i błędy>>>>>