Rozdział XXV

23 2 0
                                    

Rankiem przy śniadaniu panowała nieco bardziej rozluźniona atmosfera. Krajczy dalej stał przy stole i próbował każdej potrawy. Każdy obawiał o życie króla i rodziny królewskiej.

Ten zamach poddał dyskusji zabezpieczenia na zamku. Ktoś stracił życie, a również i inni mogli ucierpieć.

Książę Vesco humor od rana miał podły. Może przez niewyspanie, słowa Matthiasa krążące mu w głowie, albo przez to, że Francis cały czas próbował na siłę go rozchmurzyć. Tym razem jego uśmiech nie przyprawiał go o brak tchu, a o mdłości. W brązowych oczach nie widział już dobroci, a znów obłudę i kłamstwo. Przecież książę Axis był tak sztuczny.

Przy stole jedynie on siedział zachmurzony. Ojciec pozwolił nawet by błazen zawitał przy stole, musiał mieć naprawdę dobry humor.

– Królowa Manea, piękna jak kwiat po łące chodzi, swym blaskiem dookoła przyćmiewa każde progi.

Lucas westchnął słyszą kolejny nieudany rym błazna.

– Ty tylko chwalisz i chwalisz! – zawołał król.

– Chwale bo w najjaśniejszej pani wad nie widzę wcale, za to król nasz wspaniały ostatnio przybrał na wadze.

Po refektarzu rozległy się gromkie śmiechy. Król Henry w żartobliwym geście podniósł dłoń i pogroził błaznowi palcem.

– Komuś innemu mógłbyś podokuczać.

– Jak sobie życzysz panie. – Pokłonił się lekko. – Komuż to tu prawdę powiedzieć? – Zaczął się niby zastanawiać, choć oczy miał utkwione w Francisie. Co za denerwujący błazen. – Och już wiem! Książę Francis w swej anielskiej postaci, chodzi, czmycha, jak mysz do norki ucieka, bojąc się, że wadząc komuś, pod topór kata zostanie wysłany.

Francis uniósł lekko kącik ust i pokręcił głową.

– Nie dziwo tego wcale, gdy nasz książę co rusz komuś dokucza – zadrwił podchodząc do Lucasa – Dyby, lochy czy stryczek? Komu tym razem głową zagrozi. Widząc, że nikt nie boi się dookoła, usadził się więc jak sęp, na Francisa ramieniu.

Lucas zacisnął usta, śmiechy tylko jeszcze bardziej podjudzały jego wściekłość. Może i jego rymy były nędzne, ale potrafił rozwścieczyć ludzi.

– Zamknij się bo do lochu trafisz – wysyczał przez zęby.

Zestawienie jego groźby z ostatnią wypowiedzią błazna było niefortunne, żeby nie powiedzieć komiczne.

– Nie ma potrzeby złości drogi książę. Kukla moje czoło zdobi, żarty wszak panie, to błazeńska sztuka.

– Zapominasz gdzie twoje miejsce i do kogo się odzywasz.

Błazen nie przejął się słowami księcia, a tylko uśmiechnął się jeszcze bardziej drwiąco.

– Wybacz, ty jesteś synem mego pana, a Zdobywca Fiordów pochód twoich przodków zdobi, co z tego, że jest po kądzieli.

Naśmiewać się z niego to jedna rzecz, a co innego jest wyśmiewanie się z rodziny jego matki i negowanie ich zasług. Wstał szybko od stołu tak, że prawie przewrócił krzesło. Chciał zbliżyć się do błazna, lecz ten szybko okrążył stół.

– Jeszcze jego słowo, a zobaczysz co to znaczy naśmiewać się z rycerza!

– My się z ciebie nie śmiejem, wszak ty dla nas zawsze pocholem będziesz.

Lucas nie wytrzymał i rzucił się w stronę błazna, ten w popłochu uciekł z refektarza, gubiąc przy tym swój kaduceusz. Tego było za dużo jak na jeden dzień.

Sun Over the KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz