Rozdział XXX

18 2 0
                                    

Konie ruszyły na siebie pędem porywając do góry tabuny kurzu, które zasłoniły widok na wzgórzu. Słońce wzniosło się nad horyzontem rzucając ostre październikowe promienie oślepiając rycerzy.

Francis nie widział za wiele, lecz zaciągnął lejce konia, by poprowadzić swoich ludzi na prawą flankę. Tam miał zarządzać chorągwiami i tym samy pomóc w bitwie. Brzdęk mieczy i ryk dział zagłuszał wydawanie poleceń.

– Francis, pozwól nam walczyć – poprosiła Gracja stojąc niedaleko przyjaciela.

– Wolałbym, żebyście nie wojowali.

Gracja zacisnęła usta i nie powiedziała ani słowa.

– Na lewo! – krzyknął do gońca – Niech jadą na lewo!

W tym czasie Darius i Cyprian zarządzali głównymi oddziałami. Walka była zaciekła i nawet sprytne strategie książąt nie mogły przyspieszyć końca potyczki. Sztandar Vesco niestrudzenie wznosił się po niebo, choć rycerz go trzymający przez cały czas był atakowany.

Nagle nieoczekiwanie na polu bitwy zapanował popłoch, a wszystko wywołała chorągiew nieobecnego tu księcia Oneya. Jakiś z rycerzy wpadł w popłoch i zaczął wycofywać się z ataku. Za nim pognało część jego ludzi, a wojsko zostało osłabione.

Z opresji wybawiły ich chorągwie z ziemi Kalińskiej z młodym rycerzem na czele. Rozgromił część oddziałów przywracając Vesco przewagę.

Francis obserwował to z daleka. Kaszlną kilkukrotnie gdy pył po raz kolejny dostał się do jego płuc.

– Francisie! Francisie! – krzyknął kilkukrotnie Vinny podbiegając do księcia. Już po jego minie widział, że coś jest nie tak.

– O co chodzi?

– Gracja... – wysapał – Zniknęła...

Francisowi zrobiło się słabo. Zsiadł z konia i rozejrzał się dookoła. Ta dziewczyna... Mógł się tego po niej spodziewać. Nic tylko rwała się do walki.

– Trzeba ją znaleźć.

Przekazał dowodzenia zaprzyjaźnionemu lordowi, a sam poszedł w pole szukać swej przyjaciółki. Nie wątpił w jej waleczność i talent do walki, ta bitwa jednak była tak zażarta, że nawet najsprawniejszy rycerz mógł nie poradzić sobie w natarciu. Nie mógł jej stracić, nie gdy Lucas leżał tam gdzieś chory.

Wybiegł w pole. Ledwo zdołał uniknąć stratowania przez konia. Vincent dreptał mu po pętach. Nigdzie nie widzieli dziewczyny. Tak naprawdę w pierwszej chwili było to niemożliwe by rozróżnić ją spośród mężczyzn.

– Gracjo! Gracjo, gdzie jesteś!? – Bezskutecznie próbował przekrzyczeć wszechobecny hałas. Rozejrzał się w panice lecz nie dostrzegł dziewczyny. Zalała go panika. Jak mogła sama porazić sobie w walce? – Gracjo! Vinny gdzie jest Gracja?!

Nie usłyszał odpowiedzi przyjaciela. A wiedział, że jest za nim.

– Vincent! – Już odwracał się wzburzony, zobaczył jak rycerz w zbroi Filli przekuwa mieczem pierś Vincenta. – Vinny!

Przyjaciel zatoczył się do tyłu i upadł. Przeciwnik z tarczą ozdobioną słońcem uciekł walcząc z innymi rycerzami. To działo się w sekundach, kiedy Francis dopadł do Vincenta, chwytając go w ramiona. Z piersi sączyła się mu burgundowi ciecz.

– Vincent! Wszystko będzie w porządku – muczał książę próbując zahamować rękawicami krwawienie z rany.

– Franc... – Usłyszał ledwo słyszalny głos Vinnego. Rycerz kaszlnął, a z kącika ust popłynęła mu krew. – Boję się...

Sun Over the KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz