XXII

274 9 22
                                    

-Co jest- powiedział.

-Tttony miał wypadek- ledwo wydusiłam- pomóż... Nie dam rady...

-Gdzie jesteś?!- automatycznie podniósł głos.

-Wyślę Ci lokalizację...- powiedziałam właśnie ja wysyłając- On się nie rusza! Nie dam rady!

-Ej, Ej! Spokojnie.- powiedział jak na Dylana dość spokojnie- Czemu nie dasz rady?

-Bbo czuje, że zbliża mi się na atak paniki.- powiedziałam próbować uregulować oddech- A co jak mu coś się stanie?! A ja nie mogę mu pomóc?! Sama siebie nie mogę ogarnąć! Pomóż!!- ostatnie słowo powiedziałam ledwo biorąc oddech.

-Spokojnie! Dasz radę. Spróbuj uregulować oddech i nie kow za dużo bo to ci to utrudnia. - powiedział przestraszony- Już jadę!

Nie zdążyłam wziąść kilku wdechów a on już przyjechał. Sprawdził czy Tony oddycha a później podszedł do mnie. W tym momencie przyjechała karetka.

Dylan coś tam krzyknął do lekarzy aby pomogli Tonemu. Sam kucnął przy mnie aby mnie uspokoić.

-No już, wdech i wydech- przyłożył moją rękę do swojej klatki piersiowej- Wdech. Wydech.

Robiłam wszystko jak kazał aż się uspokoiłam. Naprawdę pomógł mi w tamtym momencie. Gdy byłam na siłach zauważyłam, że nie jest w mundurku.

-Czemu nie jesteś w mundurku?- zapytałam- i która godzina tak w ogóle. - spojrzał na zegarek

-już 12.43.-powiedział- A jestem w normalnych ciuchach bo nie byłem w szkole. Shane też... Bo on... Jest w szpitalu.

-CO?! CZEMU?!- pisnęłam

-Musieliśmy jechać przez las. Wtedy wyskoczył jakiś wróg organizacji i zaczął do nas strzelać.- zadrżał głos- Shane miał otwarte okno więc go trafił...

-Za co..- rozpłakałam się.

-Ej no... Nie przejmuj się... Wyjdzie z tego- pogłaskał mnie po ramieniu. Chyba sam nie wierzył w to co mowi jednak lekko mnie pocieszył.

-Dzięki...

Podczas naszej rozmowy zabrali już Tonego do szpitala. Nie zauważyliśmy nawet kiedy bo byliśmy zajęci rozmową. Przynajmniej ja nie zauważyłam.

-Chodź- wyciągnął do mnie rękę- Jedziemy do domu. I bez protestów, że nie chcesz do domu bo to nie przejdzie. Odpoczynek ci się przyda.-powiedział stanowczo.

-Okej...-ostrożnie chwyciłam dłoń- A co z motorami?

-Zaraz przyjadą tu nasi ludzie i je zabiorą.-odpowiedział.

~~Skip time:popołudnie~~
Siedzieliśmy razem w salonie. Niby oglądaliśmy jakiś film jednak oboje byliśmy zamyśleni.

Już się go aż tak nie bałam, ponieważ cały czas zachowywał się normalnie. Poza tym musiałam mieć do niego chociaż trochę zaufania bo zastaliśmy sami. Niby z inną dwójką Monetów w szpitalu a jednak sami.

Gdy już przysypiałam na filmie do Dylana zadzwonił telefon. Numer był zapisany jako szpital więc nie miałam wątpliwości.

Rany! Mają tyle wypadków, że aż numer sobie zapisali?!

Po jakimś czasie chłopak powiedział, że Shane już się obudził oraz można go spokojnie odwiedzić. Dodatkowo Tony był na tej samej sali oraz też zaczął się wybudzać.

Bez większego namysłu pojechaliśmy do bliźniaków do szpitala. Zajęło nam to chwilkę bo Monet na pewno nie jechał zgodnie z przepisami.

Gdy tylko dowiedziałam się gdzie jest ich sala udałam się do windy. Zaraz za mną przyszedł trochę wolniej. Miałam wrażenie, że jest smutny. Tylko czemu?

-Ej... Co jest?- zapytałam.

-No bo jak bliźniaki się ogarną do życia to znowu nie będziemy spędzać że sobą czasu-powiedział smutno- a ty pewnie będziesz mnie unikać- dodał ciszej.

-Ej no może nieee.-poklepałam go po ramieniu- zależy c,y będziesz się zachowywać jak dziś czy jak opętany pedofil.

-Tsa..-uśmiechnął się.

Szybko wybiegliśmy z windy Gdy tą się otworzyła i udaliśmy się do sali bliźniaków.

Otworzyłam Szybko drzwi a to co tam zobaczyłam mnie przerosło.

☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆▪︎☆
Słowa:591
Sorka za wszystkie błędy, autokorekta+ pisane na szybko.
:)

Nie miałam weny więc króciutkie. Postaram się niedługo wstawić next.

♡Nie pozwolę cię skrzywdzić || TONY MONET ♡ [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz