Rozdział XXIX

18 2 0
                                    

Francis razem z Cyprianem czekali przed namiotem i nerwowo chodzili w miejscu. Serce Francisa ściskało się z niepokoju. Złapał się za pierś kucając. Książę koronny pochylił się nad nim i położył dłoń na ramieniu.

– Z Lucasem będzie dobrze.

Nigdy nie sądził, że powie takie słowa.

– Tak bardzo się boje Cyprianie.

Te czekanie go wykańczało.

Nagle z namiotu wyszedł medyk. Wzdrygnął się widząc w cieniu dwóch książąt. Wytarł pot z czoła. Książę koronny podbiegł do mężczyzny.

– Co z nim? Czemu tak nagle się pogorszyło?

– Rana powoduje ogromy ból, tak jak oparzenia. W takim miejscu jak to, nie będzie goić się poprawnie. – Francis przysłuchiwał się słowom medyka z trwogą. – Jednak wszystko inne jest w porządku. Na razie nie wdała się infekcja i miejmy nadzieje, że tak się nie stanie. Sugeruje, by umieścić księcia z lazarecie.

– Nie wróci na front? – dopytał się Francis.

– To wykluczone. Książę Lucas musi zostać w twierdzy.

– Niech zostanie, poradzimy sobie bez niego – odparł Cyprian – Niech odpoczywa. Wyznaczę kilku ludzi by z nim zostało i przypilnowało.

Francis tylko skinął głową. Widocznie wojowanie nie było pisane Lucasowi. Nie mógł oprzeć się przekonaniu, że to dobrze. Przynajmniej będzie w bezpiecznym miejscu daleka od walk.

Chcieli ruszyć już z rana, jednak przygotowania rycerzy i powozów nieco się opóźniły, Francis skorzystał z okazji by odwiedzić po raz ostatni Lucasa. Chciał się pożegnać mimo, że książę był nieprzytomny.

Na czole bruneta zbierał się bot, grymas miał wykrzywiony z bólu. Dlaczego to akurat musiało stać się wczoraj. Co tak naprawdę się stało i kto za tym stoi. Chciał się tego dowiedzieć, jednak teraz jego myśli zajmowało coś innego.

Byli na wojnie i to na niej będą musieli się skupić. Lucas dostanie najlepszą straż i już więcej taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.

Pogładził atramentowo czarne włosy Lucas i pomyślał, że niedługo znowu się zobaczą, już w zupełnie innym świecie.


Jechali dniami, każdy z rycerzy, nawet tych najdzielniejszych był już zmęczony. Ile można było oglądać przygnębiający widok zgliszczy. Prawie każda wioska obróciła się w popiół, albo dopalała ostatki osady. Ludzie wychodzili z ukrycia, osmoleni sadzą oraz brudem. Tym razem nikt nie wiwatował na ich przybycie.

Uciekająca Fillia zgrabiła i podpaliła wszystkie osady, wie czy większe miasta. Francis bał się pomyśleć co działo się na terenach okupowanych przez cesarstwo przez poprzednie lata.

Miał nadzieje, że jak najszybciej dorwą oddziały rycerzy i niedobitków, a także złączą siły z Dariusem na południu.

– To mogła być kara od bogów, za złe uczynki zawsze trzeba otrzymać karę.

Głos Vinnego wyrwał go z zamyślenia.

– To nie wina bogów, a okrutnych ludzi – odezwał się dziwiąc zarówno przyjaciół – Tylko barbarzyńcy mogą wyrządzić taką krzywdę.

– My... nie o tym – zaczął niepewnie – Rozmawiamy o Lucasie.

– Co? – Zmarszczył brwi. Gracja westchnęła i zabrała głos.

– Uważamy... zresztą nie tylko my, że Lucasa dosięgła kara bogów. Obiecał przed ołtarzem wierność, a zdradzał cie tyle razy. Ma na co zasłużył.

Sun Over the KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz