Rozdział XXVIII

21 2 0
                                    

Gdy wojska Filli wycofały się, rycerze mogli odetchnąć z ulgą. W twierdzy powstał lazaret, a w około niej rozłożyste koszary dwóch wojsk. Pierwszy sukces podniósł morale wśród żołnierzy. Wszyscy chodzili szczęśliwi, słali listy do rodzin, oraz urządzali sobie małe zawody.

Czy to pojedynki na miecze, zawodowy w łucznictwie, czy bardziej wiejskie, jak skakanie przez ogień nocą. Większość ich wojsk stanowili młodzi rycerze, pełni energii szukających rozrywek.

Francis nie mógł sobie na to pozwolić. Cały czas spędzał w namiocie obmyślając coraz to nowsze strategie by pokonać Fillię. Chciał by szybko to się skończyło. Jednak jak miał to zrobić, kiedy nie chce tracić ludzi?

– Francis? Słuchasz nas?

Książę podniósł głowę i spojrzał na Cypriana, który razem z Gwenem przyglądali się zmartwionej twarzy Francisa. Westchnął przecierać oczy.

– Tak. Na czym stanęliśmy?

–Minister wojny rozgromił wojska Filli na północy. Wszystkie prowadzą odwrót na południe w stronę doliny Quiddie. Obawiam się, że to tam zbierają się główne siły.

– Będą chcieli poprowadzić natarcie prosto na nas. Nie wydaje się to rozsądne.

– Nasze wojsko jest słabe, a oddziały na północy daleko – odezwał się Gwen wskazując na zaznaczone punkciki na mapie. – Sądzą, że nie poradzimy sobie z atakiem, nie mają pojęcia, że od południa zbliża się do nas armia Dariusa.

– Nie są świadomi naszej siły – potaknął Cyprian – I dobrze, niech myślą, że mają więcej mocy. Zaskoczymy ich gdy dołączą do nas chorągwie Axis. Możemy ich zablokować jak będą zmierzać do Ouiddie.

Francis wpatrywał się w mapy i w końcu naszedł go pewien pomysł.

– Nie blokujmy ich. – Gdy to powiedział książę koronny i Gwen spojrzeli na niego z zagubienie. – Skoro ich główne siły są w Quiddie niech tam idą. Minister wojny odetnie ich posiłki od strony Filli, a Darius od południa, my uderzymy z frontu. Rzeki zatrzymają odsiecz.

Cyprian zaśmiał się pod nosem.

– Będą bezbronni jak króliki w klatce.

– Zróbmy tak – zgodził się Gwen – Zduśmy ich na naszej ziemi. Albo się poddadzą, albo zdechną.

Po naradzie wyszli z namiotu, gdzie ujrzeli wesołych rycerzy zajadających zupę gotowana nad ogniskiem i mięso upolowanych bażantów. Francis uniósł kącik ust, gdy zobaczył tak miłą atmosferę.

Nagle poczuł jak ktoś z tyłu oplata go ramionami. Przeszedł go zimny dreszcz.

– No wreszcie wyszedłeś na światło słoneczne, już myślałem, że zostaniesz tam do zmroku.

Rozluźnił się gdy usłyszał głos Lucasa. Ten posłusznie nie zjawiał się na naradach, tylko zajmował się ludźmi. Cieszył się z tego, podejmowanie decyzji od których może zależeć życie innych ludzi to największe brzemię jakie poczuł Francis.

– Zjedz coś, a potem zmierz się ze mną w łucznictwie.

– Nie mam na to czasu.

Lucas zrobił obrażoną minę, ale dalej stał tuż koło Francisa.

– Lucas ma rację – odezwał się Cyprian. – Powinieneś odpocząć i zając myśli czymś innym. Tak samo jak ja. Chodźmy Gwenie, mam zamiar najeść się do syta.

Mężczyźni odeszli, a Francis nie wyraził sprzeciwu. Słowa Cypriana były dla niego jak święte, nie chciał mu podpaść przed ostatecznym rozstrzygnięciem wojny. Pozwolił cię by Lucas zaciągnął go pod rozłożyste drzewo. Usiedli pod nim, a książę wręczył mu osobną miskę zupy z kawałkami obranego mięsa w środku, do tego dobre pieczywo zawinięte w chusteczkę.

Sun Over the KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz