Rozdział VIII

19 2 0
                                    

­­­Wraz z powrotem książąt na zamek, rozniosły się wieści o słabym polowaniu, domniemanej kłótni, bójce oraz szlachetnym geście Francisa. Choć zabronili mówić o tym głośno, żaden z zaproszonych gości i służby nie stosował się do poleceń. Francis wychował się na zamku i dobrze wiedział, że ulubioną rozrywką dworzan jest plotkowanie. Niezależnie czy były one prawdziwe czy nie. Zamek wrzał, wkrótce dowiadywało się o tym miasto, a oni musieli tylko przemilczeć sprawę. A po kilku dniach każdy o tym zapominał.

Francis nie zdziwił się więc jak został wezwany do króla. Musiał przyznać obszedł go strach. Jak by nie było zranił księcia Vesco, ukochanego syn króla. On sam był tylko przybyszem z innego kraju. Nie miał nic do gadania. Na domiar złego ochronił jeszcze uciekinierów z granic Filli przed prawem. Czy nie poruszył już nowo podpisanego sojuszu?

Posłusznie więc poszedł do króla Henrego. Towarzyszył mu Vinny który drżał w obawie o przyjaciela. Zadręczał się tym, że nie powstrzymał go przed bójką. Bał się, że jeśli druh zostanie ukarany on sam też ucierpi. Nieważne czy przez władcę Vesco, w późniejszym czasie przez Dariusa czy wściekłą Grację.

– Nie może ci nic zrobić, prawda? Również jesteś księciem.

– Vinny – upomniał przyjaciela gdy mówił za dużo. – Poniosę wszelkie konsekwencję, ale nie martw się o mnie.

Wszedł do sali królewskiej. Mężczyzna siedział na dużym drewnianym tronie, wyglądał o wiele bardziej władczo i majestatycznie niż gdy widywano go chodzącego po zamku. Wąsy kręciły się w górę, a zmarszczy na czole dodawały powagi. Za nim na ścianie wysiała czerwone płachta i drewniany pięciopolowy herb, który w centralnym punkcie zawierał literkę V wplecioną w korzenie dębu. W reszcie pól znajdował się niedźwiedź w różnych pozach.

Gdy zobaczył Francisa twarz króla rozjaśniała się, wpłyną na nią uśmiech. Od razu wstały i pewnym krokiem ruszył w stronę księcia. Szatyn ukląkł na prawym kolanie w pokłonie.

– Królu, wzywałeś mnie.

– Nie ma potrzeby być tak oficjalnym, mój drogi Francisie – odrzekł – Dobrze, że przyszedłeś. Kolejna audiencja całkowicie by mnie wymęczyła – westchnął i potarł skronie. – Lepiej się przejdźmy, potrzebuje zażyć świeżego powietrza.

– Oczywiście. O czym Wasza Królewska Mość chcę rozmawiać? – zapytał gdy kierowali się do zamaskowanego przejścia za kotarą. Tak król mógł wychodzić i nie mijać dziesiątek ludzi czekających za audiencją. Ojciec Francisa postępował dokładnie w ten sam sposób.

– Słyszałem, że miałeś sprzeczkę z Lucasem na polowaniu. I teraz dokładnie to widzę – Wskazał na posiniaczony policzek młodzieńca. – Wybacz Lucasowi, jest strasznie narwany. Mogłem się domyśleć, że nie zachowa spokoju na długo. Ale nie martw się, przekonasz się z czasem, że w małżeństwie często stacza się bitwy.

– To nie bitwa, a wojna – mruknął pod nosem. Zeszli z arkad i usiedli się na ławce obok jednej z zamkowych studni. – Wybacz panie, że to powiem, ale ten sojusz zniszczy więcej niż powinien naprawić.

Król zaśmiał się gardłowo.

– Bo widzisz Francis, Lucas może wydawać się okropnym człowiekiem, ale w głębi serca to dobry dzieciak. Jest młody i nie ma instynktu samozachowawczego. Jest jak drzewo na wiosnę. Ma pąki ale do ich pełnego rozkwitnięcia trzeba jeszcze poczekać.

– On mnie nienawidzi. Nigdy się nie dogadamy.

Doświadczył chłodu i pogardy Lucasa w jego stronę. Nie było to coś co można było pożegnać za pomocą jednej rozmowy.

Sun Over the KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz